Getting your Trinity Audio player ready...
|
Zakochana w życiu ogrodniczka, pasjonatka psychologii, sportu ( w tym roku rozpoczęła naukę jazdy konno) i kulinariów, która nade wszystko kocha naturę i wszystko, co z nią związane. W szkole uwielbiała lekcje techniki i plastyki, gdzie dawała upust swojej kreatywności. Teraz, po latach, spełnia się w pracy w swoim ogrodzie, a jej instagramowy profil „Dom na przedmieściu”, gdzie dzieli się swoją pasją i efektami pracy obserwuje już ponad 14 tysięcy fanów. Wśród nich jestem także ja, dlatego niezmiernie się cieszę, że zgodziła się ze mną porozmawiać. Poznajcie więc Ksenię Jamską.
Na profil Kseni trafiłam przypadkiem. Po obejrzeniu kilku zdjęć i zapoznaniu się z opisami do nich wiedziałam, że chciałabym porozmawiać z nią, poznać i przedstawić Wam, naszym czytelnikom. Pozytywna energia biła od każdego ze zdjęć i filmików, na których prezentowała swój ukochany ogród, zdobiła, odnawiała, dekorowała…była w swoim żywiole.
K.R. Kseniu, masz piękny dom i ogród. Zapewne często słyszysz i czytasz takie lub podobne pochwały. Opowiedz nam co nieco o swoich początkach i ogrodniczej drodze…
K.J.: To prawda, czytam to i słyszę niemal codziennie. Tak na maxa to weszłam w ogrodnictwo w czasie, gdy wybuchła pandemia. Zostaliśmy zamknięci w domach, to był marzec. Mieliśmy o tyle większy luksus, że nie mieszkamy w bloku, a w domku na wsi . Nie można było nigdzie wyjeżdżać, wszystko było pozamykane. Wiosnę spędzaliśmy na tarasie i w ogrodzie. Wtedy to jeszcze nie był ogród, miałam mnóstwo tui i trawnik. Na tarasie, wtedy jeszcze z kostki brukowej i bez zadaszenia, stały tylko dwa plastikowe fotele i stolik. Absolutna nuda. I to był ten moment.
K.R.: Ten moment, w którym poczułaś…
K.J.: Poczułam, że chce mieć większy taras. Taki, na którym będę mogła spędzać całe dnie, również te deszczowe, gdzie będę mogła przyjmować gości. Taki taras kipiący roślinnością. W ogrodzie zapragnęłam kolorów, zapachów, więcej zieleni. Muszę jednak wspomnieć, że całe dzieciństwo mieszkałam w domu z ogrodem. Rodzice zawsze uprawiali warzywa, mieli kury, kaczki i króliki, piękne zadbane rabaty i drzewka owocowe. Pandemia chyba tylko obudziła we mnie to, z czym obcowałam przez całe dzieciństwo. Sama mam teraz ogród, szklarnie i rabaty z warzywami.
K.R.: Jak wspomniałaś, z naturą obcowałaś od dzieciństwa, czym uprzedziłaś moje kolejne pytanie (śmiech). Zastanawiałam się, czy tak zwane zacięcie do ogrodnictwa miałaś od zawsze…
K.J.: Tak, ale dość długo nie „czułam” tego tak głęboko, jak dzisiaj. Podobno do ogrodu trzeba dojrzeć. Ja mam 41 lat, może to właśnie ten czas (śmiech). Zdobić lubiłam zawsze, od najmłodszych lat. W szkole kochałam lekcje plastyki i techniki, tam zawsze można było dać upust swojej kreatywności. A w domu? Ciągle coś przestawiałam, robiłam świąteczne ozdoby, malowałam, kleiłam. A teraz nadaje drugie życie starym przedmiotom. Kocham prace w drewnie…
K.R. Czyżbyś miłość do drewna odziedziczyła po tacie?
K.J.: Faktycznie, mój tata był stolarzem, ciągle coś robił pod konkretne zamówienia. Wtedy, niestety, musiałam mu pomagać. Głównie malowałam deski, bo to było najprostsze. Nienawidziłam tego. Teraz to uwielbiam. Drewno to cudownie plastyczny materiał, z którego można zrobić ogrom rzeczy. Uwielbiam zapach drewna, lakierów do drewna, a nawet dźwięk heblarki (śmiech).
K.R. Domyślam się jednak, że geny to nie wszystko, a wielu z czynności, które wykonujesz na co dzień musiałaś się po prostu nauczyć. Ciekawi mnie, czy w tej kwestii jesteś samoukiem?
K.J.: W każdej z tych dziedzin wyniosłam coś z domu, potem trochę z Internetu i książek, ale najwięcej chyba to z własnych błędów i porażek. Wtedy uczymy się najwięcej. Gdy weszłam w ogrodnictwo, warzywa, zaliczyłam wiele gaf (śmiech). Do tej pory mam kilka źle posadzonych roślin i nic już z tym nie mogę zrobić bo są zbyt duże, aby je przesadzić. W pierwszym roku nasiałam tyle rzodkiewek i porów, że mogłam całą wieś obdarować. No ale przecież człowiek uczy się na błędach, a najlepiej na swoich.
K.R.: Wspomniałaś o Internecie i książkach…to były też źródła Twoich inspiracji, szczególnie na początku drogi?
K.J.: Tak, ale nie tylko. Zakochałam się w programie „Maja w ogrodzie”. Tak mocno się w to wkręciłam, że w ciągu jednej nocy potrafiłam obejrzeć dziesięć odcinków tego programu. Ja w ogóle tak mam, że jak w coś wchodzę, to jakbym robiła z tego doktorat. Kupuje książki o konkretnej tematyce, przeszukuje Internet, dopytuje tych mądrzejszych. Co ciekawe, cały czas podglądam ogrody innych, uczę się. Przyznam, że uwielbiam, jadąc autem, zerkać co kto ma w ogrodzie.
K.R. Czy wtedy myślałaś już, że za jakiś czas to właśnie Ty staniesz się inspiracją dla innych „ogrodomaniaków”?
K.J.: Absolutnie nie myślałam, że to pójdzie w tym kierunku. Nie miałam też pojęcia, że mój taras i ogród wzbudzi tak ogromne zainteresowanie. Codziennie dostaje mnóstwo pytań o wszystko, co związane z ogrodem, tarasem, lub przedmiotami, które robię z drewna. To bardzo miłe i motywujące . To miało być bardziej dla zabawy, sprawdzenia, czy się będzie podobać. Ludzie pytają mnie, czy jestem projektantem ogrodów. Nie jestem, ale z przyjemnością pomogłam w zaprojektowaniu paru ogrodów i tarasów. To była bardzo ciekawe doświadczenie.
K.R. O tym, że będzie się podobać, świadczyła już chyba reakcja na Twoje pierwsze opublikowane na jednej z tematycznych facebook’owych grup. Zebrałaś wtedy mnóstwo „lajków”…
K.J.: Mój post otrzymał ilość polubień, jakiej nigdy na tej stronie nie widziałam. Jednocześnie dostałam setki pytań, dziesiątki wiadomości prywatnych. Ludzie pytali mnie o wszystko, od kolorów farby, poprzez nazwy roślin, sposób ich uprawy, pielęgnacji po, linki do mebli. Odpisywałam na wiadomości przez tydzień. Wtedy pomyślałam, że mój ogród i taras zasługuje za swoją stronę.
K.R.: I tak powstało konto „Dom na przedmieściu”?
K.J.: Dokładnie. Konto liczy już ponad 14 tysięcy obserwatorów. Staram się pomagać każdemu, kto szuka tam odpowiedzi na nurtujące go pytania, kto szuka inspiracji. Dzielę się tam swoimi pomysłami, pokazuję, jak z niczego stworzyć coś oryginalnego, czego nie ma w tak zwanych „sieciówkach” oraz to, jak nadać drugie życie starym przedmiotom.
K.R.: Kseniu, Twoi obserwatorzy w Twoim ogrodzie znajdują przede wszystkim inspiracje. A Ty, co w nim znajdujesz?
K.J.: Zdecydowanie spokój psychiczny. On jest takim moim powiernikiem. To tam śmieje się, płaczę, rozmyślam, marzę i planuję. Rozmawiam też z moimi roślinami, co podobno robi każdy ogrodnik. Ale najwięcej „nasłuchają się” chwasty (śmiech). Co to ja do nich nie gadam…Przyznam, że z tym moim ogrodem to trochę jak ze starym małżeństwem. Jak się w nim napracuję tak, że nie mogę się potem ruszać, to myślę sobie: „dziewczyno, po co ci to było?! Rzuć to”. Ale każdego ranka, gdy wstaję i patrzę na niego przez okno, mogę się przespacerować boso z filiżanką kawy, gdy widzę w nim mnóstwo ptaków, motyli, zapylaczy, to wtedy myślę sobie: „kocham cię”.
K.R.: Wiem, że nie poprzestajesz na tym, co masz, a w głowie masz mnóstwo pomysłów i pewne plany…zdradzisz nam, co to będzie?
K.J.: Mam drugi ogród, który ma 1500 metrów. Zamierzam tam założyć sad, hodować kury i powiększyć szklarnie. Przywiązuje dużą uwagę do zdrowej żywności. Mam bzika na punkcie pomidorów. W tym roku posadziłam ich aż piętnaście odmian, mam nawet takie w kropki. Marzy mi się też staw, gdzie będą żaby i rybki. On już powoli powstaje, ale jeszcze daleka droga przede mną. Chciałabym, aby był taki bardziej swobodny, wiejski . Nie taki „pod linijkę”, który wymaga ciągłej uwagi.
K.R. Zapowiada się bajkowo…Gdybyś miała powiedzieć, poradzić coś początkującym pasjonatom…co by to było?
K.J.: Chciałabym, aby ci, którzy zaczynają, nie bali się próbować, popełniać błędy, by stworzyli dla siebie miejsce, w którym będą się czuć, tak ja w swoim ogrodzie. By pozwolili sobie na fantazję, by zakochali się w naturze…
K.R. I niech to będzie piękna puenta naszej rozmowy, za którą serdecznie Ci dziękuję.