Getting your Trinity Audio player ready...
|
Wiola Sobieraj to kobieta orkiestra. Zawodowo związana z Muzeum Przyrody i Techniki gdzie pracuje na stanowisku wicedyrektora, wielka fanka bluesa, piecze pyszne chleby, robi doskonałe sery, w wielce gustownym stroju epoki prowadzi także warsztaty w ramach imprezy Mnisi i Hutnicy, laureatka Świętokrzyskiej Nagrody Muzealnej im. Tadeusza Włoszka, ocaliła od zapomnienia zbiory księdza Walentego Ślusarczyka. Uff.
Na pewno czegoś nie napisałam, trudno. Najwyżej zadzwoni i powie: – Anetka, zapomniałaś o…
Na przykład o tym, że przecież nie robi wszystkiego sama. Wiola jest osobą skromną i dodałaby na pewno, że na polu zawodowych zmagań ma wokół siebie fantastyczny zespół współpracowników. W domu zaś męża, z którym dzieli pasje do pszczół, miodu oraz produkcji kulinarnych przysmaków metodami, które nic mi nie mówią. Ale też nie muszą, dla mnie liczy liczy się efekt – a ten był pyszny. Sery polecam serdecznie (Wiola, zgłoszę się po nie).
Dziś jednak nie o serach, chlebkach, nawet nie o miodach chociaż o panny pszczółki zahaczymy. W końcu tytuł do czegoś zobowiązuje. Tym razem słówko o apiterapi w apidomku.
– Apiterapia to po prostu oddychanie powietrzem pszczół. Apidomek, o którym rozmawiamy to takie jakby przedłużenie ula. Wchodząc do tego naszego miejsca jesteśmy jakby w dużym ulu, pod nim znajdują się cztery zwykłe ule, w każdym z nich po około 30 tysięcy złotych owadów. A zatem pod naszym apidomkiem bzyczy sobie około 120 tysięcy pszczół – mówią Wiola i Rafał Sobierajowie.
Jak wygląda apidomek?
– Mamy moskitierę, wszystko jest osiatkowane, pszczółki są od nas odgrodzone, mamy dostęp tylko do powietrza pszczelego. Pszczoły wentylują ule i dzielą się nim z nami. W apidomku wszystko wygląda jak w saunie – dodaje gospodarz.
Na co pomaga apiterapia?
– Pamiętajmy, ze pszczele powietrze jest jonizowane, to czyste powietrze pozbawione jakichkolwiek bakterii, wirusów, grzybów. Nie ma zdrowszego środowiska nad to, w którym żyją pszczoły. Egzystując w ulu, wytwarzając tą energię oddają nam to, co w ulu jest. U nas wciąż pszczele produkty czy właśnie apiterapia traktowane są jako medycyna niekonwencjonalna, ale warto dodać, że energia wytwarzana przez pszczoły jest energią najbliższą energii człowieka. Oddychając pszczelim powietrzem, wsłuchując się w rytm życia pszczół otrzymujemy wszystko, czego nam potrzeba by na przykład ukoić skołatane nerwy. Pszczele powietrze pomoże na alergie (nie pyłkowe) oraz schorzenia dróg oddechowych. Teraz w sytuacji po covidowej ta terapia zdaje się naprawdę zdawać egzamin. – mówi Wiola Sobieraj.
Ukojenie nerwów, to jest chyba coś dla mnie. Wychodzi na to, że w drodze po ser skorzystam z apiterapii.
Do budowy apidomku Wiola i Rafał wykorzystali drewno, w środku nie jest impregnowane, surowe, świerkowe. Zbierane przez zimę i złożone w całość już na wiosnę tego roku. Miejsce całkowicie bezpieczne, pszczoły są oddzielone od człowieka, nikogo nie zaatakują i nie użądlą.
Mnie to przekonuje.
– Żeby maksymalnie wykorzystać dobroczynne działanie pszczelego powietrza w apidomku należy przesiadywać sesjami trwającymi po 30 minut. Można tu również spędzić noc. Chcemy żeby wszystko tu było naturalne, nie chcemy zaburzać pszczelej energii więc rozkładamy sienniki ze słomą owsianą. Ja myślę, że to jest samo zdrowie – dodaje nasza królowa pszczół.
Wiola i Rafał znają się na rzeczy, pszczołami nie zajmują się przecież od wczoraj, można im zaufać. Domek jest ogólnodostępny, jeżeli są odpowiednie warunki.
Wioletta Sobieraj zaangażowała się również w projekt „Senior z historią i kulturą za pan brat” – Stowarzyszenie Wielka Nasza Wieś. W ramach projektu poprowadziła warsztaty wystawiennicze, które miały na celu uświadomić uczestnikom jak ważna jest pamięć i popularyzacja lokalnej historii. To przecież ona buduje nasze związki z „małą Ojczyzną” oraz cementuje relacje międzyludzkie.
Sam projekt ma na celu ocalić od zapomnienia świat, który odchodzi w przeszłość i pokazać go młodzieży. Już gromadzone są materiały. Maria Borkowska, która mieszka w Wielkiej Wsi od kilku pokoleń znalazła wiele dokumentów sprzed wieku. W jej domu zachowały się akty własności pisane jeszcze po rosyjsku, kwity rozliczeń w koronach. Są zdjęcia pokazujące nie tylko rodzinne uroczystości, ale też życie wsi. Stanisława Śmiecikowska podzieliła się świadectwami szkolnymi swoich krewnych. Dzięki temu, że mama pani Stasi przechowywała wszystkie świadectwa dziś można podziwiać przedwojenne dokumenty szkolne.
Wiola Sobieraj koordynuje ten projekt.
– – W domowych komodach jest wiele dokumentów, świadectw, czy zdjęć, które pokazują świat sprzed kilkudziesięciu lat, a nawet starszy. Wystawa pozwoli na wydobycie ich na światło dzienne, pokaże też jak funkcjonowało nasze społeczeństwo przed laty. Pierwszym etapem prac będzie przygotowanie wystawy w formie dziesięciu dużych plansz z opisami, później planujemy wydać album z tymi znaleziskami – mówi bohaterka naszego spotkania.
Życzymy powodzenia i oczekujemy zaproszenia na wystawę.