Getting your Trinity Audio player ready...
|
Na spotkanie w sali SDK Starachowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej przyszło ponad 30 osób. O tym, dlaczego Gmina Starachowice chce sprzedać udziały PWiK, Polskiemu Funduszowi Rozwoju mówił 10 kwietnia br. współzałożyciel IdS, Zbigniew Kroczek, prezentując na slajdach dokumenty od momentu, kiedy pomysł zaistniał w przestrzeni publicznej, poprzez przyjęcie odpowiednich uchwał do zaskarżenia ich do Sądu Okręgowego w Kielcach przez gminę Brody (więcej w artykule „Gmina Brody sprzeciwia się sprzedaży udziałów w „Wodociągach”, str. 6). Zbigniew Kroczek powiedział, że są miasta w Polsce, które z lepszym lub gorszym skutkiem przeprowadziły procedurę sprzedaży udziałów gminnych spółek. Zadał publicznie pytania, na które zdaniem stowarzyszenia powinien odpowiedzieć prezydent Marek Materek. Dotyczą one merytorycznych przyczyn faktu, że gminy Brody i Mirzec wycofały się z projektu sprzedaży udziałów PWiK. Tego, „czy prawdą jest, że poprzedni prezes i rada nadzorcza PWiK, nie chcieli się zgodzić na sprzedaż udziałów i dlatego ich odwołano w grudniu ubiegłego roku” i „jaka jest wysokość kwoty uzyskanej od PFR i na jakie inwestycje zostanie przeznaczona, w oparciu o dokładną analizę”. Inicjatywa dla Starachowic pyta również „czy powstały już harmonogramy na okres 20 lat wysokości rat za wykupu udziałów od PFR, wysokości podwyżek cen wody i odprowadzenia ścieków”.
– Prezydent Materek wymienił jako główną ideę połączenia ZEC z MZK powstanie firmy o dużym majątku. Dzięki temu można będzie zaciągać kredyty, między innymi na budowę mieszkań. To dlaczego w przypadku PWiK, sprzedając udziały, pozbywamy się prawie 1/3 jego kapitału? – pytał Zbigniew Kroczek.
Wątpliwości członków Stowarzyszenia budzą też coraz częstsze awarie sieci wodnokanalizacyjnych w Starachowicach.
– Większość sieci to przedział 40, 70 – letni, co wymusza konieczność ich wymiany. Skąd PWiK zdobędzie środki finansowe na ich realizację? – pytają.
Burzliwą dyskusję między przeciwnikami a zwolennikami wywołał temat związany z uzyskaniem przez Zakład Energetyki Cieplnej pozytywnej decyzji Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w sprawie budowy w Starachowicach Instalacji Odzysku Energii (IOE) potocznie zwanej „spalarnią”. Kwestię tę szczegółowo omówiła inżynier inżynierii środowiska Anna Kramek z Inicjatywy dla Starachowic, która przedstawiła zasady funkcjonowania tego typu instalacji. Mówiła o konsekwencjach związanych z budową spalarni przy ulicy Ostrowieckiej, przytaczała fragmenty decyzji RDOŚ i przekładała je na specyficzne położenie naszego miasta, co może mieć oddziaływanie na środowisko. Zdaniem pani Kramek już samo położenie Instalacji Odzysku Energii w dolinie rzeki Kamiennej, na terenach zalewowych, powinno wykluczyć planowaną budowę.
Padały również liczby dotyczące ilości śmieci, które będą trafiały do starachowickiej spalarni w przeliczeniu na tony i liczbę kontenerów.
– Na dobę będzie można spalić 91 ton śmieci, (…) co daje 10 kontenerów dziennie – wyliczała Anna Kramek. – W ciągu 333 dni do naszego miasta wjedzie 2664 samochodów ciężarowych ze śmieciami – mówiła.
Nawiązała również do tego, co będzie znajdować się w powietrzu. Już teraz w okresie jesienno – zimowym wskaźniki zanieczyszczeń przekraczają zakładaną normę. Według Anny Kramek niecka, w jakiej leżą Starachowice spowoduje, że w powietrzu obok pyłów PM 2,5 i PM 10, siarkowodoru i amoniaku znajdować się będzie odór pochodzący ze spalonych odpadów.
– Problem polega na tym, że nie ma ustawy odorowej. Jest procedowana, ale póki co nie mamy obowiązującego prawa, więc wydana decyzja (RDOŚ – przyp. red.) jest decyzją wydaną zgodnie z prawem. Ale my, mieszkańcy, musimy mieć świadomość, że to nie będzie ładny zapach, to po prostu będzie śmierdziało. (…) Gdyby te odpady pachniały, to nie byłoby zainstalowanych tylu wentylatorów – mówiła przedstawicielka stowarzyszenia.
Reprezentanci Stowarzyszenia Spółdzielców i Wspólnot Mieszkaniowych „Nasze Miasto” zwracali uwagę na fakt, że w interesie mieszkańców starachowickich bloków jest to, żeby Zakład Energetyki Cieplnej przestał korzystać z węgla. Przez to, że spółka płaci duże kwoty za węgiel oraz za emitowanie do atmosfery dwutlenku węgla, oni płacą duże kwoty za ogrzewanie czy ciepłą wodę. Są zdania, że jeśli ZEC nie znajdzie alternatywnych metod ciepłownictwa, to w kolejnych latach mieszkańcy będą musieli płacić coraz więcej za ogrzewanie. Nie upierają się przy obecnym pomyśle spalarni odpadów, zależy im, by ZEC przeszedł na inne paliwo niż węgiel, a także na tym, by przyłączał do sieci domy jednorodzinne. Przytaczali przykłady dużych aglomeracji, jednak jak zauważyła jedna z uczestniczek spotkania, trudno porównywać inwestycję, która powstała choćby w Krakowie, do tego, co proponowane jest w Starachowicach.
Mieszkańcy zamieszkujący we wschodniej części Starachowic, a w szczególności okolice ul. Ostrowieckiej obawiają się, że planowana inwestycja nie dość, że będzie miała negatywny wpływ na ich zdrowie, to spowoduje również spadek wartości ich nieruchomości. Zwracali uwagę na fakt, że ani magistrat, ani Zakład Energetyki Cieplnej nie prowadzą żadnej kampanii informacyjnej. Nie kryli oburzenia, że nikt nie pyta ich o zdanie, choćby w referendum. Obawiają się, że w momencie, gdyby miejskiej spółce udało się uzyskać dofinansowanie na inwestycję, zostaną postawieni przed faktem dokonanym. A wtedy będzie za późno na jakiekolwiek protesty.