AMSTAFF ZAATAKOWAŁ YORKA. BYŁ BEZ KAGAŃCA…

Getting your Trinity Audio player ready...

Chwile grozy przeżyła w zeszłym tygodniu właścicielka małego, sympatycznego yorka, którego podczas spaceru zaatakował amstaff. Pies wprawdzie był z właścicielką, ale nie miał kagańca. Gdyby nie szybka reakcja weterynarzy, mały terrierek mógłby nie przeżyć.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek, ok. godz. 14.00 na osiedlu Żeromskiego w Starachowicach. Małego terrierka, który spacerował z właścicielką, zaatakował amstaff, nie miał kagańca.
– To było coś okropnego. Amstaff szarpał tego małego yorka. Psy były mocno splątane, a mały wisiał na obroży tego dużego – relacjonowała nam jedna z kobiet, która widziała to wszystko z bliska. Trwało to jakieś 15 – 20 minut. Co gorsza, w pewnym momencie pojawiło się również dziecko ze swoim psem.
– Na szczęście pobiegł on dalej, nie został zaatakowany. Bo i bez tego wyglądało to dość okrutnie – twierdzi mieszkanka. – Amstaff miał zakrwawioną głowę i pysk, a york zwisał bezwładnie. Trudno je było rozdzielić. Próbowało tego wielu przechodniów, ale bez rezultatów. Pomogło dopiero, gdy któraś z pań polała amstaffa wodą – opowiada mieszkanka.
Wszystko na szczęście działo się niedaleko gabinetu weterynarza, który od razu interweniował. Mały terrierek trafił prosto na stół operacyjny. Choć nie dawano mu dużych szans, zwierzakowi udało się przeżyć.
Świadkom trudno było jednak zrozumieć, dlaczego amstaff nie miał kagańca.
– Dzisiaj zaatakował psa, a jutro dziecko. Co z tego, że była z nim właścicielka? Przecież to niebezpieczne zwierzę – mówili mieszkańcy.
Właścicielka małego psiaka tak się przejęła, że trzeba było wezwać karetkę. Na miejscu zjawiła się również policja, która – jak powiedziała nam Monika Kalinowska, rzecznik prasowy starachowickiej komendy – będzie badać okoliczności zajścia, prowadząc swoje czynności pod kątem wykroczenia, bo „Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia podlega karze grzywny do 250 złotych albo karze nagany” – mówią o tym przepisy.
Najważniejszy jak zawsze jednak zdrowy rozsądek, co podkreśla także komendant Straży Miejskiej w Starachowicach, Waldemar Jakubowski, który często miał do czynienia z podobnymi zajściami.
– Chodzi tu przede wszystkim o panowanie nad zwierzęciem w stopniu gwarantującym bezpieczeństwo w miejscu publicznym, a pies, z którym wychodzimy na spacer, nikogo nie może zaatakować – tłumaczy komendant. – Spełnienie tego warunku w ramach zwykłych środków ostrożności nie wymaga np. spacerowania z psem znajdującym się na smyczy i kagańcu. Musimy znać jednak bardzo dokładnie psychikę psa i wiedzieć, że jest nam bezwzględnie posłuszny. Trudno sobie wyobrazić, że prowadzenie na smyczy i w kagańcu wilczarza irlandzkiego (ważącego ok.100 kg i wysokości 120 cm w kłębie) zapewni nam bezpieczeństwo. Bo jeśli pies takiej rasy miałby skłonności do zachowywania się agresywnie, to nie ma człowieka, który go mógłby utrzymać. Chociaż na ogół, podobnie jak labradory, są one wyjątkowo łagodne i wykazują skłonności opiekuńcze, zarówno w stosunku do ludzi, jak i do zwierząt, i nigdy pierwsze nie atakują. Inaczej przedstawia się sytuacja, gdy nie zachowamy nakazanych środków ostrożności w stosunku do psów agresywnych. Wyprowadzanie ich luzem, jeśli widnieją na liście ras objętych rozporządzeniem, jest wykroczeniem, nawet jeśli pies zachowuje się całkiem przyjaźnie. Nie budzi też wątpliwości, że zwierzę nie będące na liście, ale zachowujące się agresywnie (np. rzucając się na inne zwierzęta), powinno być zawsze prowadzone w kagańcu i na smyczy. W przypadku, gdy dojdzie do pogryzienia, właściciel psa naraża się na odpowiedzialność karną oraz ewentualne koszty odszkodowania wynikające z powództwa cywilnego.
I tak niestety, jak stwierdził komendant, było w przypadku poniedziałkowego zdarzenia na osiedlu Żeromskiego.
– Osoba wyprowadzająca na spacer swojego psa, nie zachowując koniecznych w tym wypadku środków bezpieczeństwa (brak kagańca), nie była w stanie zapobiec atakowi jej psa rasy amstaf na innego psa – przekonywał nas W. Jakubowski.
W bieżącym roku Straż Miejska aż 214 interweniowała w przypadkach zwierząt, niestety, kilka zakończyło się pogryzieniem strażników. Jakiś czas temu pojawił się wprawdzie pomysł uruchomienia patrolu ekologicznego, odpowiednio przeszkolonego i z wyposażeniem, na wypadek szybkiej reakcji, ale został zastopowany przez cięcia w etatach.
– W odpowiedzi na zajście na osiedlu Żeromskiego, wydałem już polecenie rewirowemu zwracania szczególnej uwagi na osoby wyprowadzające psy bez odpowiedniego nadzoru. Ma on wszczynać postępowania w wypadku ewidentnych przypadków nie zachowania należytych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia – zapowiedział W. Jakubowski. – Do chwili obecnej wszczynaliśmy 41 postępowań w związku ze stwierdzonymi wykroczeniami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *