Jubileusz Złotych Godów to wyjątkowe święto, przeżyć ze sobą pół wieku to przecież nie lada wyczyn. Małżeńska codzienność to przede wszystkim miłość, wyrozumiałość i cierpliwość – Jadwiga i Marian Sarowie pokazują, że da się dochować wierności złożonej przed laty przysiędze.
To był upalny ranek, 25 lipca 1970 roku. Jadwiga i Marian będą sobie obiecywać, że nikt i nic ich nie rozdzieli. Pogoda piękna, ślub cywilny, a potem oczekiwanie na kościelny i wtedy…
– Lunął deszcz. To była taka burza z piorunami, że zabrakło prądu – śmieje się Jadwiga Sar i dodaje, że nie pogoda nie rokowała najlepiej. – Na szczęście – powie – szybko przeszło, wyszło przepiękne słońce i do ślubu kościelnego poszliśmy w prawdziwie letniej aurze.
Na pytanie o sukienkę uśmiecha się.
– Oczywiście, że pamiętam. Biała, z rękawem 3/4 i koronkowym haftem, stójka, do tego bukiecik z czerwonych goździków, wtedy o inne kwiaty było trudno.
Ślub biorą w siennie, ale do Starachowic wracają, bo tu, W REMOT – pracuje mąż Jadwigi, Marian Sar. Mijały lata, na świat przychodziły dzieci, syn i córka, potem wnuki – tu mogą poszczycić się czwórką, trzema chłopcami i jedną wnuczką, za chwilę (w kwietniu) zostaną pradziadkami. Kilka dni temu obchodzili 50 -lecie pożycia małżeńskiego, z tej okazji w Urzędzie Stanu Cywilnego w Starachowicach otrzymali medal za długoletnie pożycie małżeńskie.
Pewnie nie obyło się bez burz, ale trwają, w miłości i szacunku, w przyjaźni, lepszych i gorszych momentach. Razem jeżdżą na wycieczki z OM PTTK, aktywni, głodni świata i wrażeń…. oby jak najdłużej.