Getting your Trinity Audio player ready...
|
Wymuszanie pierwszeństwa na pieszych, jazda na czerwonym świetle, z nadmierną prędkością i wyprzedzanie na „podwójnej ciągłej”, to główne grzechy kierowców, na które zwrócił naszą uwagę stały czytelnik, licząc, że zainteresujem tematem komendanta policji.
Codzienne łamanie pierwszeństwa pieszych na pasach, spędzanie ich z zebr, a także przetrzymywanie na wysepkach pomiędzy pasami, to – zdaniem Zbigniewa Filusa, który napisał do GAZETY, przykra codzienność na alei Armii Krajowej w Starachowicach.
– Niejednokrotnie przypomina to wręcz polowanie na pieszego – sam tego doświadczyłem wielokrotnie usiłując przedrzeć się cało do Galerii Handlowej „Skałka” – pisze w e-mailu. – Przypomina to żywcem zwyczaje rodem zza wschodniej granicy, a nie obowiązujące w krajach Unii Europejskiej. Obserwuję, że pod tym względem jest coraz gorzej – ocenia mieszkaniec.
Nie ma przebacz nawet dla matek z wózkami, starców, nie mówiąc już o innych przechodniach. Tylko patrzeć kiedy dojdzie tam do kolejnego, nieszczęśliwego wypadku. Podobna sytuacja jest też na innych przejściach.
– Chamstwo szerzy się niebywałe! Być może rozwiązaniem byłoby zamontowanie tam sygnalizacji świetlnej, choćby takiej uruchamianej ręcznie, w razie potrzeby, lub monitoring. Swego czasu była kamera na przejściu koło Pizzerii Margherita, gdzie kupujący przechodzili na tzw. „Manhattan”, dzisiaj główny ruch przeniósł się na przejście vis á vis wspomnianej Galerii, dlatego warto, aby pojawiła się tam znowu – sugeruje pan Zbigniew.
Do grzechów kierowców dorzuca jeszcze przejeżdżanie przez tzw. „podwójną ciągłą”, a nawet pod prąd, co obserwuje często naprzeciw galerii. A przecież oprócz podwójnej linii, jest tam również zakaz zatrzymywania się i postoju. Kolejna sprawa to przekraczanie dozwolonej prędkości przez pojazdy poruszające się po mieście, zwłaszcza ryczące ponad wszelką miarę i pędzące z kosmiczną prędkością motocykle.
Równie dużym problemem, jak twierdzi nasz czytelnik, jest jazda przez skrzyżowanie na świetle czerwonym, co można zobaczyć pod oknami komendy, być może w myśl powiedzenia, że „pod latarnią najciemniej”. A jakie powoduje to zagrożenie – fachowcom chyba nie trzeba tłumaczyć.
Rzeczywiście, potrzeby takiej nie było. Komendant przyznał, że problem dostrzegł już wcześniej, co skutkowało podjęciem konkretnych decyzji.
– Mamy wprawdzie braki kadrowe, ale zdecydowaliśmy się na wystawianie patroli łączonych z funkcjonariuszy prewencji oraz drogówki – mówi Jarosław Adamski, komendant policji. – Koordynują one bezpieczeństwo w ruchu drogowym. Tylko w wyjątkowych sytuacjach, a więc zagrożeniach zdrowia czy życia, mogą podejmować też interwencje. Ich głównym zadaniem jest bowiem dbanie o bezpieczeństwo na drodze. Pojawiają się również koło komendy, gdzie łapią tych, którzy jeżdżą przez skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Na szczęście już w październiku do obsady naszej drogówki dołączy dwóch kolejnych funkcjonariuszy z województwa mazowieckiego. Bo problem, na który zwrócił uwagę mieszkaniec, faktycznie istnieje.
– Jeśli mówimy o różnego rodzaju zagrożeniach czy wykroczeniach na drodze, to rzeczywiście przoduje Aleja Armii Krajowej – mówi J. Adamski. – Nasilenie ruchu jest tu naprawdę duże. Wysyłamy patrole, ale nie możemy postawić tam posterunku stałego. Są tam przejścia dla pieszych, które mają azyle.
Ale pieszy, który schodzi z nich na ulicę, traktowany jest tak, jak osoba, która wchodziłaby właśnie z chodnika. Musi więc bardziej uważać.
– To tak, jakbyśmy mieli dwa różne przejścia dla pieszych – tłumaczy komendant.
Piesi jednak też bez winy nie są, co pokazują różne kontrole. W ciągu zaledwie dwóch dni złapano blisko 50 osób, które za nic miały przepisy i przechodziły w miejscach do tego niedozwolonych.
– Jeśli ścigamy pieszych, to nie dlatego, żeby poprawić sobie wyniki – przekonuje komendant.
Nie zawsze jest tak, że wina leży po stronie tych, co kierują.
– Wzrosła nam ilość zdarzeń drogowych z błahych powodów – ktoś kogoś stuknął, nie zauważył, pieszy niespodziewanie wyszedł na drogę. Dlatego nasililiśmy akcje oraz patrole. Ale każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony chcemy większej ilości patroli, ale kiedy się pojawiają, zaczynamy narzekać. Bo nie ma chyba takiej osoby, która lubi dostawać mandaty. A często jest to jedyna szansa na to, aby coś zmienić. Na pewno nie nastąpi to szybko, bo trudno wpłynąć na czyjąś mentalność. Ale wierzę, że w dłuższej perspektywie, takie działanie przyniesie efekty i wpłynie na dalszą poprawę bezpieczeństwa – dodaje komendant.