ZAUFAŁYŚMY LEKARZOM, LECZ TATA NIE ŻYJE

Getting your Trinity Audio player ready...

Jerzy Grzelka był mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem. Mieszkał w Marcinkowie. Na jego pogrzebie pojawili się strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Marcinkowie, by oddać cześć swojemu starszemu koledze. Mimo 78 lat czuł się dobrze, normalnie funkcjonował, był radosnym człowiekiem, który jeszcze w maju tego roku bawił się podczas I Komunii Świętej swojej prawnuczki.
Pod koniec sierpnia br., pan Jerzy trafił do Powiatowego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Starachowicach z podejrzeniem udaru. Diagnoza została potwierdzona, pacjent doznał udaru niedokrwiennego mózgu z niedowładem połowicznym lewostronnym. Tego samego dnia, tj. 26 sierpnia ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego został przewieziony do Oddziału Neurologicznego z Pododdziałem Udarowym. Tam zajęto się leczeniem pana Jerzego, a że jego stan był dość dobry, to istniało prawdopodobieństwo, że dzięki rehabilitacji będzie miał szansę szybkiego powrotu do zdrowia.
– (…) byłam u lekarza z pytaniem, jak wyszły badania – mówi nam jedna z córek pana Jerzego, Grażyna Marekwica. – Lekarz powiedział, że wyniki są dobre i jedynie tata ma podwyższony cholesterol. Że w zasadzie nie ma większych zmian. Kiedy poszłam do ojca zobaczyłam go, jak leży na łóżku. Wzrok miał taki nieobecny, łóżko miało podniesione barierki. Miałam wrażenie, że w ogóle nie kontaktuje, dlatego biegiem poleciałam do lekarza. Zostałam poinformowana, że tata dostał temperatury i spadł z łóżka.
Było to w dziewiątą dobę od przyjęcia na oddział. Następnego dnia, gdy pani Grażyna ponownie przyszła do szpitala okazało się, że pan Jerzy ma zabandażowaną rękę, do łokcia.
– Zajrzałam tam, a tam rumień. Tak wysoko zabandażowaną rękę miał dzień, może dwa. Potem zabandażowana była tylko rana, a potem zobaczyłam na ręce strupek średnicy takiej jak 20 groszy – mówi nam pani Grażyna. – Powiedziano mi, że to jakaś bakteria. Nie znam się, zaufałam lekarzom.
U pana Jerzego zlecono badania, a następnie podawano antybiotyk. W karcie wypisowej z oddziału czytamy: „pobyt powikłany odczynem zapalnym na przedramieniu lewym w okolicy wkłucia po wenflonie, z gorączką i wysokimi parametrami zapalnymi, zastosowano antybiotykoterapię”.
Na Oddziale Neurologii Jerzy Grzelka leżał 17 dni, po czym został przeniesiony na Oddział Rehabilitacji Neurologicznej. Stan pacjenta był na tyle dobry, że zdecydowano o rehabilitacji po przebytym udarze. Pan Jerzy dawał sobie radę, chodził dość sprawnie z samoasekuracją, ruszał rękoma.
– To był wtorek, 12 września, gdy tato został przeniesiony na rehabilitację. W środę był wszystko dobrze. Pojechałam w czwartek, a on ma temperaturę. Poszłam do lekarza, a pani doktor mówi, że powtórzyło się to, co było na neurologii – mówi pani Grażyna.
Córka pana Jerzego usłyszała coś, co ją zmroziło, z ust lekarki padła nazwa posocznica gronkowca.
– Lekarka mi to powiedziała, że to jest posocznica gronkowca – powtarza pani Grażyna. – Bardzo się zdenerwowałam, ale po chwili przytomnie zapytałam, jak to się leczy. Usłyszałam, że łatwiej niż udar.
Z opowieści kobiety dowiadujemy się, że z racji tego, że na oddziale przebywało mało osób, podjęto decyzję o wydzieleniu sali, w której pan Jerzy będzie leczony. Salę oznaczono trójkątem ostrzegawczym. Wprowadzono leczenie antybiotykiem. W epikryzie wypisowej karty z Oddziału Rehabilitacji czytamy, że „w wykonanych posiewach krwi wyhodowano Staphyllococcus aureus MSSA – szczep metycylinowrażliwy”, co potwierdza słowa córek pana Jerzego Grzelki.
Po wprowadzeniu antybiotykoterapii stan pacjenta poprawił się, pan Jerzy czuł się dobrze i cieszył się, że będzie mógł poddać się rehabilitacji, która usprawni jego funkcjonowanie po udarze. Liczył na to, że niedługo będzie mógł wrócić do domu. Jednak po kilku dniach temperatura znowu się pojawiła.
„W dniu 28.09.2017 r. ponowny pik gorączki do 38,8 st. C z towarzyszącymi dreszczami. Po konsultacji specjalistycznej pacjent skierowany do Oddz. Chorób Zakaźnych celem dalszego leczenia” – czytamy w karcie informacyjnej wystawionej wraz z wypisem pacjenta z Oddziału Rehabilitacji Neurologicznej.
Na Oddział Chorób Zakaźnych PZOZ w Starachowicach Jerzy Grzelka został przetransportowany 29 września br. Umieszczono go w izolatce, wprowadzono leczenie farmakologiczne, wprowadzono antybiotykoterapię.
– Tata był coraz słabszy, zaczął powtarzać, że nie ma już siły – wspomina córka pana Grzelki – że nic go nie boli, tylko że jest kompletnie bez siły.
. . .
W poniedziałek, 4 października druga z córek pana Jerzego Grzelki, Ewa Madej postanowiła skontaktować się z dyrekcją szpitala w Starachowicach i porozmawiać o stanie zdrowia jej ojca. Na spotkanie wybrała się ze swoją siostrą Grażyną.
– Zadzwoniłam do pana dyrektora ds. lecznictwa, Piotra Nowaka, przedstawiłam się i powiedziałam: panie doktorze, ja panu opowiem o co chodzi, bo ja chcę się z panem spotkać, ale chcę, aby pan był przygotowany do tej rozmowy (…). Opowiedziałam mu o co chodzi, nazwisko, imię, kolejność, że został w szpitalu zarażony i że chciałabym w tym temacie rozmawiać (…) – mówi Ewa Madej, druga z córek Jerzego Grzelki.
– Dyrektor był przygotowany i rozmowa zaczęła się od tego, że tak, on już wie, że rzeczywiście tato został zarażony gronkowcem od wenflona i jeszcze mówi, że takie rzeczy mają prawo się zdarzyć (…). Zapytałam, że jak to mają prawo się zdarzyć, wszędzie u pana w sekretariacie wiszą certyfikaty: czysty szpital, bezpieczny szpital i tak rzecz ma prawo się zdarzyć? Powiedział, że to może się zdarzyć i jest to powikłanie od choroby.
Doktor Piotr Nowak w nawiązaniu do słów córki pana Jerzego Grzelki odpowiedział:
– Nigdy nie potwierdziłem rodzinie tego pacjenta, że do zakażenia bakterią doszło na pewno podczas pobytu w Oddziale Neurologii, poprzez wenflon. Powiedziałem jedynie, że jest to jedna z wielu możliwych przyczyn zakażenia. Chciałbym dodać ponadto, że zakażenia szpitalne są związane z codziennym funkcjonowaniem nawet najlepszych szpitali na całym świecie stanowiąc jeden z najpoważniejszych problemów współczesnej medycyny.
Po wizycie u dyrektora Nowaka u pacjenta pojawiła się doktor z Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii, która po przebadaniu pacjenta nie znalazła wskazań do leczenia w tutejszym oddziale intensywnej terapii.
Pacjent na Oddziale Chorób Zakaźnych przebywał do 11 października br., tego dnia został wypisany ze szpitala do domu.
„(…) Kontrolny posiew krwi – wynik (-) ujemny (…). Przebieg hospitalizacji bez powikłań. W stanie dobrym pacjent wypisany z oddziału z zaleceniami jak niżej”.
Zaleceniami była dieta, kontrola w poradniach: rejonowej, neurologicznej i kardiologicznej. Plus leki, które pan Jerzy miał przyjmować w domu.
. . .
Jerzy Grzelka do domu pojechał w środę, 11 października. Nadal przyjmował antybiotyk. W niedzielę zaczął narzekać na kiepskie samopoczucie.
– Powiedziałam tatusiowi, że może być mu niedobrze od tej ilości leków, jakie bierze i od antybiotyku (…). Bo kto by przypuszczał? – mówi Ewa Madej. – Naszym zdaniem to był błąd, że go z oddziału wypuścili. Skoro wiedzieli, że co pięć dni jest nawrót temperatury, to dlaczego gdy pojawiły się te pierwsze dobre dni, to nie odczekali tych pięciu kolejnych? – pyta rozżalona pani Ewa.
Pan Jerzy w domu był pięć dni. 16 października dostał bardzo wysokiej temperatury. Rodzina wezwała karetkę pogotowia, która zabrała ojca pani Grażyny i pani Ewy do szpitala powiatowego w Starachowicach. Trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy, były godziny popołudniowe.
Po sześciu godzinach pobytu na oddziale ratunkowym pan Jerzy trafił do Oddziału Chorób Wewnętrznych II. Zostały mu zaaplikowane leki.
– Następnego dnia, to był wtorek, tata był już mało kontaktowy – opowiada dalej pani Grażyna – Pani doktor z oddziału powiedziała mi, że będą robić wszystko co mogą, bo muszą znaleźć przyczynę tego, co się dzieje. I pani doktor zaczęła szukać.
W czwartek, 19 października pani Grażyna podczas rozmowy z lekarzem została poinformowana o tym, jakie badania diagnostyczne będzie miał wykonywane pan Jerzy, że będzie miał zrobione m.in. przezprzełykowe badanie serca. Stan Jerzego Grzelki był już bardzo ciężki.
– Tego samego dnia po południu dostałam telefon, że znaleziono ognisko chorobowe i tata musi być zabrany na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii – wspomina pani Grażyna.
Następnego dnia podczas rozmowy z ordynatorem OIOM pani Grażynie zostało potwierdzone to, czego dowiedziała się podczas rozmowy telefonicznej.
„ Dgn. infekcyjne zapalenie wsierdzia na zastawce mitralnej i aortalnej z posocznicą gronkowca” – informacja z karty informacyjnej.
Rozpoczęto leczenie farmakologiczne. Stan delikatnie się poprawił, na dwa dni. Potem z dnia na dzień było coraz gorzej. Kolejne posiewy wykazywały ciągłą obecność bakterii w organizmie.
„(…) Pomimo stosowanego wielokierunkowego, intensywnego leczenia, w tym celowanej, opartej na wynikach antybiogramu antybiotykoterapii, stan pacjenta pogarszał się. Badaniem przezprzełykowej echokardiografii potwierdzono kolonizację bakteryjną zastawki mitralnej i aortalnej. Konsultowano pacjenta z Kliniką Kardiochirurgii WSzZ w Kielcach – chory nie został zakwalifikowany do leczenia kardiochirurgicznego ze względu na skrajnie ciężki stan ogólny. Narastały objawy niewydolności wielonarządowej. W jedenastej dobie hospitalizacji w OIT doszło do skrajnej dekompensacji układu krążenia z obrzękiem płuc i nagłym zatrzymaniem krążenia – chorego zresuscytowano (…)”.
W czternastej dobie hospitalizacji, 1 listopada 2017 roku, pan Jerzy Grzelka zmarł…
. . .
Skontaktowaliśmy się z Powiatowym Zakładem Opieki Zdrowotnej w Starachowicach. Zapytaliśmy o przyczyny powstawania posocznicy, jak dochodzi do zakażeń. Publikujemy wybrane fragmenty z odpowiedzi nadesłanej przez szpital do redakcji.
Chcąc przybliżyć państwu czym są zakażenia szpitalne, PZOZ odpowiada:
– W dobrze funkcjonujących szpitalach odsetek zakażonych wynosi 5 – 30% w zależności od specyfiki oddziału. W Powiatowym Zakładzie Opieki Zdrowotnej odsetek zakażeń jest dużo niższy i wynosi 1,5%. Najczęściej występujące postacie kliniczne zakażeń to: zakażenia miejsca operowanego, zakażenia krwi, zakażenia miejsca wkłucia, zapalenia płuc, zakażenia układu moczowego, zakażenia skóry i tkanek miękkich oraz zakażenia przewodu pokarmowego.
Kluczowe znaczenie w rozwoju zakażeń szpitalnych, a szczególnie posocznicy, mają 2 czynniki: zmniejszenie sił obronnych ustroju oraz kolonizacja patogennymi lub potencjalnie patogennymi drobnoustrojami. Kolonizacja ma związek z czasem hospitalizacji, stosowaniem inwazyjnych instrumentów oraz leczeniem antybiotykami przez dłuższy czas. Rezerwuary kolonizujących bakterii są bardzo liczne. Należą do nich skóra, zwłaszcza owrzodzenia podudzi, jama nosowo-gardłowa, przewód pokarmowy, układ moczowy. Bakterie te są przenoszone poprzez bezpośredni kontakt (na rękach personelu i osób odwiedzających), drogą kropelkową lub przez aerozole. Mogą też pochodzić z zainfekowanego sprzętu lub płynów infuzyjnych. Czynniki usposabiające to: ogólny stan zdrowia (w tym współistniejące choroby), zdolność adekwatnej odpowiedzi na infekcję, rodzaj zastosowanych procedur diagnostycznych i leczniczych. Spośród czynników pierwotnie upośledzających obronę przed zakażeniem wymienia się przewlekłe choroby płuc i serca, neutropenię, immunosupresję, zaawansowany wiek i złe odżywienie, przewlekłe zmiany skórne takie jak np. owrzodzenia i odleżyny.
W artykule wielokrotnie pada nazwa posocznica. Posocznica to nic innego, jak sepsa. Czym więc ona jest?
– Sepsa jest uogólnioną reakcją organizmu na czynnik zakaźny. Rozwija się reakcja zapalna, w której biorą udział liczne cytokiny i chemokiny. W trakcie sepsy dochodzi do rozwoju zmian na poziomie narządowym, w wyniku których rozwija się ich niewydolność. Leczenie jest wielopłaszczyznowe i obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia. Regułą jest dożylne jak najszybsze podawanie antybiotyków, po pobraniu próbek do badań mikrobiologicznych. Początkowo stosuje się antybiotykoterapię empiryczną z zastosowaniem leków przeciwdrobnoustrojowych o szerokim spektrum działania. Po uzyskaniu dodatnich posiewów, wdraża się leczenie celowane, zgodne z antybiogramem (…). W zależności od skuteczności leczenia, powinno ono trwać przez ok. 14 dni
Zapytaliśmy również, czy szpital powiatowy poinformował Państwową Wojewódzką Stację Sanitarno – Epidemiologiczną o zakażeniu gronkowcem.
– (…) Powiatowy Zakład Opieki Zdrowotnej bardzo dokładnie i rygorystycznie prowadzi kontrolę i rejestr zakażeń szpitalnych
Choć poinformowaliśmy szpital o tym, że mamy zgodę rodziny na informowanie o tym, jak leczono pan Jerzego i zadaliśmy pytanie: skąd pewność, że pacjent został wyleczony?
– Informuję, iż Powiatowy Zakład Opieki Zdrowotnej obowiązuje ochrona informacji w tym zakresie, które to podlegają zaostrzonemu rygorowi ochrony prawnej, ponieważ zaliczane są do kategorii danych osobowych wrażliwych tzw. danych sensytywnych (…). Niemniej jednak, nadmieniam, iż pacjent został wypisany w stanie stabilnym, bez objawów infekcji potwierdzonych wynikami badań, z konkretnymi zaleceniami”.
Na ostatnie pytanie, czy szpital czuje się odpowiedzialny za to, co się wydarzyło nie uzyskaliśmy odpowiedzi…
. . .
– Przyszłyście panie do redakcji, bo…
– Ja wiem, że my już tacie nie pomożemy, ale możemy pomóc innym – mówi ze łzami w oczach pani Grażyna. – Żeby to była przestroga dla ludzi, i dla lekarzy. Żeby, jeśli się idzie do szpitala, nie dostawać w zamian śmierci.
– Dlaczego nie zabrałyście taty ze szpitala?
– Spotkałyśmy się z tą chorobą pierwszy raz i w momencie kiedy usłyszałyśmy, że gronkowca leczy się lżej niż udar, miałyśmy nadzieję, że słyszymy prawdę… Kiedy pomyślałyśmy o przeniesieniu taty do innego szpitala, było już za późno. Wie pani jakie to jest obciążenie? Że człowiek tak nie zrobił?
– Czy będziecie się domagać wyciągnięcia konsekwencji?
– Tak, pójdziemy na drogę prawną.
Jednak jak dodają obie córki pana Jerzego Grzelki, nie mają żalu do wszystkich osób ze szpitala. Są wdzięczne lekarzom z Oddziału Wewnętrznego II, za to, że dołożyli wszelkich starań w diagnostyce ojca. Że szukali ogniska zapalnego w organizmie. Nie mają żalu do Oddziału Rehabilitacji, bo tam wykryto gronkowca u pana Jerzego i skierowano go na leczenie do Oddziału Zakaźnego i do Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej, gdzie walczono o życie ich ojca.
Największy żal mają do Oddziału Neurologii, gdzie doszło do zakażenia i Oddziału Zakaźnego.
– Ja tego nadal nie rozumiem. Wiedząc, że gronkowiec rozwija się pięć dni, przy pierwszej poprawie wypchnąć pacjenta?! Jak umrzeć, to w domu?!
– Tata miał nadzieję, w tych pierwszych dniach po udarze, że wszystko będzie dobrze?
– Tak, przecież wszystko było dobrze! Przecież on już chodził, miał asystę, albo musiał się przytrzymać. W sobotę trafił do szpitala i w następną już chodził, nie potrzebował wózka.
– Padają z waszych ust bardzo poważne oskarżenia pod względem szpitala. Jesteście tego świadome?
– Tata, każdy tata jest najukochańszy na świecie i ciężko się pogodzić, jakkolwiek by nie było i jakkolwiek on by nie zmarł. Ale inaczej jest, jakby zmarł na skutek choroby, na którą zachorował, czyli na udar. Wiadomo, rozpacz jest taka sama. Ale to byłaby ta świadomość, że to jest inaczej… On mógł żyć, był w szpitalu i szykował się do pracy. I mówił to do mamy w niedzielę. A w poniedziałek przychodzi się do niego i on nie kontaktuje, a we wtorek nie pamięta wczorajszego dnia.
– Mają panie żal do siebie, że nie zabrałyście taty do szpitala specjalistycznego?
– Ja mam – mówi pani Ewa Madej.
– Gdybym wiedziała… Ja zrobiłam wszystko, co mogłam. Wierzyłam nad wszystko lekarzom… – odpowiada pani Grażyna.
?????
Ewa Madej, córka pana Jerzego o zaistniałej sytuacji poinformowała Ministerstwo Zdrowia, Departament Nadzoru, Kontroli i Skarg Ministerstwa Zdrowia. W piśmie datowanym na 27 października 2017 roku, przesłanym do córki zmarłego pacjenta czytamy, iż Ministerstwo Zdrowia w/w Departament: „(…) zlecił wojewodzie świętokrzyskiemu przeprowadzenie w PZOZ Starachowice kontroli w zakresie oceny prawidłowości całości postępowania personelu medycznego oraz prawidłowości procesu diagnostyczno – terapeutycznego zastosowanego wobec Jerzego Grzelki”.
Urząd Wojewódzki w Kielcach informuje, że pismo z Ministerstwa Zdrowia o przeprowadzeniu kontroli w PZOZ w Starachowicach wpłynęło 31 października 2017 roku. Ministerstwo Zdrowia prosiło w nim o przekazanie danych osób, niezbędnych do wystawienia im upoważnień przez Departament Nadzoru, Kontroli i Skarg Ministerstwa Zdrowia. Do przeprowadzenia kontroli zostali wyznaczeni konsultanci wojewódzcy z dziedziny neurologii oraz z dziedziny chorób zakaźnych. Kontrola będzie przeprowadzona, a jej wyniki (protokół) zostaną przesłane do Ministerstwa Zdrowia. (zaz)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry