Getting your Trinity Audio player ready...
|
Wiceprezydent Sylwester Kwiecień może zarobić prawie 3 tys. zł brutto więcej z tytułu specjalnego dodatku do pensji. Informacja, która ukazała się w urzędowym dokumencie, wywołała burzę w środowisku Prawa i Sprawiedliwości. Radna Lidia Dziura mówi o podwójnej moralności. Poseł Krzysztof Lipiec przygotowuje skargę do wojewody, liczy też, że sprawą zainteresuje się prokurator. Kwiecień argumentuje, że jeszcze dodatku nie wziął i może w ogóle nie weźmie, bo … prawo nie pozwoli.
Urzędnik może, zgodnie z ustawą o pracownikach samorządowych, otrzymywać dodatek specjalny z tytułu czasowego zwiększenie jego obowiązków służbowych. W przypadku wiceprezydenta Kwietnia dodatkowe obowiązki to wykonywanie pracy za prezydenta Wojciecha B. przebywającego w tymczasowym areszcie. Ustawa mówi, że wysokość dodatku specjalnego wynosi od 20 do 40% wynagrodzenia zasadniczego i dodatku funkcyjnego.
– Nasz pan wiceprezydent uznał, że jest tak świetny, że należy mu się 40% (czyli 2960 zł brutto – przyp. autorki) w myśl zarządzenia, które wydał 25 stycznia z mocą obowiązującą od 1 stycznia. Widać istnieją dwie moralności: dla mieszkańców miasta podwyżki różnych opłat, a dla pana Kwietnia podwyżka wynagrodzenia – oceniła na konferencji prasowej przewodnicząca klubu radnych miejskich PiS Lidia Dziura.
– W tym mieście panują dziwne układy. Wiceprezydent jest sędzią we własnej sprawie – dodał poseł Krzysztof Lipiec.
Forma przyznania dodatku specjalnego dla wiceprezydenta Starachowic jest rzeczywiście dziwna. Zarządzenie, na które powołuje się radna Dziura, zostało wydane przez „Prezydenta Miasta Starachowice”. Ze zrozumiałych względów należałoby przez to rozumieć nie Wojciecha B., ale Sylwestra Kwietnia, który przejął pod jego nieobecność kierowanie miastem. Pod rozporządzeniem nie ma jednak jego podpisu, tylko: drugiej wiceprezydent – Małgorzaty Szlęzak, radcy prawnego Pauliny Jesionek, urzędniczki Katarzyny Walendziak oraz dwóch związków zawodowych działających w magistracie, a reprezentujących straż miejską. To zaskakujące, bo czy podwładni, a jest nimi niewątpliwie większość z tych osób, mogą ustalać pensję własnemu szefowi? Jednak na tę właśnie sytuację powołał się wiceprezydent Kwiecień, gdy tłumaczył, że to nie on sam przyznał sobie dodatek.
– Zarządzenia nie podpisałem ja. Więc to jest rozbieżne z tym, co mówi poseł i jego wierna wojowniczka pani radna Dziura. Nieuzasadnione jest również mówienie, że mam ogromny pęd na kasę, bo za styczeń nie wziąłem dodatku specjalnego i mam na to dokument – powiedział pokazując tzw. „pasek” z wyszczególnionymi składnikami swojej pensji.
Istotnie, wynika z niego, że za ostatni miesiąc Sylwester Kwiecień otrzymał tylko: 5200 zł płacy zasadniczej, 2200 zł dodatku funkcyjnego oraz 1040 zł dodatku za wysługę lat (wszystkie kwoty brutto).
Z drugiej strony wiceprezydent przyznał, że sposób, w jaki zwiększono mu pensję jest dyskusyjny.
– Dodatek specjalny może być przyznany z mocy prezydenta miasta, ale u nas z oczywistych względów jest to niemożliwe. Dodatku dla zastępcy, zgodnie z opinią radców prawnych urzędu, nie może też przyznać Rada Miejska. Prawnicy zasugerowali więc zmianę regulaminu wynagradzania (stanowi ona treść zarządzenia z 25 stycznia – przyp. autorki). Myślę, że we właściwy sposób wykonuję swoje obowiązki, które niewątpliwie są podwójne. Jednak, o ile będą wątpliwości, to będę nadal pracować za dotychczasowe wynagrodzenie. Czekam na rozstrzygnięcie prawne: czy mogę otrzymywać dodatek specjalny, czy nie – podsumował wiceprezydent.
– To swoiste kuriozum. Chyba wiceprezydent powinien wcześniej skonsultować z prawnikami zarządzenia, które wydaje – skrytykowała przewodnicząca Lidia Dziura.
Jej zdaniem, w obecnej sytuacji, w której obowiązki prezydenta Starachowic pełni de facto jego zastępca, o dodatku dla Sylwestra Kwietnia powinna decydować Rada Miejska, mająca prawo do ustalania wynagrodzenia szefowi miasta. Tymczasem, jak podkreślił poseł, dodatkiem dla wiceprezydenta zajęli się niżsi rangą urzędnicy.
– Podwyżkę wynagrodzenia zafundowała mu jego podwładna. Bo taką rangę ma pani wiceprezydent Szlęzak od chwili, gdy pierwszy zastępca przejął obowiązki prezydenta. Nie ma w cywilizowanym świecie takiej sytuacji, żeby pracownik zwiększał wynagrodzenie szefowi. Są to działania na krawędzi prawa, dlatego zasygnalizuję zbadanie tej sprawy wojewodzie świętokrzyskiemu – poinformował Krzysztof Lipiec.
Dodał, że również prokuratura ma obowiązek śledzić media i reagować na pojawiające się w nich doniesienia o nieprawidłowościach.
Wymiana argumentów między wiceprezydentem Kwietniem i opozycyjnym PiS- em odbyła się na trzech ubiegłotygodniowych konferencjach prasowych. Przy okazji padły jeszcze inne, momentami niewybredne, słowa. Sylwester Kwiecień kpił ze skuteczności Krzysztofa Lipca i jego ugrupowania. Zarzucił mu też, że atakuje z czysto politycznych pobudek.
– Walczący o przywództwo w Świętokrzyskiem poseł posługuje się moją osobą, bo nie ma się czym pochwalić. Cała jego kadencja to pasmo nieporozumień i porażek. Wiem, że ma kompleks z tego tytułu, że jestem od niego lepszy. Również pani radna Dziura próbuje mu dorównać w zachowaniu przeszkadzającym miastu – ocenił Kwiecień.
Zwrócił też uwagę na przypadek innej radnej PiS- Joanny Główki.
– Pobrała dietę za dwa miesiące, mimo że w tym czasie nie uczestniczyła ani w sesjach Rady Miejskiej, ani w posiedzeniach komisji, ponieważ przebywała za granicą. Nawet nie usprawiedliwiła swojej obecności, choć mogła z tego skorzystać. O tym PiS nie mówi, ale Kwietnia można nagłośnić, bo jest z SLD – żalił się.
Poseł nie chciał roztrząsać tych wypowiedzi.
– Zamiast być wdzięczny za to, że chcemy go odwieść od działań, które mogą oznaczać dla niego poważne kłopoty, przyjął postawę przez atak. Nie będziemy się odnosić do wyartykułowanych wobec nas słów, które wynikają z wielkiego zakompleksienia pana wiceprezydenta – skwitował.
Radna Joanna Główka przyznaje „Gazecie”, że pobrała diety za okres, w którym nie pracowała w samorządzie.
– Nie uczestniczyłam w jednej, może w dwóch sesjach, już dokładnie nie pamiętam. Musiałam wyjechać do Australii z powodu ważnych spraw rodzinnych. Jednak złożyłam do przewodniczącego Rady Miejskiej podanie dotyczące usprawiedliwienia mojej nieobecności – tłumaczy.
Jej słowa potwierdza przewodniczący rady Zbigniew Rafalski.
– Pani radna się usprawiedliwiła, więc dieta jej przysługiwała. Zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej w Starachowicach regulującej wypłatę diet – mówi przewodniczący.