Getting your Trinity Audio player ready...
|
.
Pogrzeby żuru i śledzia, mazanie okien smołą lub popiołem, święcenie całego wielkanocnego śniadania, to tylko niektóre z wielkanocnych tradycji, których już nie albo nie pamiętamy, albo nie obchodzimy w tak szerokim jak wówczas aspekcie.
Pogrzeb żuru i śledzia
Przed laty, w Wielki Piątek i wielką Sobotę urządzano symboliczne pogrzeby żuru i śledzia, miało to symbolizować rozstanie z dokuczliwym dla naszych żołądków okresem postu. Na czym polegały?
Najczęściej wyglądało to tak, że wiejscy chłopcy, z garnkiem żuru w dłoniach, skrywali się za rogiem chałup, szczególnie tych w których mieszkały podobające się im dziewczyny, gdy nikt nie widział wybiegali i oblewali zupą drzwi. Młode panny na wydaniu wychodziły umyć pochlapane drzwi, a chłopcy żartowali i zaczepiali. Zdarzało się jednak, że na powrósłach rozwieszonych między kominami chałup młodzieńcy zawieszali garnki wypełnione popiołem i zasadzali się na przechodniów. Rozbijali potem długimi kijami taki garnuszek i nieostrożny przechodzień popiolem od stóp do głowy był umazany.
Innym symbolem uprzykrzonego postu był śledź. Taka niejako podstawa postnej diety, urządzano zatem pogrzeby śledzia, którego wieszano na drzewach lub wleczono na sznurku przez wieś, a potem go zakopywano. Nieraz do takich ceremonii wykorzystywano szkielet śledzia z głową, czy śledzia wyciętego z tektury lub wystruganego z drewna. Pogrzebowi towarzyszyły różne przyśpiewki. Na przykład w Wielką Sobotę śpiewano: świt, świt… będzie mięsko.
Święcenie pokarmów chroni od piorunów
Wielka Sobota to czas święcenia pokarmów, ale kiedyś wyglądało to troszeczkę inaczej. Nie malutkie koszyczki, a kosze duże, bo święciło się całe wielkanocne śniadanie. Wyłożone białym płótnem zawierały pieczoną i wędzoną wieprzowinę, kiełbasy, masło, chrzan, bochenki chleba, jaja, słodkie kołacze serowe, baby drożdżowe, sól i pieprz. Pokarmy przybierano zieloną borowiną czasami wczesnowiosennymi kwiatkami. Dziś z koszyczkiem idziemy do kościoła, kiedyś święcenie odbywało się nie tylko przed kościołami, ale też powszechnie przed dworami czy koło kapliczek bądź przydrożnych krzyży, gdzie wykładano wszystko z koszy na ziemię. Po powrocie do domów przekładano święcone na nakryty białym obrusem stół. Do kosza zaś zmiatano śmieci z izby, co miało chronić domostwo przed zalęgnięciem się robactwa. Nagromadzone w koszach przez święta śmieci wyrzucano zaś w miejscach, gdzie miała być zasiana rozsada kapusty, również w celu uchronienia ziarna przed robakami.
Podobnie było z resztkami święconek czy skorupkami jaj – rozrzucano je po polach, stanowiły zabezpieczenie przed żabami i innymi szkodnikami. Swoje zastosowanie miał również obrus, na którym podczas Wielkanocy leżało święcone, podczas burzy wyniesienie przed dom takiego „prześcieradła” miało chronić budynek przed piorunami.
Jeśli w koszu święcone były gałązki tarninowe to w drodze powrotnej ze święcenia wtykano ją w polu w skiby, aby chroniły wysiane tam ziarno od zarazy.
Do święconego zasiadano w Wielką Niedzielę. Zanim jednak do stołu to najpierw na mszę rezurekcyjną, w kościele winszowano sobie „wesołego Alleluja”, a podczas samej mszy strzelano na wiwat z kościelnych moździerzy, wokół kościołów palono ogniska bądź beczki ze smołą. Charakterystycznym elementem tego nabożeństwa i procesji rezurekcyjnej był udział tzw. straży grobowych, którzy trzymali straż przy grobie Chrystusa w kościele.
Po rezurekcji biegiem do domu. Wierzono, że który parobek pierwszy do domu przybędzie, tego gospodarz pierwszy ukończy w tym roku żniwa. Śniadanie poprzedzało dzielenie się święconym jajkiem a często również obowiązkowe zjedzenie laski chrzanu, co miało chronić przez cały rok od bólów zębów, gardła i brzucha. Warto pamiętać, że gospodarz, dzielił jedno święcone jajko na tyle części, ilu było domowników i wkładał je do barszczu, a potem ten barszcz wspólnie jedzono.
Wielka Niedziela była dniem rodzinnym i bez pracy. Biesiadę urozmaicano sobie zabawą malowanymi gotowanymi jajkami, określaną mianem „wybitki”. Polegała ona na stukaniu się jajkami toczonymi po stole lub trzymanymi w rękach. Ten, czyje jajko nie pękło przy stuknięciu wygrywał i zabierał stłuczone jajka przeciwników.
Biukanie i tarabenienie
Wysokie na kilka metrów słupy ognia – Bziuki, zobaczyć można tylko raz w roku i tylko w Koprzywnicy. Tu procesja rezurekcyjna rozpoczyna się jeszcze w Wielka Sobotę. W tradycji ludowej to rozświetlanie drogi Chrystusowi. Na czym to polega? To łyk nafty, którą się wypluwa w stronę palącej się pochodni.
Natomiast w Iwaniskach tarabanienie w kościele rozpoczyna się punktualnie o północy w Wielką Niedzielę. Bębnienie symbolizuje pękanie skał przy grobie Pana Jezusa i zwiastuje zmartwychwstanie. Taki bęben we wsi słychać do rana – budzi mieszańców na rezurekcję, a tarabaniarze przechodzą od domu do domu, tak by żadna panna o rezurekcji nie zapomniała.
Poniedziałek Wielkanocny był pełen zabaw, psot, zalotów i oblewania się wodą.
W nocy z Niedzieli na Poniedziałek miały miejsce przeróżne wybryki, smarowanie błotem czy smołą okien sąsiadów, wieszanie na drzewach narzędzi gospodarskich. Poszkodowanym nie wypadało jednak w tym dniu okazywać gniewu nawet za bardzo złośliwe żarty.
Wczesnym rankiem obchodzono pola, miało to chronić zbiory od zarazy.Procesje takie połączone ze śpiewaniem pobożnych pieśni, prowadziło zwykle dwóch starszych gospodarzy, jeden niósł krzyż z Chrystusem. drugi kropił pola. Wszyscy, kórzy brali udział w procesji nazywali się „śmiguściarzami”, ponieważ zaraz po obejściu pól chodzili gromadnie od chałupy do chałupy składając życzenia pomyślności i wesołych świąt, i przyjmując drobny poczęstunek od odwiedzanych sąsiadów. Ten ostatni zwyczaj nazywany był „chodzeniem po śmiguście” i znany był na całej Kielecczyźnie, w niektórych regionach „po śmiguście” chodziły dzieci, zwykle śpiewając nabożne pieśni o zmartwychwstaniu Pańskim i otrzymując poczęstunek bądź drobne datki w odwiedzanych chałupach. Chodzenie „po śmiguście” wiązało się czasami również z oblewaniem wodą.
Wzajemne oblewanie się w tym dniu wodą, czyli mokry śmigus – dyngus, łączył w sobie elementy zabawy i zalotów, praktykowany był zresztą zarówno na wsi jak i w mieście. Zwłaszcza na wsi wody musiało być dużo – do oblewania używano zatem wiader, konwi i cebrzyków.