Getting your Trinity Audio player ready...
|
Kilka tygodni temu, 3 sierpnia br. Marcin Pocheć, prezes Zakładu Energetyki Cieplnej w Starachowicach podjął decyzję o odstąpieniu od umowy na realizację instalacji odzysku energii zawartej z firmą Control Process S.A. z Krakowa. W związku z tym o budowie spalarni w mediach znów zrobiło się głośno. Z informacji jakie udało się zebrać Gazecie wynika, że narracja jaką prowadzi prezes ZEC wprowadza opinię publiczną w błąd. Tylko u nas znajdziesz fakty które potwierdzają nieścisłości wypowiedzi prezesa ZEC-u. Rozmawiamy z Piotrem Capałą, radnym oraz prawnikiem reprezentującym grupę mieszkańców oraz Stowarzyszenie Inicjatywa dla Starachowic którzy są stroną w postępowaniu. Ujawnia on kulisy kontrowersyjnej inwestycji, która może mieć poważne konsekwencje dla miasta i jego mieszkańców. Dowiedz się, dlaczego niektóre decyzje władz mogą nas sporo kosztować.
Redakcja: Panie mecenasie, dlaczego strony, które Pan reprezentuje, czyli Stowarzyszenie Inicjatywa dla Starachowic oraz grupa mieszkańców, odwoływały się od decyzji Prezydenta Miasta i Starosty w sprawie pozwolenia na budowę Instalacji Odzysku Energetycznego (IOE), potocznie nazywanej spalarnią śmieci?
Piotr Capała (PC): – Przede wszystkim dlatego, że nieprawidłowo ustalono krąg stron, czyli właściciele okolicznych nieruchomości nie zostali uznani za strony tego postępowania. To był jeden z argumentów. Kolejne argumenty dotyczyły samego projektu i jego niedociągnięć, które zostały zauważone również przez Wojewodę, co skutkowało uchyleniem decyzji.
Red.: Prezes spółki komunalnej ZEC, Marcin Pocheć, twierdzi, że o braku pozwolenia na budowę dowiedział się 27 lutego 2023 roku. Gazecie Starachowickiej udało się dotrzeć do informacji, z których wynika, że już 19 lutego 2022 roku Zakład Energetyki Cieplnej w Starachowicach zapłacił wykonawcy, czyli firmie Control Process S.A. z Krakowa, 3 593 770,95 zł za uzgodnienie Projektu Budowlanego i złożenie wniosku o wydanie pozwolenia na budowę. Pół roku później spółka Control Process wystawiła kolejną fakturę na kwotę 2 247 437,55 zł za uzyskanie pozwolenia na budowę. Co Pan na to?
PC: – W mojej ocenie pozwolenie na budowę spalarni nigdy nie było prawomocne ani ostateczne. Tę ocenę potwierdza opinia prawna, radcy Starostwa Powiatowego w Starachowicach, która znajduje się w aktach sprawy. Decyzja staje się ostateczna, kiedy żaden podmiot uprawniony do jej zaskarżenia nie skorzysta z tego prawa, a w tym przypadku Stowarzyszenie złożyło odwołanie w terminie. Ponadto, Wojewoda uchylił tę decyzję, co dowodzi, że nie mogła być ona ostateczna. Decyzje Wojewody opierają się na przepisach Kodeksu Postępowania Administracyjnego.
Jeśli chodzi o finansowanie inwestycji, wiemy że ZEC wypłacił to wynagrodzenie wykonawcy po wniesieniu odwołania od decyzji Starosty Starachowickiego przez Stowarzyszenie i na logikę powstaje pytanie, jeśli ta decyzja była ostateczna, to co się takiego stało że do dzisiaj jej nie ma w obrocie prawnym ? Zaklinanie rzeczywistości przez Prezesa ZEC i powtarzanie jak mantrę że decyzja była ostateczna spowodowała tylko kłopoty dla spółki o których dzisiaj rozmawiamy.
A prawomocna ani ostateczna nie mogła być na 100%. Bo nie moglibyśmy jej skutecznie zaskarżyć w toku postępowania administracyjnego. Apelowałem wielokrotnie aby nie wydatkować środków publicznych na realizację tej inwestycji przed uzyskaniem wszelkich pozwoleń, mam na myśli realizację prac budowlanych.
Dla zobrazowania sytuacji, wyobraźmy sobie, że mamy konflikt z sąsiadem, ale uzyskaliśmy już pozwolenie na budowę domu jednorodzinnego. Wiemy jednak, że sąsiad zamierza zaskarżyć tę decyzję. Czy w takiej sytuacji rozpoczniemy budowę, ryzykując, że Wojewoda może uchylić pozwolenie? Zwykle, gdy chodzi o nasze własne środki finansowe, nikt nie podejmuje takiego ryzyka. A jednak ZEC je podjął, prawdopodobnie dlatego, że operował środkami publicznymi. Łatwiej jest wydawać cudze pieniądze. Ja uważam, że do środków publicznych należy podchodzić z taką samą rozwagą, jak do prywatnych – mądrze i rozsądnie, bez podejmowania zbędnego ryzyka. W tym przypadku ZEC podjął lekkomyślną decyzję. Dobrze, że w końcu odstąpiono od tej umowy, szkoda tylko, że bez zabezpieczenia w postaci kaucji gwarancyjnej.
Red.: Dlaczego prezes ZEC, według Pana, dopiero teraz postanowił wypowiedzieć umowę wykonawcy i poinformować o tym opinię publiczną?
PC: – Jest to dla mnie również zastanawiające, bo z przekazu medialnego wynika, że jedną z podstaw odstąpienia od umowy jest to, że nie przedłużono kaucji. Kiedy w czerwcu 2023 roku proponowałem odstąpienie od umowy, gdyż zaniedbania w prowadzeniu postępowań administracyjnych, mających na celu uzyskanie wszelkich decyzji administracyjnych, były już widoczne. Wtedy kaucja jeszcze istniała, a moja propozycja była taka, że dzięki temu, iż wartość prac nie przekraczała jeszcze kaucji, można było naliczyć karę umowną i ściągnąć ją z kaucji, co zabezpieczyłoby zainwestowane pieniądze. Cała kara umowna powinna zostać wyliczona na ok. 20 mln zł, z czego ok. 10 mln zł byłoby już zabezpieczone, a resztę można by dochodzić od wykonawcy w postępowaniu gospodarczym. Dlatego nie rozumiem, dlaczego właśnie teraz, po utracie tej gwarancji, podjęto decyzję o odstąpieniu, co nie zabezpiecza interesów spółki. Tak się po prostu nie robi. To jest niezgodne ze sztuką.
Red.: Czy po złożeniu propozycji dotyczącej sposobu wyjścia z impasu, który powstał w związku z pochopnym rozpoczęciem robót budowlanych oraz nienależytej realizacji zobowiązań umownych przez wykonawcę, czyli firmę Control Process, otrzymał Pan odpowiedź od Prezydenta lub prezesa ZEC?
PC: –Pani Elżbieta Gralec Z-ca Prezydenta przekazała moją opinię Radzie Nadzorczej ZEC, a Rada odpowiedziała zdawkowym pismem, że po przeanalizowaniu nie widzą podstaw do wdrożenia moich propozycji. Chciałbym jednak zaznaczyć, że mimo iż reprezentuję stronę przeciwną, to jestem także mieszkańcem Starachowic i naprawdę zależy mi na znalezieniu rozwiązania korzystnego dla miasta. Z jednej strony nie chcieliśmy realizacji tej inwestycji, ponieważ była w naszej ocenie nieprzemyślana i nieprzygotowana, a z drugiej strony chcieliśmy zabezpieczyć publiczne pieniądze przed ich zmarnowaniem.
Red.: Po decyzji Prezesa ZEC z 3 sierpnia br. w mediach pojawił się szereg artykułów z narracją wykreowaną przez spółkę. Panie mecenasie, chciałabym prosić Pana o prawniczą analizę tych wypowiedzi.
W jednym z lokalnych tygodników w Starachowicach powiedział, cytuję: Wszystkie koszty poniesione na ten cel były wydatkowana w trakcie prawomocnego, ostatecznego pozwolenia na budowę IOE i jest to kwota ok. 10 mln zł. Po uchyleniu decyzji, żadne pieniądze nie były wydawane na budowę. Owszem prace były jeszcze wykonywane, ale były one związane z zabezpieczeniem inwestycji, co zostało zgłoszone do Państwowego Nadzoru Budowlanego, było to kontrolowane i zainwentaryzowane.
PC: – Decyzja, o której mówi prezes ZEC, nigdy nie była ostateczna ani prawomocna. Nie wiem, czy jest to kwestia niewiedzy pana Prezesa co do znaczenia tych pojęć, czy manipulacja opinią publiczną. Bo oba scenariusze są równie prawdopodobne. Mam pewne wątpliwości, czy te pieniądze były wydatkowane tylko wtedy, gdy nieostateczna i nieprawomocna decyzja o pozwoleniu na budowę była w obiegu prawnym, ponieważ jesteśmy w posiadaniu pism od Prezydenta Miasta, który wskazuje, że żadne środki nie były w tym okresie wydatkowane. Jednocześnie mamy pismo z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, z którego wynika, że takie środki zostały przekazane ZEC-owi na zabezpieczenie tych prac. A było to po decyzji Wojewody Świętokrzyskiego o uchyleniu pozwolenia na budowę. Myśląc logicznie, jakieś środki musiały być wydatkowane na zabezpieczenie tych prac. I tu rodzi się pytanie kto mówi prawdę czy Wojewódzki Fundusz Ochrony Srodowiska czy Prezydent Miasta .
Red.: Prezes ZEC Marcin Pocheć podał do mediów informację, że odstąpienie od umowy nie oznacza zaniechania prac, a inwestycja będzie kontynuowana… Czy w obecnej sytuacji nie jest on zbyt optymistyczny?
PC: – Odstąpienie od umowy oznacza, że umowa nie tylko się rozwiązuje, ale należy traktować ją jakby nigdy nie była zawarta, więc nie wiem, kto miałby być wykonawcą. Teoretycznie ZEC może ją realizować własnymi siłami pod warunkiem uzyskania wszystkich niezbędnych decyzji administracyjnych ale jest to tylko założenie czysto hipotetyczne. ZEC może również ogłosić kolejne przetargi w celu znalezienia wykonawcy, ale to wymaga czasu. Tu po decyzji Prezesa ZEC rodzi się kolejny problem związany z pożyczką 74,5 mln zł .
Red.: Na problem z brakiem wykonawcy prezes Pocheć już znalazł rozwiązanie. Do jednego z portali informacyjnych powiedział: „Jeżeli nie będzie dodatkowych komplikacji, to mam nadzieję, że z końcem przyszłego roku instalacja odzysku energii będzie gotowa. Tym razem będziemy szukać kilku wykonawców poszczególnych zadań, np. prac budowlanych czy montażu kotła do spalania. Na razie gmina musi przeprowadzić pełną inwentaryzację. Niewykluczone jest także sądowe dochodzenie roszczeń finansowych wobec dotychczasowego wykonawcy. Potem będą ogłaszane przetargi na poszczególne etapy związane z budową instalacji spalania.”
PC: Na pewno powstanie problem merytoryczny związany z finansowaniem tej inwestycji, ponieważ finansowanie zaciągnięte z pożyczki WFOŚiGW jest skrojone pod przetarg, który już się odbył, czyli „zaprojektuj – wybuduj”. Ono nie jest skrojone pod etapowanie. Prace budowlane nie postępują zgodnie z harmonogramem, a ZEC powinien już spłacać te zobowiązania wobec WFOŚiGW. Jest problem na linii ZEC-WFOŚiGW, jak takie etapowanie będzie przyjęte przez nowe władze tej instytucji. Umowa na pożyczkę została zawarta za rządów PIS, kiedy to prezesem był Ryszard Gliwiński, który niegdyś pracował w ZEC-u na stanowisku dyrektorskim.
Jeśli ZEC zdecydował się na odstąpienie od umowy z winy wykonawcy to dochodzenie roszczeń finansowych wobec dotychczasowego wykonawcy jest nie tyle niewykluczone co leży w interesie spółki. Nie wyobrażam sobie, aby ZEC nie dochodził w takiej sytuacji kary umownej, gdyż takie zachowanie mogłoby nosić znamiona przestępstwa.
Red.: – Prezes ZEC informuje mieszkańców, że roszczenia dotyczące kar względem Wykonawcy, będzie kierował na drogę sądową bo są ku temu podstawy. Zakładając że Wykonawca pewnie też coś będzie rościł, ale roszczenia ZEC-u na pewno będą wyższe.
PC: – – Zastanawiam się, jakie roszczenia może w tej sytuacji zgłosić Control Process. Natomiast jeśli chodzi o ZEC, to moim zdaniem już w czerwcu 2023 roku mógł dochodzić kary umownej. Zamiast tego, czekano rok i dwa miesiące, podczas których właściwie nic się nie wydarzyło – a co gorsza, nie uzyskano odpowiednich pozwoleń, przez co sytuacja tylko się pogorszyła. Ostatecznie, po długim czasie, przyznano, że winę za opóźnienia ponosi wykonawca. Dotychczasowa retoryka, obwiniająca Stowarzyszenie Inicjatywa dla Starachowic i mieszkańców uczestniczących w postępowaniach administracyjnych, była irytująca. Chciałbym podkreślić, że jeśli chodzi o wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Kielcach, dotyczące spraw związanych ze spalarnią, tylko jeden z nich był dla nas niekorzystny, a wszystkie pozostałe były pozytywne.
Red.: Czy jako radny Rady Miejskiej w Starachowicach uważa Pan, że ta inwestycja jest potrzebna miastu?
PC: – W wybranej lokalizacji nie jest potrzebna. Czy w ogóle – należałoby to przeanalizować pod kątem takiej formy spalarni, jaką proponuje Prezydent, ale być może warto rozważyć coś na wzór tego, co powstało w Krośnie – próbę porozumienia się z innymi gminami np. z powiatu ostrowieckiego, może skarżyskiego, aby taka spalarnia powstała w miejscu, które nie tworzy niedogodności dla mieszkańców i obsługuje większą liczbę osób, np. 250 tysięcy. Tylko taka spalarnia, połączona z systemem recyklingu, miałaby sens, realizując zadania wyłącznie dla mieszkańców gmin, które wchodzą w związek międzygminny. Prezydent i Prezes ZEC wprowadzali mieszkańców w błąd. Wielu wyobrażało sobie, że śmieci z naszego miasta będą przetwarzane w tej spalarni, ale prawda jest taka, że Zakłady Utylizacji Odpadów w całym województwie wytwarzają rocznie jedynie 20 ton RDF, podczas gdy spalarnia w Starachowicach potrzebuje 30 tysięcy ton RDF rocznie. RDF (Refuse Derived Fuel) to paliwo alternatywne wytwarzane z odpadów komunalnych i przemysłowych, które nie nadają się do recyklingu. Jest to mieszanka materiałów palnych, takich jak papier, tworzywa sztuczne czy tekstylia, które po odpowiedniej obróbce mogą być spalane w specjalnych instalacjach, takich jak spalarnie, w celu odzyskania energii.
To oznacza, że ZEC musiałby szukać tego paliwa poza województwem świętokrzyskim, co stawia pod znakiem zapytania, czy inwestycja faktycznie służy mieszkańcom, czy może bardziej biznesowi.
Czy Starachowice mają zaspokajać utylizację odpadów nie tylko dla naszego województwa, ale może także dla innych regionów Polski? Wiemy, że problem śmieciowy jest tak duży, że odpady są nawet sprowadzane z Zachodu. Nikt nie odpowiedział na te pytania, poza ogólnymi komunikatami, że ZEC będzie startować w przetargach. Prezes Pocheć nigdy jednak nie przyznał, że chodzi o odpady zewnętrzne, które trzeba będzie sprowadzać. Ważne jest, że technologicznie spalarnia nie może być wygaszana i musi działać w sposób ciągły, co oznacza konieczność zapewnienia stałego dostępu do paliwa, a więc szukania surowca wszędzie.
Dodatkowo, lokalizacja spalarni w dolinie Kamiennej nie jest odpowiednia. Znajduje się zaledwie 80 metrów od zabudowań, co koliduje z planami rewitalizacji Piachów. Planujemy wydać kilkanaście milionów złotych na rewitalizację obszaru oddalonego o 600 metrów od planowanej spalarni, co rodzi pytanie, czy te pieniądze nie zostaną zmarnowane. Wartość nieruchomości w okolicy również spadnie. Nikt nie przedstawił sensownego biznesplanu, który pokazywałby, jak ta inwestycja ma funkcjonować. Nie dowiedzieliśmy się również, jakie będą koszty utylizacji żużla powstałego po spaleniu RDF-u. To nie jest tak, że ZEC będzie na tym tylko zarabiał – odpady, które są niebezpieczne, muszą być wywiezione ze spalarni i zutylizowane na koszt ZEC, a koszty transportu paliwa do spalarni także pozostają nieznane. Tego typu dokumenty nigdy nie zostały przedstawione.
Jeśli chodzi o kwestie środowiskowe, postępowanie toczy się przed Generalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, gdzie wskazywane są konkretne problemy, takie jak hałas w samym projekcie czy w raporcie oddziaływania na środowisko, który był podstawą do wydania tych decyzji. Z raportu wynikało, że będą przekroczone normy hałasu, co dotyczy mieszkańców najbliższych nieruchomości. I nie mówię tu tylko o hałasie związanym z transportem, ale także o hałasie generowanym przez pracę instalacji . Argumentów przeciwko tej inwestycji jest wiele. Przypomnę, że w 2011 roku istniał pomysł budowy biogazowni w strefie oddalonej o ponad kilometr od zabudowań, i wtedy mieszkańcy protestowali, w tym osoby obecnie związane z komitetem Marka Materka. Wówczas problem dostrzegano, a teraz, gdy jest to zaledwie 80 metrów od zabudowań, nagle przestało to być problemem.
Red.: Czy jako członek komisji rewizyjnej będzie się Pan domagał kontroli tej inwestycji?
PC: – Tak, kontrola była zaplanowana na ten rok. W związku z zaistniałą sytuacją, w najbliższym czasie dostaniemy upoważnienie od przewodniczącego Rady Miejskiej do jej przeprowadzenia i zaplanujemy jej termin. Rozmawiałem na ten temat z Przewodniczący Komisji Rewizyjnej Markiem Kamińskim, który zobowiązał nas do przeprowadzenia tej kontroli jak najszybciej. Ta kwestia będzie przedmiotem nabliższej Komisji Rewizyjnej zaplanowanej na dzień 26 sierpnia 2024 r.
Dziękuję za rozmowę
Drodzy Czytelnicy Gazety Starachowickiej,
Informujemy, że tą interesującą rozmową rozpoczynamy cykl artykułów poświęconych kontrowersyjnej budowie spalarni śmieci w Starachowicach przy ul. Ostrowieckiej. Będziemy dostarczać Wam najnowsze fakty i analizy, które rzucą więcej światła na tę budzącą wiele emocji inwestycję. Już w następnym tygodniu czekają na Was nowe, ważne informacje. Zapraszamy do lektury!