Getting your Trinity Audio player ready...
|
Spotykamy się w domu rodzinnym Sandry, tu zwiozła na potrzeby rozmowy kilka ciekawszych okazów, tu też tworzy „rodzinę” dla odrzuconej przez stado surykatki. Zna już wyniki matur, z których jest zadowolona, od października prawdopodobnie rozpocznie studia na wydziale biologii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Zrelaksowana skupia się już tylko na tym co kocha najbardziej… wężach, pająkach i całej reszcie swojej menażerii.
– Czemu nie weterynaria – pytam zdziwiona, bo właśnie ten kierunek nasuwa się niejako samoistnie.
– Wiem, wiem. Weterynaria to moje marzenie – śmieje się Sandra i dodaje: – Za rok, może dwa podejdę do rozszerzonej matury z chemii i wtedy spróbuje. Biologia to raz, że kwestia zainteresowań, a dwa, pewna podstawa do dalszej edukacji.
Na początku był wąż
Ma 19 lat, gadami i terrarystyką zajmuje się od gimnazjum, a wszystko zaczęło się od książek.
– Najpierw czytałam, a im dłużej czytałam tym bardziej chciałam je mieć. Najwięcej w jednym czasie miałam 18 węży – opowiada Sandra i dodaje, że na początku nic więcej jej nie interesowało.
Pytony, anakonda zwieziona z lecznicy w Przemyślu, to zaledwie ułamek fascynujących przyjaciół naszej bohaterki, ale, że apetyt rośnie w miarę jedzenia…to na wężach nie mogło się zakończyć.
– Kolejne moje fascynacje to płazy, a skoro tak, to musiało kilka…naście…dziesiąt żabich okazów do mnie trafić – mówi rozbawiona.
– Na pewno nigdy nie myślałam o pająkach, bałam się ich i wzięcie takiego do ręki to był stres – dodaje i biegnie po kolejną niespodziankę.
– Chce pani – śmieje się jak zwariowana, wyciągając w moim kierunku ogromnego, włochatego, JADOWITEGO, przepięknie kolorowego przedstawiciela Brachypelma albopilosun nicaragua, czyli po prostu ptasznika.
Polują, przędą nici cieńsze od ludzkiego włosa, zadziwiają pięknym ubarwieniem, fascynują zachowaniem – pająki, których Sandra na początku się boi, kradną część jej serca. I tak kolejna miłość tej szalonej dziewczyny kończy się hodowlą. Ma ich…
– Hm, trudno powiedzieć – zamyśla się Sandra – chyba nieprzeliczalne.
Na spotkanie przywiozła dwa najbardziej przyjazne, jeden z nich swobodnie wędruje po Sandrze przyprawiając mnie o lekką panikę.
Sandra Duda zapewnia, że o fascynację gadami, płazami, pająkami nie jest trudno, to bowiem bardzo kolorowe i efektowne stworzenia, które przyciągają wzrok. Nie umie jednak powiedzieć, skąd taka a nie inna pasja.
Wracamy do węży – największej miłości Sandry.
– Nie wiem skąd i czemu. To bardzo wdzięczne stworzenia, a ja je po prostu kocham – mówi i pokazuje tatuaże. Ma dwa. Lewą rękę oplata wąż właśnie, którego, jak sama mówi, ma zawsze koło serca, na prawej zaś dumnie puszy się róża, prezent od chłopaka na osiemnaste urodziny.
No właśnie – chłopak. Patrząc na Sandrę trudno sobie wyobrazić, żeby tylko węże i pająki ją zajmowały. Jest zatem i chłopak, absolwent Politechniki Świętokrzyskiej, fan….węży i pająków. I jaszczurek. I żab. I skorpionów. Poznają się przypadkiem i okazuje się, że każde z nich, niezależnie, nie wiedząc o sobie wcześniej, zajmowało się egzotyczną hodowlą. Nie mogło się zatem skończyć inaczej jak związkiem i połączeniem interesów. To właśnie On jest sprawcą całego zamieszania zwanego surykatką.
– Kolega mojego chłopaka zadzwonił i powiedział, że w ZOO w Lisowie stado odrzuciło malucha. To są zwierzęta stadne, samotnie nie przeżyją, tym samym ja zapewniam jej stado – opowiada Sandra i dodaje, że maleństwo ma do dyspozycji cały pokój.
Do klatki zamykana jest właściwie tylko wtedy, gdy śpi i gdy Sandra czyści terraria. Wtedy bowiem ich mieszkańcy oczekują luzem na powrót do domów i taka ruchliwa surykatka mogłaby stanowić łakomy kąsek.
Karmienie
O ile surykatka je karaczany tureckie, żywe, które czasem umkną pazurom tejże i buszują po pokoju, to węże potrzebują trochę więcej.
– Głównie myszki i szczury, te ostatnie u hodowców, którzy przygotowują je pod pokarm. Większym jednak osobnikom musiałam zapewnić np. króliki i tu już w grę wchodziły kontakty z rolnikami – mówi Sandra. Normalnie węże karmi się co 2 – 3 tygodnie.
Taka hodowla to nie jest to tanie hobby, pokarm to jedno, ale zapewnienie optymalnych warunków to kolejne pieniądze, zakup nowych okazów to już kwoty sięgające setek i tysięcy złotych. W przypadku węży ważne jest, czy to samiec, czy samica.
– Kobiety są cenniejsze – śmieje się Sandra, tu zatem cena to już kilkadziesiąt tysięcy złotych zależnie od odmiany.
Na pomoc Sandrze przychodzą giełdy egzotyczne, jest na nich doskonale znana, hoduje, rozmnaża, sprzedaje i wymienia się. Razem z chłopakiem prowadzą zatem interes na sporą skalę i wciąż mają apetyt na więcej.
Urokowi tych biblijnych stworzeń nie oparł się również tata naszej bohaterki, w salonie króluje Morelia virdis, przepięknej barwy pyton zielony. Dom zwierzolubów – to jedyne określenie, które w pełni oddaje klimat tej pełnej chaty, oprócz egzotyki królują tu również psy, buldożki francuskie, gdyby im pozwolić, nie odstępowałyby człowieka nawet na moment. Tu prym wiedzie mama Sandry, za którą psia rodzinka chodzi krok w krok.
Wracamy jednak do królestwa Sandry Dudy, która w swojej hodowli ma również skorpiony. Podczas rozmowy towarzyszy nam co prawda jeden, ale z rozmowy wynika, że Sandra rozmnożyła ten gatunek i ma po tym, poruszającym się u moich stóp osobniku, sporo młodych. Mimo niewielkich gabarytów skorpion, obok ptaszników, jest w tym pokoju kolejnym stworzeniem, o którym powiemy: jadowite. Bez interwencji lekarskiej by się nie obeszło nawet gdyby ugryzł nas niejadowity wąż. Sandra przestrzega, że to tylko zwierzęta i nigdy nie możemy mieć stuprocentowej pewności co do ich zachowania, i nigdy nie wiemy, jak nasz organizm na taki kontakt może zareagować.
Jej węże to dusiciele, a ona ma wszelkie potrzebne pozwolenia, wszystkie jej zwierzęta są zarejestrowane. A że strzeżonego Pan Bóg strzeże, to ostrożności nigdy za wiele. Tak jest również w przypadku warana stepowego, który uchodzi za zupełnie niegroźnego i tak ten, piękny skądinąd, jaszczur wygląda.
– Podobno są łagodne, ale mnie najwidoczniej trafił się wyjątkowo wredny okaz – mówi Sandra i dodaje, że uważać trzeba, bo waran potrafi nie tylko strzelić boleśnie ogonem, ale i jeszcze boleśniej ugryźć.
O dziwo, na bohaterce naszego spotkania nie widać żadnych śladów, które mogłyby wskazywać na takie a nie inne zainteresowania.
– Nie ustrzegłam się oczywiście ugryzień czy zadrapań, ale nie były to obrażenia jakoś specjalnie groźne. Jak się ma zwierzęta, to trzeba być na to przygotowanym – dodaje w rozmowie.
Jest zdecydowanie przeciwna pseudo hodowlom, zaangażowana w działania edukacyjne łamie stereotypy dotyczące m.in. jej ukochanych węży, począwszy od tendencyjnych: wąż jest oślizgły po wędrującą „fejsbukową” historię o tym, jak pyton tygrysi mierzy swojego właściciela, żeby go zjeść.
– To jest nieprawdopodobne – opowiada Sandra. – W warunkach hodowlanych takie historie się nie zdarzą, być może w warunkach naturalnych i są to przypadki, o ile są, jednostkowe. Nie dotyczy to jednak na pewno pytona tygrysiego, o którym ta historia opowiada. Jeśli wąż się kładzie obok mnie, to znaczy, że się kładzie i żadnych zamiarów nie ma – dodaje wzburzona.
A już rozbawiona mówi, że język, który wąż wysuwa, służy wyłącznie do badania terenu, a jeśli cokolwiek groźnego jest w wężu, to zęby, ostre jak szpileczki, skierowane do wewnątrz i w przypadku dużych okazów takie ugryzienie może być szczególnie niebezpieczne dla zdrowia i życia, również samego węża. O tym, że nic nieprzyjemnego w wężowym języku nie ma, zaświadczam, bo w moich rękach pyton tygrysi leniwie się przeciągał i wił w fantastycznych esach floresach.
– W przypadku kontaktu z wężem nawet gwałtowne ruchy nie robią mu różnicy, te są ważne u pająków. W tym przypadku u ptaszników. Takie gwałtowne drgnienie czy dotknięcie odwłoka może sprawić, że pająk się przestraszy i ukąsi, a to już może być nieprzyjemne – mówi Sandra, a ja z zainteresowaniem obserwuję wędrującego włochacza, któremu przechadzka po Sandrze nie przeszkadza w produkcji pajęczyny.
Kto wie czy dziś nie rozmawialibyśmy z Sandrą jako gwiazdą żeńskiej reprezentacji piłki nożnej – był bowiem czas, gdy nasza bohaterka grała w piłkę w Kamiennej Brody.
– Musiałam dokonać wyboru, a ten był oczywisty, szkoła i hodowla były najważniejsze – mówi i tym samym zawiesza karierę sportowca na rzecz kariery hodowcy.
Dziś oboje z chłopakiem mieszkają w Kielcach, tam wynajmują pokoje pod swoją ogromną płazo/gadzią rodzinę i rozmnażają bezkręgowce. Do sprawy hodowli podchodzą bardzo odpowiedzialnie, terraria są doskonale zabezpieczane, zwierzęta rejestrowane, a na tym ich wciąż powiększającym się kawałku prywatnej dżungli kwitnie miłość do kolejnych okazów tego co piękne i groźne. Chociaż z tym ostatnim Sandra się nie zgodzi i powie, że mieć węża to jak posiadanie futrzaka (psa nie pająka – przyp. autor), tyle samo miłości, i ciepła, i zabawy.