Getting your Trinity Audio player ready...
|
Prokuratorskie zarzuty odbijają się czkawką. I to wcale nie tym, którzy je otrzymali, a Bogu ducha winnym mieszkańcom. Wiceprezydent nie pomoże kobiecie, która nie ma gdzie się podziać z dzieckiem, bo nie chce znaleźć się w sądzie. Boi się kolejnych zarzutów pod swoim adresem.
Pani Nina nie ma gdzie się podziać z maleńkim dzieckiem. Pochodzi z rodziny zastępczej, rodziców straciła, gdy była mała. Matka zmarła na raka, a ojciec zginął w wypadku. Od kiedy skończyła sześć lat tułała się od domu do domu. Najpierw rodzina zastępcza, a potem dom dziecka i tak przez cały czas, aż do uzyskania pełnoletności. Tyle że później nie było lepiej. Przez pewien czas mieszkała u siostry, ale musiała się wyprowadzić, bo ta założyła rodzinę.
– Ma trójkę własnych dzieci, dwa pomieszczenia bez łazienki i wody bieżącej. Dla nas nie było tam miejsca – żali się pani Nina.
W poszukiwaniu domu
Po znajomości udało się jej wynająć mieszkanie na Osiedlu Południe.
– Płaciłam miesięcznie 450 zł plus światło – mówi GAZECIE kobieta. – No, ale cóż… właścicielka postanowiła je sprzedać i musieliśmy się wyprowadzić. Wprowadziłam się tutaj – mówi o mieszkaniu swojego byłego partnera, ojca 5 – miesięcznego Patryka. Nie może jednak tam przebywać z uwagi na jego matkę, która ciągle przychodzi i robi jej awantury.
– Średnio co dwa tygodnie. Ostatnim razem, kiedy tu przyszła, uciekaliśmy do piwnicy – twierdzi kobieta, która od stycznia nie ma stałego meldunku.
Tak samo jak jej syn, któremu wkrótce skończy się także ubezpieczenie.
– Do pół roku może ubezpieczać go państwo i tak było. Nadal uczę się w szkole, pobieram rentę po rodzicach. Chciałam ubezpieczyć małego przy sobie, ale okazało się, że potrzebny jest stały meldunek. Jeżeli sama nie będę go miała, muszę liczyć się z tym, że zaraz odbiorą mi rentę i nie będę mieć wtedy żadnego dochodu. Na razie mój były partner zameldował mnie tu czasowo – mówi o swoim obecnym lokum przy ul. Robotniczej. – Jego matka o niczym nie wie. Podpisała wprawdzie zgodę i dzięki temu nadal biorę pieniądze. Jak długo…?
W tej chwili pani Nina utrzymuje się z renty i środków, jakie dostaje z PCPR-u. Nie jest w stanie wynająć sobie mieszkania, zresztą trudno je nawet znaleźć. Nikt nie chce kłopotów, bo tak się postrzega samotne matki z małymi dziećmi. O pomoc prosiła więc gminę, ale jedyne, co dostała z UM, to mały pokoik w hotelu socjalnym przy ulicy Szkolnej.
– Gdyby chodziło jedynie o mnie, pewnie bym nic nie mówiła. Ale mam małe dziecko. Muszę podgrzać mu mleko, ugotować zupkę, a tam nie ma na to warunków. Gdzie miałabym wstawić wanienkę czy meble, które kupiłam sobie za wyprawkę z PCPR-u? -pyta głośno.
– Byłam u prezydenta. Pan Kwiecień twierdzi, że powinnam się starać o mieszkanie w gminie, w której miałam ostatni stały meldunek, czyli w Wąchocku. Poszłam do radcy prawnego i wiem, że nie jest to prawdą. Zgodnie z artykułem 25 ustawy Kodeks Cywilny miejscem zamieszkania osoby fizycznej jest miejscowość, w której przebywa z zamiarem stałego pobytu. W moim przypadku są to Starachowice. Tutaj stale przebywam, kontynuuję naukę i tutaj mój synek ma opiekę medyczną. W tym mieście, a nie w Wąchocku, koncentruje się aktualnie moje centrum życiowe – mówi pani Nina.
Sytuacja patowa
Sęk w tym, że pani Nina nie jest na liście, która upoważniałaby ją do przydziału mieszkania gminnego.
– Są trzy argumenty, przemawiające za tym, abym mieszkanie takie dostała. Po pierwsze: jestem osobą bezdomną, po drugie – wychowywałam się w rodzinie zastępczej i domu dziecka. Jeszcze będąc tam pisałam podanie o przyznanie mieszkania. Wtedy je odrzucano, bo gmina mieszkań nie miała i nie byłam tutaj zameldowana. Teraz zamieszkuję w Starachowicach, co jest trzecim argumentem, ale mimo to ciągle słyszą tę samą odpowiedź.
Przyznaje, że nie ma już siły chodzić i prosić, bo pomocy znikąd nie ma. Nie zamierza się jednak poddawać.
– Chcę żyć w normalnych warunkach i tego samego chcę dla Patryka.Rozumiem, że w obecnej sytuacji pan Kwiecień pewnie się boi. Ale czemu my mamy cierpieć? Sytuacja jest wyjątkowa, a gmina powinna nam pomóc – uważa kobieta.
Wiceprezydent tłumaczy, że mimo najlepszych chęci zrobić tego nie może.
– W świetle zarzutów prokuratury, sprowadzających się do jednej konkluzji, że za pomaganie ludziom można iść do więzienia oraz obowiązującej dzisiaj uchwały Rady Miejskiej, ja, jako zastępca prezydenta miasta, mam naprawdę związane ręce. Zdaję sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się ta pani. Wiem, że kiedyś mieszkała w Wąchocku, tamtejsza gmina nie była w stanie jej pomóc, a teraz oczekuje ona tego od gminy Starachowice. Ale nie znajduje się nawet na liście mieszkaniowej. O ile rada byłaby skłonna ustalić jakąś ścieżkę specjalną, to może moglibyśmy coś zrobić. W obecnych realiach nie. Być może będziemy musieli się zastanowić, jak rozwiązać ten problem i zasugeruję to radzie. Po kuriozalnym stanowisku prokuratury, przydzielenie tej pani mieszkania wiązałoby się z zarzutem, że uzyskałaby ona korzyść kosztem tych, którzy znajdują się teraz na liście. Najpierw musiałaby nastąpić zmiana uchwały, która uwzględniałaby zapis o okresowym rozstrzyganiu losowych spraw. Może co jakiś czas powinna się zbierać komisja, która by rozstrzygała, czy takim przypadkom można nadać klauzulę pierwszeństwa – mówi wiceprezydent Kwiecień.