WICEPREZYDENCI WZYWANI DO SĄDU

Getting your Trinity Audio player ready...

Tomasz Jarosław Capała oraz Sylwester Kwiecień będą zeznawać w procesie oskarżonych o korupcję prezydenta miasta, przedsiębiorcy dostarczającego węgiel do ZEC i urzędniczki magistratu. Wniosek taki złożyła obrona, był też o przesłuchanie agentki CBŚ, lecz sędzia Barbara Nowak – Łon go odrzuciła.
Kolejnych dziesięciu świadków złożyło w czwartek – 27 września br. zeznania w toczącym się przed starachowickim sądem procesie o korupcję. Byli to głównie pracownicy PWiK, Zakładu Energetyki Cieplnej oraz Urzędu Miejskiego i wcale nie wnieśli nic odkrywczego do sprawy. Skoncentrowano się głównie na procedurze przetargów w ZEC. Dwóch członków komisji zgodnie zeznało, że podczas jednego z posiedzeń, Czesław Z., właściciel firmy zaproszonej do negocjacji, wyszedł z gabinetu prezesa twierdząc, że cenę ma uzgodnioną. Miał również składać zeznania przed sądem, ale nie stawił się na rozprawie, za co ukarano go grzywną w wysokości 500 zł. Mężczyzna był jednym z trzech wybranych dostawców, wynikało z zeznań kierownika Wydziału Technicznego ciepłowni.
– Jego słowa mnie trochę zdziwiły, bo nigdy wcześniej nie zdarzyła się sytuacja, by ktoś wchodził na salę konferencyjną bezpośrednio z gabinetu prezesa i mówił, że cenę ma dogadaną. Na mnie osobiście, jako członka komisji, nie było nigdy żadnych nacisków, jeśli chodzi o wybór oferenta. Prezydent nigdy się ze mną nie kontaktował, zresztą w ogóle nie znałem go osobiście – stwierdził.
Zdaniem sekretarza komisji, sytuacja tego rodzaju zdarzyła się tylko raz. Zapamiętała ją dobrze, bo „była dziwna i nietypowa”.
– O ile sobie przypominam, to oferta tego pana nie została w ogóle przyjęta ze względu na cenę. Była zbyt duża – wyjaśniała sekretarz komisji przetargowej w ZEC -a właśnie cena była podstawowym kryterium przy wyborze dostawcy. Ani prezydent, ani nikt inny nie wywierał na nich nacisku.
Śladem anonimu
Drążono też kwestię donosu, jaki trafi do prokuratury w Warszawie, a w którym pojawiło się zdanie, że „prezes PWiK musi się dzielić z prezydentem i dlatego jeździ starym samochodem”. W treści padało także nazwisko jednej z pracownic, która miała się o tym „wygadać”. Ta jednak, najpierw w rozmowie z prezesem, a w czwartek także przed sądem, zaprzeczyła jakoby miała z tym cokolwiek wspólnego.
– Ani ja tego nie napisałam, ani nie słyszałam o takich praktykach – stwierdziła. – Nigdy nie mówiłam nikomu, że prezes musi się z prezydentem dzielić. To samo powiedziałam też prezesowi.
O donos wypytywano również dwie inne pracownice. Jedna o tym pisemku dowiedziała się od CBA.
– Prosiłam o okazanie mi dokumentu, ale pani, która mnie wówczas przesłuchiwała stwierdziła, że nie może mi tego pokazać – powiedziała kobieta, zaprzeczając jakoby miała z tym anonimem cokolwiek wspólnego.
– Nie słyszałam też plotek o tym, że trzeba się było opłacać, żeby dostać stanowisko w urzędzie – powiedziała przed sądem.
Podobne pytania zadawano też pracownicy starachowickiej”skarbówki”, dla której już samo wezwanie na sprawę było niezrozumiałe.
– Byłam przesłuchiwana już przez agentów CBA i nie mam nic do dodania – oświadczyła. – Tego pana – mówiła wskazując na prezydenta – znam tylko z afiszy. A panią z kolei – mówiła o urzędniczce – spotkałam kilkanaście lat temu, gdy była dzieckiem.
Oskarżonego Mariana S. spotkała – jak określiła – najwyżej raz w życiu. Przyznała za to, że zna jego córkę, z którą pracowała w urzędzie.
– Nie napisałam żadnego pisma na prezydenta – zaprzeczyła. – Nic także nie wiem na temat nieprawidłowości, które wiązałyby się z oskarżonymi.
O prezydencie i przedsiębiorcy
„Bardzo wymagający, stawiający ściśle sprecyzowane cele i krótkie terminy realizacji” – tak o Wojciechu B. mówił naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim. Lubił pracować z szefem i tak jak każdy otrzymywał nagrody.
– O tym, że dostanę nagrodę decydował prezydent. Od 2007 roku otrzymałem ich kilka. Nigdy nie spotkałem się jednak z poglądem, że trzeba się nimi dzielić. A z prezydentem widywałem się bardzo często, czasem kilka razy dziennie. Robiłem swoje, a plotkami się nie zajmowałem.
To że Marian S. wypłacał dość często duże kwoty pieniędzy potwierdziła przed sądem pracownica banku, w którym trzymał pieniądze.
– Wiedziałam czym się zajmuje. Często po kilka razy wpłacał i wypłacał pieniądze. Na co? Tego nie wiem- stwierdziła kobieta. Potwierdziła, że podczas jednej z jego bankowych wizyt powiedział, że aby prowadzić interes i funkcjonować na rynku, trzeba wręczać łapówki.
– Zapamiętałam tę sytuację, bo był bardzo zdenerwowany i rzucił parę niecenzuralnych słów – opowiadała sądowi.
Do przesłuchania pozostał nadal były prezes STBS-u, który nie mógł się stawić w czwartek oraz dostawca miału Czesław Z., który miał dogadywać cenę z prezesem ZEC-u. Przychylając się do wniosku obrony, sąd postanowił przesłuchać byłego i obecnego zastępcę prezydenta Wojciecha B.: Tomasza Jarosława Capałę oraz Sylwestra Kwietnia. Nie będzie natomiast kolejnej już konfrontacji byłych prezesów ZEC -u, ani przesłuchań agentki Sylwii na okoliczność telefonicznej rozmowy z Norbertem G. Nie dowiemy się od niej, jakie relacje łączyły ją z byłym prezesem i czy faktycznie wywierała na niego jakieś naciski? Sąd nie będzie też zajmował się dowodami zebranymi w innych sprawach, między innymi w śledztwie dotyczącym przekazywania łapówek przez prezesów ZEC, które zostało umorzone przez krakowską Prokuraturę Apelacyjną. Kolejną rozprawę wyznaczono na 18 października br., a mowy końcowe mają być wygłoszone 12 listopada.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *