Getting your Trinity Audio player ready...
|
– Jeżeli chcecie pomóc tej rodzinie, to nie szeptajcie między sobą, tylko mówcie głośno, do kamery – pouczała zebranych starachowiczan Elżbieta Jaworowicz, autorka programu „Sprawa dla reportera”. Zainteresowała się ona dramatem starachowickiej rodziny, której historię opisywaliśmy kilka tygodni na łamach GAZETY.
Przypomnijmy. Chodzi o spadek. A dokładnie o dom, który pani Krystyna przez długie lata budowała. Miał służyć synowi, ale po jego śmierci, przypadł w spadku jego nieślubnemu dziecku. Mimo upływu czasu, pani Krystyna czuje się nadal bezradna i pokrzywdzona. Nie skorzystała z możliwości odwołania od wyroku sądu. Straciła wiarę w sprawiedliwość i wygraną. Poprosiła o pomoc naszą GAZETĘ, zainteresowała też sprawą media ogólnopolskie. Temat zaciekawił Elżbietę Jaworowicz, która w ubiegły piątek odwiedziła pokrzywdzoną rodzinę ze Starachowic.
Familia jest zdania, że dziewczyna, która urodziła dziecko rzekomo nieżyjącego już syna pani Krystyny, Roberta, bardzo mu się narzucała. On natomiast unikał jej, nie chcąc wiązać z nią swojego życia. Ale pewnego dnia dowiedział się, że będzie ojcem.
– To taka była zakochana w nim ta kobieta? – dopytywała się Elżbieta Jaworowicz.
– Tak, bo syn był mądry, przystojny, pracowity. Każdy grosz przynosił do domu, by coś zrobić – twierdziła pani Krystyna. – Każda by chciała takiego męża. Przyszła więc do nas i oświadczyła, że ojcem jej dziecka jest Robert.
Ten jednak nie chciał go uznać. Trudno jednak zaprzeczać wynikom badania. A te akurat potwierdziły jej słowa. Mężczyzna nie mógł się już wyprzeć syna.
– Robert nie mógł się z tym pogodzić, mówił, że udowodni, że to nie on jest ojcem. Tłumaczył, że ona go wrabia. Odwoływał się, składał skargi. Któregoś dnia wyszedł z domu i już nie wrócił. Utopił się – mówiła pani Krystyna ze łzami w oczach.
– Sam się nie utopił – wtrąciła stojąca w tłumie kobieta. – Był bardzo porządnym chłopakiem, dobrym kolegą. Widziałam go po śmierci. Palce miał połamane. Łuk brwiowy przecięty, sam tego by sobie nie zrobił i całą buzie miał posiniaczoną – przekonywała dalej.
– A co w takim razie na to prokurator? – dopytywała Jaworowicz.
– Umorzył śledztwo – rzuciła matka.
– A jak to argumentował? – drążyła dalej reporterka.
– Że denat utonął – odpowiedziała matka.
– Czyli, państwo sugerują, że ktoś go utopił? – pytała z niedowierzaniem Jaworowicz.
– Nie mamy żadnych dowodów. Mógł komuś przeszkadzać. Mówił, że dziecko nie jego. Nie chciał się żenić. Nie chciał mieć z nią żadnych kontaktów, a ona nadal przychodziła – tłumaczyła załamana matka.
– Dlaczego wy w ogóle sądzicie, że ktoś w tak pięknej okolicy mógłby się dopuścić takiej zbrodni? Z jakiego powodu? – zastanawiała się reporterka.
– Z powodu kłopotów, które miał. Nie był powiadamiany o sprawach, które odbywały się w sądzie. Nawet, gdy dowiedział się, że jest ojcem tego dziecka – mówiła siostra nieżyjącego mężczyzny, podczas gdy tłum przenosił się na posesję, o którą toczyła się kłótnia.
– Ale pani łamie prawo, bo ten dom przyznany jest temu dziecku i jego matce – ostrzegała dziennikarka.
– Tu są moje pieniądze, pani redaktor. Całe życie tu włożyłam. Tyle mojej pracy i co z tego mam – próbowała tłumaczyć kobieta.
– Ale sąd uznał, że to Robert budował dom – kontynuowała Jaworowicz.
– On sam tego nie robił – wtrącił mężczyzna z tłumu i dodał, że sam mu też pomagał.
– Dla kogo on robił ten dom? – dopytywała wciąż reporterka.
– Dla siebie – szybko odpowiedziała matka. – I tu są nasze pieniądze i nasza praca.
– Ale zna pani prawo dziedziczenia? Jak jest dziecko, to ono dziedziczy – tłumaczyła spokojnie Jaworowicz.
– Dziedziczy. Tak. Ale to są moje pieniądze – powtarzała w kółko kobieta. – I ja chcę prawdy, a syn już mi jej nie powie.
– Jakie więc ma pani dowody, że zginął pani syn, bo ktoś miał w tym interes i że nie był ojcem dziecka? Dwa badania DNA stwierdziły, że to pani syn, niestety nieżyjący, był ojcem tego dziecka. I trzeba znać prawo. Skoro był ojcem dziecka, ono się urodziło, a wcześniej on nie obalił faktu, że był jego ojcem, to dziecko będzie miało dom i ma dom – tłumaczyła Jaworowicz.
– Przez cały czas ja płaciłam wszystkie rachunki. Światło, telefon, opłatę za tę nieruchomość, co tylko. Ale odkąd mój mąż zmarł nie płacę i telefon też wyłączyłam –przyznała pani Krystyna.
– A kiedy zapadł wyrok, że ten dom jest pani wnuczka, którego pani nie chce uznać. Dawno temu? – dopytywała Jaworowicz.
– W 2008 roku – odpowiedziała pani Krystyna po chwili namysłu.
– To już się pani powinna przyzwyczaić, bo minęło 4 lata – mówi E. Jaworowicz.
– Ale my podaliśmy do Kielc, do wyższego sądu o nasze nakłady –tłumaczyła matka. – Tylko, że sąd nam nie uznał. Opisał nas tak, że my byliśmy rodziną niezamożną. Że my tego domu nie postawiliśmy, że mąż nie pracował, tylko dorabiał.
– Za to pani syn pracował i za własne pieniądze wystawił dom. I miał do tego prawo – dopowiedziała Jaworowicz.
– Z tak niskimi zarobkami, jakie on miał, myśli pani, że można postawić dom? – mówiła pokazując „paski” syna.
– Pani pokazywała w sądzie te małe zarobki swojego syna, po to, żeby udowodnić, że to z pani nakładu i pani męża był robiony ten dom, tak? –upewniała się Jaworowicz. – Ale sąd uznał, że to była pomoc rodziców. A wasze dziecko ma dziecko i ono dziedziczy i tyle.
– Tak uznał – potwierdziła matka.
– To dlaczego wy tego nie chcecie przyjąć – dziwiła się reporterka.
– Dlatego, że my całe swoje życie włożyliśmy w tę budowę – powtórzyła znów pani Krystyna.
W mieszkaniu pojawiła się była dziewczyna nieżyjącego Roberta, zapewniając, że chłopak nie mógłby się dopuścić zdrady i „zrobić” dziecko innej.
– On nie mógł być ojcem – zarzekała się młoda kobieta. – Byliśmy wtedy razem. Bardzo się kochaliśmy – opowiadała ze łzami w oczach.
– A jak pani zareagowała, jak dowiedziała się o tej ciąży – pytała ją redaktorka.
– W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć – przyznała. – Myślałam, że to jakiś żart. Byliśmy naprawdę udaną parą i na pewno nic takiego by mi nie zrobił – zapewniała kobieta.
Jeden z mężczyzn uczestniczących w rozmowie, zaczął nawet opowiadać, że był świadkiem kłótni Roberta z przyjacielem rodziny kobiety, która domaga się spadku.
– Szliśmy do jego domu. Taką ścieżką. Nagle pojawił się mężczyzna i zaczął go przeklinać. Odgrażał mu się… – opowiadał mężczyzna.
– Ktoś pana pytał o te okoliczności? – zagadnęła Elżbieta Jaworowicz.
– Nikt nie pytał – odpowiada mężczyzna. – Gdyby mnie tam nie było, to doszłoby między nimi do bójki.
Ekipa TVP udała się do mężczyzny, który podobno miał zaczepiać Roberta. Jak się okazało, człowiek ten był jedynym świadkiem, który potwierdził przed sądem, że Robert spotykał się z tą kobietą i może być ojcem dziecka.
– Czy to jest prawda, że pan zaczepiał Roberta? – pytała starszego mężczyznę Elżbieta Jaworowicz.
– Nigdy z tym człowiekiem nie zamieniłem słowa – zaprzeczył. – Dziewczyna, która ma z Robertem dziecko, szkoły przez niego nie skończyła, bo jej tak w głowie zawrócił – stwierdził.
– Czego pan tak kłamie – krzyczała matka Roberta.
I rozpoczęła się kłótnia…
– Ale on miał w tym czasie narzeczoną, która twierdzi, że on z tą drugą kobietą nie mógł obcować – wtrąciła się Jaworowicz.
– Ja z tą dziewczyną rozmawiałem – mówił z przekonaniem mężczyzna. – Ona potwierdziła, że on to dziecko zrobił u nich w domu. Ona przychodziła do nich często.
– Do domu w ogóle nie wchodziła – zaprzeczyła matka chłopaka.
– Jeżeli było udowodnione, że dziecko jest jego… – próbował jej przerwać mężczyzna.
– Ale rodzina twierdzi, że badania mogły być podrobione – wtrąciła się redaktorka.
– W dwóch klinikach? – dziwił się mężczyzna.
Razem z telewizyjną ekipą dotarliśmy do matki dziecka.
– Słyszałam, że pani wrobiła Roberta w dziecko – rzuciła z marszu reporterka.
– Nic podobnego! Dziecko jest jego. Dwa razy robione były badania – odpowiedziała.
– Ale on podobno nie chciał się z panią spotykać, i pani postanowiła przejąć jego majątek – ciągnęła dalej Jaworowicz.
– To jest nieprawda. Ja dla dobra dziecka to zrobiłam. Jak każda matka – tłumaczyła.
– Pani niedoszła teściowa zarzuca, że pani od samego początku chciała przejąć majątek Roberta – mówi redaktorka.
– Nie miałam takich planów . Wszystko jest wyjaśnione w sądzie, zgodnie z prawem. Nie mam nic więcej do powiedzenia – wyjaśniła szybko.
Po czyjej stronie stoi więc prawda? Jak naprawdę zginął syn pani Krystyny i czy ktoś miał w tej śmierci interes? Czy badania DNA, potwierdzające ojcostwo mogły zostać podrobione? Miejmy nadzieję, że dowiemy się tego z reportażu Elżbiety Jaworowicz. O jego emisji poinformujemy wkrótce.