Getting your Trinity Audio player ready...
|
Z wykształcenia technik mechanik ze specjalnością budowy silników spalinowych, z zawodu bibliotekarka, z pasji włóczykij. Wydaje Wam się, że nic się tu nie łączy? Nic bardziej mylnego. Janina Lorek- Spadło udowadnia, że wszystko jest możliwe.
Nie ma dziecka, przynajmniej na ulicy Żeromskiego, które by nie znało sławnej pani Asi z biblioteki „Plastuś”. To ona kryła wszystkie występki, pomagała odrabiać tę straszną matematykę, wykonywała rysunki na prace plastyczne i wysłuchiwała narzekań na rodziców, nauczycieli, durną szkołę, głupią Justynę czy inną Kaśkę. Ona również leczyła wszystkie smutki podsuwając pod nos co ciekawszą pozycję literacką i jako jedyna chyba nie burczała, gdy mały czytelnik setny raz wypożyczał ukochaną książeczkę.
Co to ma wspólnego z cyklem podróżniczym? Bardzo dużo. Janina Lorek Spadło, dla przyjaciół „Dżoana” tudzież Asia, wieloletni pracownik Miejskiej Biblioteki Publicznej w Starachowicach, dla wielu czytelników jest pierwszym drogowskazem, tak drogi czytelniczej jak i podróżniczej. I bardzo ciekawym dyskutantem. Jako REDAKCJA zapewniamy, że potrafi się również bardzo malowniczo sprzeczać.
Z bohaterami książek przemierzyła niemal cały świat, od Warszawy, przez ukraińskie stepy, po nowojorskie zakamarki, była świadkiem wielkich politycznych intryg, szalonych miłości i kryminalnych zagadek. Od paru lat kilka razy do roku pakuje plecak, tym razem już dosłownie, i jedzie. Obojętnie gdzie, byle dalej, byle ciekawiej, byle intensywniej.
Zanim jednak to nastąpi próbuje znaleźć się w harcerstwie. Obozy, akcja Frombork, szkolne wycieczki – już jako młoda dziewczyna zjeździ pół Polski. Drzemiąca w niej powsinoga to geny, z jednego z rodzinnych zdjęć uśmiecha się mama naszej bohaterki, odpoczywająca u podnóża Trzech Koron. Podobieństwo widać na pierwszy rzut oka, łobuzerski uśmiech i ta tęsknota, która wciąż je gdzieś pchała. Ale nie zawsze geny biorą górę, tak jest wtedy, gdy młoda Asia wybiera starachowickie technikum. Nikt nie wie co nią kieruje, nie wie tego do dziś nasza rozmówczyni.
– Taki tam mechanik z przypadku – śmieje się.
Dodaje, że jej przygoda z biblioteką też nie zaczęła się od pracy z czytelnikiem, a od pracy dekoratora. No właśnie, zanim stanie się powiernicą „dziewczyn z Żeromskiego” będzie upiększała surowe wnętrza ówczesnych bibliotek. Skąd u mechanika bibliotekarza estetyczne zapędy? Kolejny raz dojdą do głosu geny mamy, to po niej odziedziczy złote ręce. Rysuje, maluje, robi na drutach, haftuje, wykonuje ramki do zdjęć i setki ozdób różnorakich.
Wróćmy jednak do podróży.
– Tak na ostro zaczęłam podróżować kilkanaście lat temu. Korzystam z oferty lokalnych, można by tak powiedzieć, tour operatorów – opowiada.
Na jej podróżniczym szlaku zorganizowanych wypraw zaczyna gościć najpierw Polska, potem panoszy się Europa… zdaje się, że za chwilę przyjdzie czas na świat. Podróżując największą uwagę poświęca dziełom ludzkich rąk, nie ludzie, nie natura, chociaż tę przecież doceni, ale zabytki właśnie. Znana jest z zamiłowania do szczegółów, zawsze uważnie słucha i ma tę cudowną właściwość, że zawsze znajdzie coś, co inni przeoczą. To na jej zdjęciach uważny obserwator znajdzie mnóstwo ciekawostek i detali.
W 2019 roku odkryła i pokochała Grecję, szczególnie Meteory, chociaż te wymogły na niej pójście na pewne ustępstwa. Każdy, kto zna bohaterkę naszego reportażu wie, że to dziewczyna w brązach i spodniach, wtedy jednak zmuszona była założyć sukienkę. Taki jest wymóg tego mistycznego miejsca.
– Bardzo chcę tam wrócić – mówi w rozmowie.
Przemiło i z lekkim rozbawieniem wspomina wyjazd na Zakarpacie. To, co widziała to jedna, ale przytacza również historię o tym, jak policja konfiskuje autokar, a grupa musi pieszo przekraczać granicę z Węgrami. Wszystko rzecz jasna dobrze się skończyło, ale zdaje się, że w głosie Asi słychać pewien zawód. Czyżby brakowało jej wrażeń?
Kolejny cud na jej drodze to Stambuł i Hagia Sophia. O mały włos nie weszłaby do środka, na szczęście na drodze naszej turystki staje turecki konik… Do tej pory trwa w zachwycie.
Litwa, Łotwa, Estonia, Petersburg i białe noce – Asia Lorek jest wszędzie u siebie. Marzy o Rzymie.
– Tym razem może sama? – pytam.
– Mogłabym, ale raczej się nie zdecyduję. Lubię grupowo, bo wtedy mam wszystko zorganizowane i pokazane. Jestem za leniwa – uśmiecha się.
Najbliższe jej plany to Sandomierz, Kraków i zachody słońca nad polskim morzem. Tegoroczna zagranica nie wyjdzie z wiadomych powodów. Ale za rok… będzie od nas nadawać z Hiszpanii. Tak sądzi.
Literackie wariacje
Janina Lorek Spadło jest jak Marry Poppins – od chwili, gdy pierwszy raz wzięłam do ręki tę właśnie opowieść. Czarodziejka słowa i kredki, nie raz i nie dwa pomagała wybrać książki na smutek i na pierwszą zawiedzioną miłość, z zapałem szukała literackich lekarstw na nastoletni „Sturm und Drang”. Jej wkład w rozwój czytelniczych gustów musiał zostać w końcu doceniony. W 2018 roku nasza podwójna podróżniczka otrzymuje nagrodę Prezydenta Miasta Starachowice za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury. Wniosek złożyło Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich w Starachowicach. Od 46 lat zmaga się z czytelnikami, ich pytaniami i oczekiwaniami. I, jak sama mówi, kocha to. To ta starachowicka czarodziejka przyczyniła się do tego, że do słynnego „Plastusia” ciągnęły tłumy mniej lub bardziej niesfornych pacholąt, niejedno z nich widnieje na kartach prowadzonej przez nią kroniki.
Fantastyczny kontakt z ludźmi, znakomity i różnorodny czytelniczy gust to tajemnica jej sukcesu. Uwielbia Chmielewską, „Wszystko Czerwone” cytujemy na zmianę. Do czołówki jej ukochanych książek należą „Przygody dobrego Wojaka Szwejka” Haska, oraz pierwsza samodzielnie przeczytana książeczka „O rycerzu Chwalipięcie”. Podskakujący w niej wciąż wiercipięta uwielbia przygody piątki dzieci z znanej wszystkim książki „Pięcioro dzieci i coś”.
Dziś Janina Lorek Spadło pracuje w bibliotece w Michałowie. Jak spędza wolny czas?
– Jak nie jestem w drodze to pracuję, coś lepię, rysuję, plotę. Praca sprawia mi przyjemność, a czas tak szybko leci… – mówi na zakończenie.
Może i umyka szybko, ale daje też znać. Antyczny zegar z rodzinnego domu wybija pełną godzinę. Wychodzę. Zostawiam naszą czarodziejkę z czarnym kotem na kolanach, wśród książek i foto książek. Robi kolejne plany.