Getting your Trinity Audio player ready...
|
Życie 15-letniej Anny Bujnowskiej zatrzęsło się przed paroma miesiącami przez naczyniaka mózgu. Intruz został opanowany na tyle, że dziewczynka przeżyła. Ale podstawowe funkcje, jak jedzenie, czy oddychanie, przejęły za nią urządzenia medyczne. Unieruchomioną w łóżku nastolatkę czeka kosztowne leczenie.
Naczyniak to nieprawidłowy splot naczyń krwionośnych. Taki supeł grożący pęknięciem i wylewem krwi do mózgu. U Ani usadowił się w bardzo niefortunnym miejscu. Na pniu mózgu.
– Dlatego jest nieoperacyjny – mówi ojciec Jarosław Bujnowski.
Dokładnie pamięta dzień, w którym zaatakował jego dziecko.
– Stało się to 16 marca tego roku. Córka była na szkolnej wycieczce w teatrze w Kielcach. W czasie przerwy zrobiło się jej słabo. Twarz zaczęła drętwieć, przestała widzieć na jedno oko. Szybko została zabrana do szpitala w Kielcach. Okazało się, że naczyniak pękł. Lekarze otworzyli czaszkę, wyczyścili, spięli naczyniaka klamrą. I powiedzieli, że więcej nie mogą, bo usunąć się go nie da – relacjonuje mężczyzna.
Rodzice załatwili Ani konsultację w Lublinie. Specjaliści z tamtejszej klinki obiecali podjąć się zamknięcia części naczyniaka przez podany dożylnie lek. To powinno zapobiec ponownemu pęknięciu. Ania oczekuje na zabieg w domu unieruchomiona w łóżku.
– Nie jest świadoma – mówi znękanym głosem pan Janusz.
Nie daje rady o tym mówić. Podsuwa kartkę, na której wypisał dolegliwości Ani. Dziewczynka jest w tzw. stanie mutyzmu. To znaczy, że nie nawiązuje kontaktu z otoczeniem. Nie mówi, nie wykonuje prostych poleceń. Ma niedowład rąk i nóg, uszkodzoną rogówkę w prawym oku. Je przez sondę podającą pokarm wprost do żołądka, oddycha przez rurkę tracheotomijną. Wydatki na opiekę dziesiątkują rodzinny budżet
– Za leki neurologiczne płacimy 100%. Kosztuje specjalne jedzenie dla Ani, cewniki, bo mocz nie schodzi. To nie jest łatwe. Wszystko przy naszym dziecku robi żona, musi być przy niej 24 godziny na dobę. Pilnować urządzeń mierzących tętno, ciśnienie – wylicza ojciec.
On pracuje, bo ktoś musi zarabiać na chleb, ale ciężka choroba nie zna litości. Wysysa i zdrowie i portfele, bo za wiele rzeczy Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci. Między innymi za intensywną rehabilitację, której dziewczynka potrzebuje równie pilnie, jak leków. Będzie ona szczególnie istotna po planowanym zabiegu w Lublinie.
– Lekarze podkreślają, że po uszkodzeniach mózgu najważniejsza jest rehabilitacja i jeszcze raz rehabilitacja. Trzeba rozruszać te wszystkie zastałe mięśnie. W naszym szpitalu rehabilitacja skończyła się od sierpnia. Zapisy są dopiero na następny rok. A Ania potrzebuje już – tłumaczy pan Jarosław.
W takiej sytuacji Bujnowcy będą najprawdopodobniej zmuszeni płacić prywatnym terapeutom. Na szczęście pomocną dłoń wyciągnęli przyjaciele. Stowarzyszenie „Starachowice Moja Polska” wpadło na pomysł charytatywnej imprezy. Współorganizuje piknik plenerowy, w czasie którego przeprowadzi zbiórkę pieniędzy dla rodziny Bujnowskich.
– Nie wymagam od ludzi konkretnych kwot. Każda nam się przyda na leczenie dziecka – mówi skromnie ojciec.