OdsĆuchaj caĆÄ
treĆÄ artykuĆu, moĆŒesz nawet zablokowaÄ ekran!
Getting your Trinity Audio player ready...
|
Prosto z Arktyki wrĂłciĆ do Starachowic pracujÄ
cy w policji i studiujÄ
cy na WSH w Kielcach Sebastian Markowski, ktĂłry byĆ w skĆadzie ekipy Extreme WSH Team podbijajÄ
cej Spitsbergen. Co tam zobaczyĆ i kogo spotkaĆ zdradza GAZECIE.
Spragnieni przygĂłd mÄĆŒczyĆșni, siarczysty mrĂłz, dochodzÄ
cy do – 40 stopni Celsjusza, wyprawa na Trollstein (2170 m.n.p.m ) przez norweski lodowiec Larsa, eksploracja jaskini lodowej i czyhajÄ
ce na nich niedĆșwiedzie. Tak w wielkim skrĂłcie zapowiadaĆa siÄ ekspedycja organizowana przez WyĆŒszÄ
SzkoĆÄ HandlowÄ
im. B. Markowskiego w Kielcach, na czele ktĂłrej stanÄ
Ć Jacek SĆowak. W skĆadzie ekipy znalazĆ siÄ rĂłwnieĆŒ student II stopnia BezpieczeĆstwa WewnÄtrznego, mieszkajÄ
cy i pracujÄ
cy w Starachowicach, Sebastian Markowski, o czym miesiÄ
c temu pierwsza napisaĆa GAZETA. Z Warszawy wylecieli 6 maja br. TuĆŒ po godzinie dziewiÄ
tej byli juĆŒ w Oslo, a po poĆudniu w Longyearbyen – stolicy Svalbardu, liczÄ
cej ponad 1,8 tys. mieszkaĆcĂłw. To wĆaĆnie tam, w niewielkim motelu, ktĂłry na pierwszy rzut oka przypominaĆ bardziej baraki, mieli spÄdziÄ calutki tydzieĆ. Warunki mieli spartaĆskie: maĆe, ciasne pokoje, a w Ćrodku ĆĂłĆŒka piÄtrowe. SĆowem, wygĂłd raczej nie uĆwiadczyli, ale nie dla nich przecieĆŒ przyjechali. ZaczÄli od… rejsuJuĆŒ na dzieĆ dobry przywitaĆy ich biaĆe noce. Mimo godziny 23.00, sĆoĆce ĆwieciĆo mocniej niĆŒ za dnia, o czym przekonali siÄ rankiem. Temperatura oscylowaĆa wokĂłĆ -5 stopni Celsjusza, ale ze wzglÄdu na wiatr, odczuwalna byĆa duĆŒo niĆŒsza. Nie chcÄ
c marnowaÄ ani minuty, udali siÄ w rejs po Morzu Arktycznym. – PodrĂłĆŒ zajÄĆa nam dziesiÄÄ godzin. PĆynÄliĆmy statkiem o nazwie Langoysund, obsĆugiwanym przez EskimosĂłw – opowiada Sebastian, dla ktĂłrego byĆa to pierwsza tego typu wyprawa.- Z poczÄ
tku byĆo doĆÄ nieciekawie: zimno i bardzo wietrznie. Fale rozbijaĆy siÄ o kadĆub statku. Temperatura mogĆa mieÄ jakieĆ -15 stopni Celsjusza, ale ze wzglÄdu na mniejszÄ
wilgotnoĆÄ, daĆo siÄ jeszcze jÄ
jakoĆ znieĆÄ. W miarÄ upĆywu czasu z chmur wyĆaniaĆy siÄ gĂłry. Widok bezcenny. TuĆŒ obok klify, a dalej ĆĂłdeczki, uwiÄzione gdzieĆ przy zatoczkach. Z czasem wiatr jakby przycichĆ i wyszĆo piÄkne sĆoĆce.DopĆywali wĆaĆnie do Pyramiden – dawnej gĂłrniczej osady, zaĆoĆŒonej przez SzwedĂłw w 1910 r., a 17 lat pĂłĆșniej sprzedanej ZSRR. W czasach rozkwitu mieszkaĆo tam ponad tysiÄ
c osĂłb, a od ponad dekady Ćwieci pustkami (od 1998 r. jest opuszczona), choÄ nadal otwarta dla zwiedzajÄ
cych. Nie mogÄ
oni jednak bez pozwolenia wchodziÄ do znajdujÄ
cych siÄ tam budynkĂłw. Nikt zresztÄ
tego nie robi, ze wzglÄdu na bezpieczeĆstwo.- PĆynÄliĆmy obok lodowcĂłw, przebijajÄ
c siÄ przez bryĆy lodu. Nie udaĆo siÄ nam niestety opuĆciÄ statku. Nie pozwoliĆa na to zaĆoga. LĂłd byĆ zbyt duĆŒy, a pogoda zbyt zmienna, chociaĆŒ sprzÄtowo byliĆmy dobrze przygotowani – twierdzi podrĂłĆŒnik. – Mimo niskiej temperatury, czuliĆmy siÄ komfortowo, choÄ byĆy rĂłwnieĆŒ momenty, ĆŒe zalewaĆo nam pokĆad – opowiada Sebastian.Drugiego dnia mieli spotkaÄ siÄ z przewodnikiem, ktĂłry – niestety – siÄ nie odezwaĆ.- To bÄdzie dla nas na pewno duĆŒÄ
nauczkÄ
na przyszĆoĆÄ. Bo wybierajÄ
c siÄ w takÄ
wyprawÄ, zawsze musisz mieÄ plan awaryjny – przyznaĆ Sebastian.Tym razem jednak szczÄĆcie im dopisaĆo. Trafili na mĆodÄ
, charyzmatycznÄ
przewodniczkÄ, maĆo ĆŒe podrĂłĆŒniczkÄ (wczeĆniej mieszkajÄ
cÄ
teĆŒ na Grenlandii), to jeszcze dobrze znajÄ
cÄ
teren. – ByĆa doskonale przygotowana. MiaĆa broĆ i wiedziaĆa, ktĂłrÄdy powinniĆmy iĆÄ, ĆŒeby nie wpaĆÄ w szczeliny, albo nie trafiÄ na jakiĆ nawis. Kiedy na moment siÄ odĆÄ
czyĆem (oczywiĆcie za zgodÄ
, by zrobiÄ tam trochÄ zdjÄÄ), od razu mnie przywoĆaĆa, ostrzegajÄ
c, ĆŒe zaraz moĆŒe oberwaÄ siÄ nawis, na ktĂłrym wĆaĆnie siÄ znajdowaĆem. Nie byĆ to grunt, jak uwaĆŒaĆem, a tylko zmarzlina, ktĂłra w kaĆŒdym momencie mogĆa siÄ zarwaÄ. Kiedy jesteĆ na gĂłrze, wszystko zlewa siÄ w jednÄ
bryĆÄ, dlatego tak waĆŒna jest znajomoĆÄ terenu – mĂłwi GAZECIE Sebastian Markowski. Na gĂłrze Trolla, a potem w jaskiniachZ przewodniczkÄ
weszli na gĂłrÄ Trolli czyli Trollsteinen, znajdujÄ
cÄ
siÄ na wysokoĆci 850 m n.p.m. Przygotowania zaczÄli nad ranem, pakujÄ
c wszystko, co mogĆo siÄ przydaÄ. Emilia, bo tak miaĆa na imiÄ ich przewodniczka (pochodzÄ
ca z Kanady) wyposaĆŒyĆa ich w ĆnieĆŒne rakiety, termosy z wodÄ
, oczywiĆcie gorÄ
cÄ
, i racje ĆŒywnoĆci.- WyruszyliĆmy ok. godziny 10.00. Ze wzglÄdu na biaĆe noce, nie groziĆa nam ciemnoĆÄ. WejĆcie na szczyt zajÄĆo nam jakieĆ 7 – 8 godzin. GĂłra z pozoru moĆŒe wydawaÄ siÄ niska, ale trzeba pamiÄtaÄ, ĆŒe startuje siÄ tam z poziomu morza, a nie 1000 czy 1500 metrĂłw. Faktycznie trzeba wiÄc przejĆÄ ok. 800 metrĂłw, co nie jest Ćatwe, przy tak duĆŒym natÄĆŒeniu stoku – mĂłwi Sebastian, dodajÄ
c, ĆŒe gĂłry sÄ
tam strzeliste. Bez rakiet ĆnieĆŒnych nie moĆŒna wejĆÄ. Nie pomagaĆa im teĆŒ pogoda, ktĂłra zmieniaĆa siÄ bardzo czÄsto.- GdzieĆ po godzinie marszu ukazaĆo siÄ piÄkne sĆoĆce, wiatr nagle ucichĆ i byĆo jak w bajce. W pewnym momencie Emilia kazaĆa nam siÄ zatrzymaÄ, zaĆoĆŒyÄ kurtki (wczeĆniej byliĆmy tylko w polarach) i chusty na twarze. WchodziliĆmy w strefÄ, gdzie mocno wiaĆo, co dodawaĆo tylko klimatu tej eskapadzie. Gdyby takich warunkĂłw nie byĆo, czulibyĆmy siÄ chyba nie do koĆca usatysfakcjonowani – przyznaje Sebastian. W koĆcu dotarli na szczyt, gdzie zatknÄli flagÄ. ByĆa teĆŒ maĆa sesja fotograficzna. W koĆcu trzeba byĆo udokumentowaÄ ten sukces, bo tak naleĆŒy traktowaÄ ten wyczyn.- SprawdziliĆmy siÄ jako ekipa, a byĆo to przecieĆŒ nasze pierwsze przetarcie, wieĆczÄ
ce teĆŒ przy okazji wszystkie dotychczasowe kursy. BÄdÄ
c na tamtym szczycie pomyĆlaĆem, ĆŒe jeszcze kilka lat wczeĆniej, zaczynajÄ
c kurs narciarski w Bukowinie TatrzaĆskiej, ze strachem patrzyĆem na Zwyrtlik, a teraz jestem tu, na Trollsteinen na Spitsbergenie. To niebywaĆe… – uwaĆŒa Sebastian.Okazji do takich przemyĆleĆ byĆo tam wiÄcej, np. podczas eksploracji jaskiĆ i szczelin.- SzukaliĆmy adrenaliny, przeĆŒyÄ i zmÄczenia. To wszystko czuliĆmy i to w duĆŒym stÄĆŒeniu!- przekonuje policjant, ktĂłry niemal codziennie wyruszaĆ z rana w gĂłry.-Klasyka, do ktĂłrej juĆŒ przywykliĆmy, to sztucer na ramiÄ, rakiety na nogi i prowiant w plecaku. Tym razem doĆoĆŒyliĆmy jeszcze kaski, oĆwietlenie, liny oraz drabiny. Po kilku godzinach marszu, dotarliĆmy wreszcie do celu – niewielkiej dziury zabezpieczonej kijkami, bo tak oznaczane sÄ
tam szczeliny, w ktĂłrych Ćatwo jest zginÄ
Ä (jeĆli tam wpadniesz, nie masz co liczyÄ na szybkÄ
pomoc). ZostawiliĆmy przy nich plecaki, a sami wciskaliĆmy siÄ do Ćrodka. SchodziliĆmy kilka metrĂłw po sznurowej drabinie. Od samego poczÄ
tku byĆo doĆÄ ciasno, podobnie na dole. ByliĆmy na to przygotowani, zarĂłwno sprzÄtowo, jak i mentalnie. Ale takiego hardcoru chyba ĆŒaden siÄ nie spodziewaĆ. Na prawie kwadrans wyĆÄ
czyliĆmy nasze latarki. ByĆo tak ciemno, ĆŒe nikt z nas nie widziaĆ nawet czubka wĆasnego nosa. ZmysĆy siÄ wyostrzyĆy. SĆuchaÄ byĆo bardzo dokĆadnie dĆșwiÄki lodowca, kaĆŒdÄ
jednÄ
kroplÄ – przekonuje podrĂłĆŒnik.- Miejsca byĆo niewiele. Niemal przez caĆy czas musieliĆmy iĆÄ na kolanach. Jaskinia byĆa dosyÄ gĆÄboka, skĆadaĆa siÄ z komnat i korytarzy. Ilu dokĆadnie? Tego juĆŒ nie wiem. CaĆy czas schodziliĆmy w dĂłĆ. Na jakÄ
gĆÄbokoĆÄ? Trudno powiedzieÄ. Wiem, ĆŒe chodziliĆmy tam po rzece, tyle ĆŒe zamarzniÄtej. Przy oĆwietleniu naszych latarek Ćciany mieniĆy siÄ kolorami, przypominajÄ
c jakÄ
Ć mozaikÄ. Stworzone z wielu warstw lodu z zatopionym tam piaskiem i bakteriami, ktĂłre tworzyĆy spiralÄ przepiÄknych kolorĂłw. Dech zapieraĆy teĆŒ sople, ktĂłre niczym ĆŒyrandol, zwisaĆy nad naszymi gĆowami. To byĆo coĆ wspaniaĆego – mĂłwi z uznaniem Sebastian, ktĂłry spÄdziĆ tam ponad 3,5 godziny.W tej niecodziennej scenerii zjedli wspĂłlnie posiĆek i napili siÄ kawy. ZaprzÄgami i skuterami…NiemaĆÄ
atrakcjÄ
byĆy teĆŒ psie zaprzÄgi, na ktĂłre mieli zaplanowany nastÄpny dzieĆ.- PojechaliĆmy samochodem do miejsca, w ktĂłrym znajduje siÄ baza. PrzeszliĆmy krĂłtki instruktaĆŒ z obsĆugi saĆ i kierowania psami, a potem juĆŒ z przewodnikiem wypuĆciliĆmy siÄ poza Longyearbyen. Za kaĆŒdym razem trzeba byĆo to zgĆaszaÄ gubernatorowi i dodatkowo posiadaÄ broĆ. Problemem sÄ
tam bowiem niedĆșwiedzie. Bardzo chciaĆem ktĂłregoĆ zobaczyÄ. Niestety, siÄ nie udaĆo, a moĆŒe i „stety”, bo gdyby tak byĆo, trzeba by byĆo od razu zawracaÄ. MoĆŒe ktĂłryĆ mnie widziaĆ, ale ja jego nie – stwierdziĆ Markowski, ktĂłry z innymi pÄdziĆ zaprzÄgiem, a potem wspĂłlnie rozbili obĂłz, gdzie zjedli posiĆek i dali odpoczÄ
Ä trochÄ zwierzÄtom.Innego dnia wybrali siÄ na skutery, chcÄ
c lepiej poznaÄ okolicÄ.- WynajÄliĆmy przewodnika, z ktĂłrym jechaliĆmy jakieĆ 60 – 70 km. WszÄdzie byĆy przestrzenie. JechaliĆmy po zamarzniÄtym Morzu Arktycznym, czujÄ
c jak pÄka. Nie mogliĆmy siÄ zatrzymywaÄ, musieliĆmy rĂłwnomiernie po nim przejechaÄ.Warunki mieli doĆÄ komfortowe: podgrzewane manetki oraz siedzenia, a na liczniku od 80 do 105 km/godzinÄ. ByĆo wspaniale.KorzystajÄ
c z okazji zwiedziĆ takĆŒe muzea, w tym m.in. odkryÄ badawczych i wypraw na Spitsbergen (Spitsbergen Airship Muzeum), gdzie na dwĂłch piÄtrach budynku przedstawiono caĆÄ
historiÄ zdobywania tej nieprzyjaznej czĆowiekowi ziemi. W kolejnym zapoznaĆ siÄ z florÄ
i faunÄ
wyspy, jak i stylem ĆŒycia pierwszych mieszkaĆcĂłw. ZrobiĆ sobie teĆŒ nocnÄ
wycieczkÄ do portu oraz kopalni.- W sumie spÄdziliĆmy tam siedem dni. To byĆo naprawdÄ coĆ wspaniaĆego. Prawdziwa przygoda ĆŒycia – przekonuje Sebastian.Codzienne, na ich profilu , pojawiaĆy siÄ nowe zdjÄcia. CzÄĆciÄ
podzielili siÄ takĆŒe z GAZETÄ i jej czytelnikami. NaprawdÄ robiÄ
wraĆŒenie.- To inny Ćwiat – przyznaje Sebastian. – CieszÄ siÄ, ĆŒe tam pojechaĆem. O takich wyprawach marzy siÄ caĆe ĆŒycie. Na pewno nie byĆoby to moĆŒliwe, gdyby nie wsparcie Pubu Strych ze Starachowic, Restauracji Rycerskiej z IĆĆŒy, ZakĆadu Kamieniarskiego Kameks z SzydĆĂłwka, Firmy UsĆugowo-Handlowej Wamex, Autoboxowi, ale teĆŒ Marbo, ktĂłrej produkty tam testowaliĆmy.I chociaĆŒ dopiero wrĂłcili, juĆŒ myĆlÄ
o kolejnej wyprawie, kto wie, czy nie dookoĆa Ćwiata…(An)