Getting your Trinity Audio player ready...
|
Odwołany dyrektor starachowickiego szpitala przerywa milczenie. Twierdzi, że nigdy nie doszło do zerwania umowy ze związkami zawodowymi, zarzucając staroście propagowanie kłamliwych i obraźliwych opinii, także o przetargu na dzierżawę pomieszczeń dla prosektorium. Starosta w odpowiedzi ujawnia protokół z kontroli i mówi o uchybieniach, jakich miała dopuścić się wówczas komisja, która przeprowadzała przetarg.
Wracamy do sprawy odwołania dyrektora starachowickiego szpitala Sebastiana Petrykowskiego. Po artykule „Za co „podziękowano” Petrykowskiemu?”, jaki ukazał się w pierwszym marcowym numerze naszej GAZETY, b. dyrektor PZOZ napisał do nas, że „nigdy w Powiatowym Zakładzie Opieki Zdrowotnej nie zostały zerwane rokowania dotyczące nowego zakładowego układu zbiorowego pracy. Rokowania te prowadzone są w dalszym ciągu pomiędzy dwoma równorzędnymi podmiotami, jakimi są pracodawca oraz organizacje związkowe”.Związki twierdzą inaczej, starosta też…- Jeśli rozmowy nie zostały zerwane, to czemu nie jest wynegocjowany zbiorowy układ pracy? – dziwi się zapytana przez nas Nina Mirecka, przewodnicząca Komisji Zakładowej „Solidarności” w szpitalu. – 24 stycznia 2014 r. dostaliśmy oświadczenie pracodawcy o wypowiedzeniu zakładowego układu zbiorowego pracy, co tłumaczono nam koniecznością znalezienia oszczędności na kwotę 700 tys. zł. Dopiero 19 lutego 2015 r. ustalony został harmonogram działań, który kończył się 26 czerwca 2015 r.,co odebraliśmy jednoznacznie: 26 czerwca 2015 r. wszystko powinno być już wynegocjowane – stwierdziła N. Mirecka.Tak się jednak nie stało. 20 lipca 2015 r., po blisko pięciu godzinach negocjacji, gdy wszystko zmierzało do końca, ok. godz. 20.10 – jak twierdzi N. Mirecka – dyrektor niespodziewanie przedstawił stanowisko pracodawcy, w którym nie chciał już oszczędności, a jedynie wprowadzenia zapisu w postanowieniach końcowych, iż zawiera się układ na czas nieokreślony i że może być rozwiązany na podstawie zgodnych oświadczeń stron z upływem okresu wypowiedzenia dokonanego przez jedną ze stron, co następować miało w formie pisemnej, a okres wypowiedzenia wynosić miał 6 miesięcy.- Do chwili obecnej z tego spotkania nie dostarczono nam protokołu, który powinien być przygotowany przez stronę pracodawcy – mówi N. Mirecka, dodając, że 29 września związki dowiedziały się, że dyrektor zamierza rozmawiać z pracownikami, którzy nabywają praw do emerytury, aby odeszli z zakładu, przez co uzyskać chciał oszczędności.- Jeśli nie doszło do zerwania rozmów, to dlaczego tak długo negocjowaliśmy? Dlaczego nie było harmonogramu na dalszy ciąg negocjacji? Dlaczego pan dyrektor do dnia dzisiejszego nie przedstawił nam opinii Państwowej Inspekcji Pracy w sprawie kwestionowanego przez niego zapisu mówiącego o tym, że dopóki nie wynegocjujemy nowego układu, obowiązywać mają zapisy starego? – mnoży pytania Mirecka. Tym bardziej że wszystkie spotkania były rejestrowane i wszystko można odtworzyć.- Skoro układ został wypowiedziany, to nowy powinien być szybko wynegocjowany. To jest prawo obowiązujące w zakładzie pracy, na którym się opieramy. Nie tylko my jako organizacje związkowe, ale każdy tu zatrudniony – argumentuje. Dokument, jak twierdzi, określa bowiem godziny pracy, wynagrodzenie, regulamin świadczeń socjalnych czy BHP, a więc konkrety, w oparciu o które odbywa się praca.Swoją wypowiedź podtrzymuje także starosta, przyznając, że może formalnie do zerwania rozmów nie doszło, ale do tego w efekcie wszystko zmierzało.- Jak inaczej odebrać sytuację, kiedy dyrektor proponuje stawki dodatku dla ordynatorów, a po tym jak związki go podwyższają, po wielu godzinach negocjacji, oświadcza, że nie może ich przyjąć, bo są zbyt … niskie i gdyby się na nie zgodził, z placówki odeszliby mu lekarze, przez co nie mógłby wykonać kontraktu. Czy jest to działanie na zawarcie porozumienia, czy na jego zerwanie? – pyta retorycznie D. Dąbrowski, przypominając też sytuację, kiedy po wyznaczeniu terminu rozmów, dyrekcja na urlop wysłała cały Zarząd Solidarności.- Czy to jest konstruktywne podejście do negocjacji? – mówi starosta Dąbrowski, przyznając, że obie strony ponosiły emocje, ale od pracodawcy wymaga się jednak więcej, zwłaszcza jeśli chodzi o założenia, które sam proponuje, a później sam je obala, twierdząc, że są nie do przyjęcia.Jak to z przetargiem było?Drugą istotną sprawą, poruszoną na sesji, był przetargu na dzierżawę pomieszczeń pod prosektorium i związanych z tym wątpliwości, które były podstawą wszczęcia kontroli przez pracowników Starostwa w odpowiedzi na pismo firmy, która wystąpiła także do prokuratury (i to właśnie od firmy, a nie jak podaliśmy błędnie z prokuratury, starosta dowiedział się o przetargu i o rzekomych nieprawidłowościach- przyp. red.). Dyrektor zaprzecza jednak, by doszło do jakichkolwiek nieprawidłowości, wytykając kontrolującym brak wiedzy i profesjonalizmu. W ramach udzielonego upoważnienia, na co zwraca uwagę, mieli prawo żądać od niego i od pracowników ustnych oraz pisemnych wyjaśnień.„Nigdy takie żądania nie były kierowane do mnie przez zespół kontrolujący, co oznacza, że kontrolujący nie żądali i nie wskazywali w treści protokołu brakujących dokumentów, co świadczy również o braku rzetelności w zakresie kontroli” – stwierdza dyrektor, wytykając audytorom, że dopiero po 2 miesiącach przedstawili dyrekcji wystąpienie pokontrolne, które w efekcie sprowadzało się do stwierdzenia, że szpital powinien stworzyć wewnętrzną procedurę.- Gdzie w takim razie są te nieprawidłowości? – powątpiewa dyrektor, dodając, że do przetargu wpłynęła tylko jedna oferta, którą szpital zmuszony był przyjąć. W przeciwnym razie, jak twierdzi, musiałby samodzielnie, a co się z tym wiąże na własny koszt, użytkować pomieszczenia prosektorium, co w rozliczeniu rocznym wymagałoby kwoty ponad 156 tys. zł. Zaznacza przy tym, że to podmiot prowadzący prosektorium wypowiedział umowę i że do chwili obecnej nie dowiedział się od starosty, jakich udzielonych uprawnień nadużył, albo jakich obowiązków nie dopełnił.Oferta, co przyznał, faktycznie zakładała stawkę niższą od pobieranej poprzednio, ale w przypadku nie podpisania umowy koszty, jakie musiałby ponieść szpital w związku z samodzielnym użytkowaniem pomieszczeń, byłyby większe. Dlatego zdecydowano o wyborze jedynej oferty przedstawionej w toku postępowania. Podkreślał przy tym, że sama umowa dzierżawy przewidywała możliwość jej rozwiązania za 3 – miesięcznym okresem wypowiedzenia.„Jeżeli podmiot tworzący (władze powiatu – przyp. red.) uważa, że lepszym rozwiązaniem dla zakładu będzie prowadzenie prosektorium we własnym zakresie – Zarząd Powiatu może wydać stosowane zarządzenie o rozwiązaniu tejże umowy, czego do chwili obecnej nie uczynił” – wytyka władzom dyrektor, zapewniając, że wybór oferenta nie przyniósł szkody kierowanej przez niego placówce.Uchybienia sąZdaniem starosty uchybienia jednak są ewidentne, o czym świadczą wyniki kontroli.- Zalecenia pokontrolne faktycznie powstawały dość długo, ale tylko dlatego, że dyrektor korzystał z przysługującego mu prawa do ustosunkowania się do treści przesyłanych dokumentów pokontrolnych – odpowiada starosta Dariusz Dąbrowski.- W kwietniu ub. r. umowę wypowiedział poprzedni dzierżawca. Ogłoszono więc przetarg. Ogłoszenie nie ukazało się jednak w żadnej lokalnej gazecie, a o zasięgu ogólnokrajowym, co mogło wydawać się dziwne, zważywszy na to kto mógłby być nim zainteresowany. Można przypuszczać, że były to głównie podmioty świadczące swoje usługi na rynku lokalnym… Ale pomińmy to… – mówi starosta, zwracając uwagę na przewodniczącego komisji, który w czasie postępowania przebywał na urlopie.- Nie wyznaczono nikogo kto miałby go zastępować. W końcu jeden z członków komisji powołał się chyba sam, spontanicznie, a podczas samego przetargu wpłynęła tylko jedna oferta ze stawką 4,24 zł za m kw., czyli o ponad 7-krotnie niższą od poprzedniej (wcześniej było ok. 27,36 zł za m kw.), podczas gdy stawka samego podatku od nieruchomości wynosiła 4,68 zł. Mimo to, jednak szpital zawarł umowę – mówi starosta twierdząc, że potrafiłby przyjąć jeszcze do wiadomości tłumaczenia dyrekcji o podbramkowej sytuacji i konieczności podpisania umowy, gdyby nie fakt, że została ona zawarta na blisko 2 lata, czyli maksymalny okres na jaki Rada Społeczna PZOZ wyraziła zgodę.- Nie wydaje mi się, aby w tej sytuacji było korzystne gospodarowanie mieniem – podtrzymuje starosta. – Zaakceptowanie umowy przez dyrekcję nie gwarantowało nawet pokrycia kosztów miesięcznych utrzymania nieruchomości choćby z tytułu podatku. Jeśli dyrekcja tak bardzo obawiała się kosztów związanych z prowadzeniem prosektorium, mogła podpisać umowę na okres krótszy i ogłosić przetarg ponownie – uważa starosta.- Czy popełniono przestępstwo? Ja tego nie powiedziałem. Nie było to zresztą przedmiotem naszej oceny. Uważamy natomiast, że zastrzeżenia budzi sposób gospodarowania mieniem powiatu. Proszę mi wskazać takie postępowanie na dzierżawę pomieszczeń, gdzie zawarto umowę na warunkach 7-krotnie niższych? Ja takiego postępowania nie znam. Ceny na ogół rosną, a nie maleją – mówi starosta.9 listopada z pismem zwróciła się do powiatu firma zainteresowana pomieszczeniami (konkurencja dla wybranej) informując o niekorzystnej dla szpitala umowie na dzierżawę prosektorium.- Pan dyrektor twierdzi, że nie są prowadzone żadne postępowania, a już w październiku, czyli przed rozpoczęciem naszej kontroli, prowadził korespondencję z Wydziałem PG tutejszej komendy policji, na okoliczność czego zabezpieczone są dokumenty – mówi starosta.„Zarząd nie jestod kierowania szpitalem”Pomysł, by Zarząd Powiatu w drodze swoich zarządzeń miał uchylać umowy, starosta uważa za absurdalny.- Po to powołujemy dyrektora szpitala, żeby za odpowiednim wynagrodzeniem rozwiązywał problemy placówki. I to on ponosi odpowiedzialność za podejmowane decyzje – stwierdza starosta.- Gdyby nie pismo od konkurencji, o takiej umowie w ogóle byśmy nie wiedzieli. Szpital zawiera ich setki. Zarząd każdej z nich nie ogląda. Bo gdyby tak miał wyglądać nasz nadzór, to po co byłby dyrektor? Gdyby do tego Zarząd miał jeszcze uchylać umowy, oznaczałoby to, że dyrektor może popełniać błędy, a winien jest ten, kto tego nie skontroluje… Takich rozwiązań nie akceptuję – mówi Dariusz Dąbrowski.Dziwi się również twierdzeniom S. Petrykowskiego, o tym, jakoby w wynikach kontroli uchybień nie było.- W opinii kontrolujących stawka czynszu zaakceptowana przez dyrektora na takim poziomie może stanowić działanie na szkodę jednostki. Jako główną przyczynę takiego stanu rzeczy należy wskazać brak wewnętrznych regulacji dotyczących zasad i procedur postępowania w zakresie przygotowania oraz przeprowadzania postępowań na wynajmowanie i wydzierżawianie majątku. W związku z tym zespół kontrolujący rekomendował bezzwłocznie podjęcie działań, mających na celu opracowanie i wdrożenie wewnętrznych regulacji określających zasady i procedury wydzierżawiania majątku, ze szczególnym uwzględnieniem m.in. zasad powoływania i funkcjonowania komisji przetargowej, zasad oraz terminów przygotowania informacji związanych z wydzierżawieniem majątku oraz ustalania stawek czynszu. Były to elementy, które powinny zostać zrealizowane przed podpisaniem umowy, a które nie zostały wykonane – powiedział GAZECIE Paweł Piątek, audytor, przeprowadzający kontrolę.(An)