GASZENIE POŻARÓW KOSZTOWAŁO PONAD 300 TYSIĘCY ZŁOTYCH!

Getting your Trinity Audio player ready...

To nie mógł być przypadek. W krótkim czasie na terenie Centrum Odzysku i Recyklingu Starachowice doszło do dwóch pożarów składowanych tam tekstyliów. W akcjach gaśniczych udział brały setki strażaków, a kiedy zagrożenie udało się opanować, pojawiło się wiele pytań, na które odpowiedzi nadal brakuje.
Współwłaściciel firmy uważa, że podpalenia wymierzone bezpośrednio w jego działalność, ale zapewnia, że nie da się zastraszyć.Wiele hipotezNa terenie zakładu na Elaboracji pierwszy pożar wybuchł nocą16 września br. Oficjalnie przyczyn nie podano, ale wszystko wskazywało, że było to podpalenie, bowiem ogniska zapalne pojawiły się w dwóch miejscach jednocześnie. Akcja trwała ponad trzy dni, a brało w niej udział ponad 130 strażaków. Sprawą oczywiście zajęła się policja i prokuratura.To, co wydarzyło się 10 dni później rzuca jednak na sprawę całkiem nowe światło. W nocy 26 września zapaliła się ogromna sterta tekstyliów składowana pod gołym niebem. Ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał, a ogromne kłęby dymu widziane były także w pobliskich miejscowościach.Akcja gaśnicza, w którą zaangażowanych było blisko 200 strażaków z 25 jednostek PSP i 18 jednostek OSP, trwała do porannych godzin 29 września br. Po tych wydarzeniach nie można mówić o przypadku, lecz o celowym działaniu. Kogo? To bada policja i prokuratura, która zdecydowała się obie te sprawy połączyć.- Oficjalnie nie mogę jeszcze tego powiedzieć, ale według naszych ustaleń najprawdopodobniej było to podpalenie. Na miejscu zdarzenia był już prokurator, który po akcji gaśniczej przeprowadził kolejne oględziny. Jednym z wątków w sprawie jest także sprawa zanieczyszczenia środowiska – powiedziała GAZECIE Eliza Juda, prokurator rejonowy w Starachowicach.Kontrowersje i obawy mieszkańcówDrugi pożar wywołał niepokój wśród mieszkańców powiatu. Płonące tekstylia składowane pod gołym niebem uwolniły gigantyczne kłęby czarnego dymu i pojawiły się pytania o zanieczyszczenie środowiska.Na miejscu obydwu pożarów pracowali inspektorzy WIOŚ, którzy jednak jakości powietrza sprawdzić nie mogli. W Starachowicach jest stacja kontroli powietrza, zlokalizowana na ul. Złotej i tam nie odnotowano ryzyka. Inspektorzy potwierdzili jedynie zanieczyszczenie gleby w okolicach zakładu.- Pomiary jakości powietrza bezpośrednio w rejonie pożaru wykonane są na bieżąco przez specjalistyczną jednostkę Państwowej Straży Pożarnej. Uzyskiwane wyniki pozwalają na stwierdzenie, że nie ma bezpośredniego zagrożenia produktami spalania poza terenem zakładu, chociaż, zależnie od sytuacji meteorologicznej, mogą one powodować okresowe uciążliwości. W ramach Państwowego Monitoringu Środowiska, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Kielcach prowadzi badania jakości powietrza na 10 stacjach pomiarowych rozlokowanych na obszarze całego województwa – czytamy w komunikacie przesłanym do nas przez Waldemara Wacha, Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Kielcach.Mimo braku oficjalnych wskazań na bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia ludzi, gmina Starachowice oraz gmina Wąchock, gdzie przemieszczały się kłęby dymu, radziły mieszkańcom unikać przebywania na świeżym powietrzu. Zawiadomiono także szkoły i przedszkola. Starosta Dariusz Dąbrowski zwołał 27 września posiedzenie Powiatowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, a w spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele wszystkich służb zaangażowanych w akcję ratowniczo-gaśniczą.- Powiat będzie domagał się od Świętokrzyskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska wydania decyzji nakazującej natychmiastowe wstrzymanie działalności zakładu, w obawie przed dalszym niekontrolowanym zagrożeniem – podano w komunikacie po spotkaniu służb.Niepokój wzbudziły także zlokalizowane na terenie zakładu po pierwszym pożarze beczki z nieznaną substancją. Strażacy informowali tylko, że substancja jest łatwopalna. Zezwolenie starosty na ich składowanie nie zawierało tego typu substancji, ale właściciele firmy posiadali również zezwolenie wydane przez Marszałka Województwa Świętokrzyskiego.- Zgodnie z decyzją starosty starachowickiego z 17.11.2014 mogło być tam zbierane 31 rodzajów, innych niż niebezpieczne (głównie tektury oraz tekstyliów,) ale wyłącznie w kontenerach na placu lub w hali magazynowej, a ich magazynowanie, podobnie jak izolingu (produkt powstały z przetwarzania odpadów) mogło odbywać się tylko w hali, po uzyskaniu pozwolenia na użytkowanie obiektu. Właściciel uzyskał też niedawno pozwolenia w Urzędzie Marszałkowskim w Kielcach na gospodarowanie odpadami w związku z eksploatacją zakładu przetwarzania sprzętu elektrycznego i elektronicznego oraz instalacji do produkcji izolingu, na mocy którego mógł zbierać aż 826 rodzajów odpadów, w tym też odpady niebezpieczne. Budzi to obawy służb powiatowych, zwłaszcza, że podczas poprzedniej akcji ratowniczo – gaśniczej strażacy znaleźli na miejscu ok. 120 beczek z bliżej niezidentyfikowaną substancją.Wciąż nie wiadomo, jakie substancje i w jakiej ilości mogły przedostać się do powietrza, gleby czy wody – podano w komunikacie z 27 września, po spotkaniu zespołu zarządzania kryzysowego.- W beczkach przechowywaliśmy m.in. czarną masę, czyli środek baterii alkaicznych, gdzie podstawowym składnikiem jest grafit czyli węgiel, a poza tym jest tam mangan, cynk, który można odzyskiwać i tak miało się dziać. To wszystko miało trafić do innych odbiorów. Ponadto w części beczek znajdowały się popłuczyny po farbach, które miały zostać przekazane do utylizacji – informuje GAZETĘ Stanisław Głowacki, współwłaściciel Centrum Odzysku i Recyklingu Starachowice Sp. z o.o.Temat zdominował obrady Rady Powiatu i gmin. Było dużo pytań o zagrożenia i koszty akcji. Na sesji w Wąchocku współwłaściciel firmy, Stanisław Głowacki, odczytał oświadczenie, w którym przeprosił wszystkich mieszkańców za uciążliwości będące następstwem pożarów i zaznaczył, że obecnie skupia się na działaniach pomocniczych organom ścigania zmierzających do ustalenia sprawców pożarów. Dodał, że pochodzi ze Starachowic i jest emocjonalnie związany z miastem i okolicą.Radny Robert Janus zapewnił, że podejmie działania zmierzające do zakazu prowadzenia działalności przez firmę, a radny Sylwester Rudzki stwierdził, że rada nie jest od sądzenia.- Ja panu wierzę, panie Głowacki. Nie będę przeciwko waszej firmie i my nie bądźmy sędziami w tej sprawie – powiedział.Nerwowo w mieścieW sesji Rady Miejskiej w Starachowicach (30 września) uczestniczyli przedstawiciele straży pożarnej z zastępcą komendanta Tadeuszem Kępą, starosta Dariusz Dąbrowski oraz przedstawicielka WIOŚ Kielce – Elżbieta Janiszewska.Wiceszef starachowickiej straży pożarnej wstępnie oszacował akcje gaśnicze: pierwsza kosztowała 152 tys. zł, natomiast druga 171 tys. złotych. W tych kwotach zawierają się również koszty wody, której na drugi pożar zużyto ponad 6 tysięcy metrów sześciennych. Prezes Stowarzyszenia Nasze Ekologiczne Starachowice – Dariusz Białoń, zarzucił inspektorom WIOŚ niepełną wiedzę na temat substancji uwolnionych do powietrza. W odpowiedzi przedstawicielki Inspektoratu usłyszał, że właściciele firmy posiadali wszelkie zezwolenia na prowadzenie tego typu działalności. Tym samym wywołany został starosta starachowicki, który jednego z takowych zezwoleń udzielił. Jednak już dzień wcześniej na sesji rady powiatu starosta zapewnił dziennikarzy, że podjął starania, aby tę decyzję uchylić. Niemniej do sprawy wiele to nie wnosi, bowiem obowiązujące zezwolenia uzyskane od marszałka mają zdecydowanie większy zakres.Na legalność działalności firmy uwagę zwrócił także Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska, który w oświadczeniu przesłanym do naszej redakcji pisze:- Na podstawie dotychczasowych ustaleń, Świętokrzyski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska skierował zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w  Starachowicach o zaistniałym zagrożeniu na terenie spółki. Skierowano również wniosek do starosty starachowickiego o wydanie decyzji administracyjnej nakazującej użytkownikowi obiektu bezpieczne usunięcie odpadów i pozostałości po akcji ?ratowniczo-gaśniczej. O sytuacji poinformowano również służby sanitarne i Państwową Inspekcję Pracy. Dalsze czynności inspektorów WIOŚ będą ukierunkowane na ustalenie, na ile dotychczasowa działalność Centrum Odzysku i Recyklingu Starachowice była zgodna z  posiadanymi przez spółkę pozwoleniami i zezwoleniami w zakresie zbierania, magazynowania i przetwarzania odpadów na terenie nieruchomości położonej w Wąchocku przy ul. Elaboracja 1.Właściciel:„To była próba zastraszenia”Jeden z właścicieli firmy powiedział GAZECIE, że czuje się pokrzywdzony, a na prowadzenie takiej działalności posiadał wszystkie wymagane pozwolenia.- Działalność jaką prowadziliśmy posiadała wszelkie wymagane zgody, a ponadto posiadaliśmy pełne karty charakterystyki tych odpadów. Niczego nigdy nie ukrywaliśmy, wszystko mamy udokumentowane, a w zakładzie nie było niczego, czego tam nie powinno być. Od Marszałka mieliśmy pozwolenia, w tym na zbieranie różnorodnych odpadów, a zbieranie nie polega tylko i wyłącznie na przerobie, ale także możliwości dalszego przekazania. Przyjęliśmy pewien schemat działania i dążyliśmy do jego realizacji. Oprócz tego, że wykonywaliśmy tam remonty w celu przygotowania działalności, już przyjmowaliśmy tekstylia, które są surowcem do produkcji masy, a dostarczane były przez firmę, która dokonywała segregacji i mieliśmy na to pozwolenia – mówi GAZECIE Stanisław Głowacki.Uważa, że podpalenia były wymierzone bezpośrednio w jego firmę i nie był to tylko wybryk wandali.- Tekstylia, które składowaliśmy, to był dla nas zapas surowca, ale to nie były tekstylia, które mogły się same zapalić. W tych przypadkach mówimy o klasycznych dwóch podpaleniach i karanie firmy cofaniem pozwolenia na działalność przez to, że ktoś chciał dobić firmę chyba nie jest zgodne z prawem. Te podpalenia, to nie było nic innego jak zastraszanie, ale my nie damy się zastraszyć.Oba podpalenia, to działanie tych samych osób, a wymierzone były w moją firmę i w to, żeby zatrzymać jej rozwój – mówi się S. Głowacki.Czuje się bardzo związany ze Starachowicami, bo stąd pochodzi. Od lat mieszka w Warszawie, ale w naszym mieście przebywa bardzo często i ma do swoich rodzinnych stron duży sentyment, dlatego 15 lat temu rozpoczął starania o stworzenie w Starachowicach dużego zakładu zatrudniającego kilkuset pracowników.- Z myślą stworzenia tu firmy przyjechałem do Starachowic wraz z wspólnikiem w 2001 roku. Najpierw wskazałem lokalizację między Łazami a ul. Długą, później na Michałowie. Ówczesna pani wiceprezydent, pani Żłobecka wskazała nam Elaborację jako teren inwestycyjny. Okazało się, że administracyjnie teren ten należy do Wąchocka, a własnościowo do pana Zasady. Sąsiadom od razu się to nie podobało i protestowali. W 2010 roku zapoznałem się z technologią izolingu, co bardzo mnie zaciekawiło i co wcale nie jest szkodliwe dla środowiska. Izoling może służyć m.in. do rekultywacji zdegradowanych terenów przemysłowych. Ponownie pojawiły się protesty, które trwały 5 lat, a pod koniec 2015 roku otrzymałem pozwolenia budowlane na remont hali. Odbywały się spotkania z mieszkańcami, podczas których wszystko chcieliśmy wytłumaczyć. W tym roku ruszyliśmy ze zbiórką odpadów z myślą o stworzeniu nowoczesnej linii recyklingowej. Mam nadzieję, że to wszystko ze sobą zagra, bo dalej chcemy to zrobić. Te pożary dowodzą, że ktoś na siłę chce wysadzić firmę z tego terenu. Kto chce to zrobić? Tego nie wiem – mówi współwłaściciel Centrum i zaznacza, że nadal chce uruchomić zakład, ale także pomóc w znalezieniu sprawców i od początku akcji gaśniczej jego firma zaangażowana była w pomoc wszystkim służbom.- Chcemy uruchomić zakład, gdzie pracę znalazłoby około 250 osób z tego terenu i zbieranie surowca, to był początek tego etapu. Część lasu wokół zakładu to również mój teren i zależy mi na tym, aby środowisko nie było zanieczyszczone. Insynuowanie na różnego rodzaju forach internetowych, że moja firma dokonała samospalenia, to jakieś bzdury. Firma nie była ubezpieczona i na odszkodowanie nie może liczyć. Czuję się bardzo pokrzywdzony przez to całe zamieszanie. Mnie również zależy na znalezieniu podpalaczy, dlatego też wszyscy związani z firmą współpracujemy z organami ścigania. Wyznaczyłem też nagrodę – 10 tys. złotych za pomoc w znalezieniu sprawców. Taka nagroda może tylko pomóc organom ścigania w wykryciu przestępców. W trakcie akcji gaśniczej również pomagaliśmy, bo nasza firma wynajęła ciężki sprzęt, jak również zapewniła catering dla pracujących na miejscu strażaków – dodaje Stanisław Głowacki.Jak widać, jest jeszcze wiele niewiadomych i na pewno na wszystkie pytania szybko odpowiedzi nie poznamy. (mp)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *