PIECHOTĄ DO FATIMY

Getting your Trinity Audio player ready...

Ponad 3,5 tys. km, on jeden i mnóstwo intencji. Adam Uliczny, maratończyk z Lublina, który pieszo udał się do Fatimy, we wtorek dotarł do Wąchocka, gdzie wręczono mu nominację do tytułu honorowego „Pozytywnie Zakręconych”. Odbierze go uroczyście podczas gali, jaka odbędzie się u nas, tuż po jego powrocie z pielgrzymki, być może już w listopadzie.
W drogę wyruszył 31 sierpnia, zaraz po mszy, by po ponad 80 dniach pieszej wędrówki dotrzeć do Fatimy, gdzie chce podziękować Matce Najświętszej za dar wyniesienia do rangi świętych Jana Pawła II i Jana XXIII. Wędruje samotnie, tak jak kilka miesięcy temu, gdy dotarł do Watykanu na kanonizację papieży. To właśnie wtedy zrodził się pomysł kolejnej wędrówki, szlakiem sanktuariów maryjnych, a kiedy nadszedł właściwy moment, wziął urlop i wyruszył, z Archikatedry Lubelskiej.Sanktuarium Matki Bożej Płaczącej było pierwszym punktem na mapie jego pieszej pielgrzymki. Potem Wąwolnica i Sanktuarium Maryjne, chwila modlitwy, spotkanie z księdzem proboszczem i wspólna fotka, a stamtąd do Kazimierza Dolnego, gdzie przyjęli go księża przy Kościele Farnym. W poniedziałek miał dotrzeć do Sienna, ale ze względu na długie oczekiwanie na prom, musiał skrócić swój dystans, zatrzymując się niespodziewanie w Aleksandrowie Dużym, gdzie został serdecznie przyjęty przez księdza proboszcza. Stamtąd udał się do Wąchocka, ulegając namowom Jerzego Jabłonki, pomysłodawcy jedynego w Polsce i Europie Muzeum Pomocy Drogowej, Holowania i Ratownictwa Drogowego, a jednocześnie przewodniczącego Kapituły Ogólnopolskiego Konkursu „Pozytywnie Zakręcony”, który gościł u nas niedawno na koncercie w intencji sprowadzenia do Wąchocka relikwii Świętego Jana Pawła II.To właśnie wtedy pojawił się pomysł rozszerzenia trasy jego pielgrzymki o Wąchock, gdzie dotarł w miniony wtorek tuż po godz. 18.00. Piechur w Polskiej Stolicy Humoru- Miło było tutaj zawitać, zwłaszcza, że przyjęto mnie z honorami – powiedział GAZECIE piechur, na którego czekali pod klasztorem: Marek Samsonowski czyli Honorowy Sołtys Wąchocka, radny Tomasz Szczykutowicz i ojciec opat Eugeniusz Augustyn. W trakcie wędrówki (dokładnie w Jasieńcu Iłżeckim) dołączył do niego najbardziej zakręcony na świecie, czyli wspomniany już Jerzy Jabłonka, który pokonał z nim wspólnie ostatnie 15 kilometrów, a potem wręczył mu uroczyście akt nominacji do Tytułu Honorowego Pozytywnie Zakręconego.- Rzadko spotyka się ludzi takich jak Adam, prawdziwie skromnych i bez parcia na szkło. Bo nawet jego współpracownicy niemal do końca nie wiedzieli o jego wyprawie – stwierdził pan Jerzy, który poznał się z nim kilka miesięcy temu, na gali eventów w Lublinie i skłamałby twierdząc, że nie polubił, bo jak inaczej tłumaczyć ich wspólną, acz krótką wędrówkę.- Nie powiem, że było łatwo… Z każdym kilometrem, gdy jechałem z Markiem (mowa o Marku Samsonowskim – przyp. red.) do Jasieńca (miał tam dołączyć do Ulicznego, by iść z nim aż do Wąchocka – przyp. red.) rosła moja niewiara w możliwość przejścia… A potem, kiedy wysiadłem już z samochodu, czułem się jeszcze gorzej, a przynajmniej do czasu, kiedy spostrzegłem Adama – opowiadał GAZECIE pan Jerzy. – Wiadomo, że pracując przed komputerem, czy jeżdżąc wciąż samochodem, kondycji nie ma się dużej. Ale jeśli jest cel, to nie ma przeszkód. To co, że piekły mnie stopy – śmiał się pan Jerzy. – Znaczy, że mam dziś wymasowane wszystkie wewnętrzne organy. Czuję się fantastycznie – zapewniał nas wieczorem, dodając, że gdyby nie praca poszedłby dalej, być może i do Fatimy….- Kontakt z Adamem daje mi właśnie tę siłę i wiarę, która – to niebywałe – zaczęła wracać mi z każdym krokiem i – mimo fizycznego zmęczenia – nagle poczułem się bardzo lekko – przekonywał pan Jerzy. Wędrówka z misjąAdam Uliczny niesie ze sobą różne intencje, te własne i powierzone. Idzie, bo jak przekonuje, ma za co dziękować i o co prosić, m.in. o szczęśliwe i szybkie zakończenie budowy nowej świątyni w swojej parafii na Wieniawie. Pomaga też dzieciom. Przeznacza na nie część dochodu ze sprzedaży swej książki opisującej jego pielgrzymkę do Watykanu. Można też kupić przebyty przez niego krok i wesprzeć potrzebujących. Tak było wcześniej, gdy zbierał na fundusz arcybiskupa Życińskiego, wspierający młodzież ubogą, lecz bardzo zdolną, i tak jest też teraz, gdy wspiera Fundację Koocham, swej koleżanki od maratonów – Joasi Palicy, która wspiera rozwój dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną i chce wybudować przedszkola dla maluchów z takimi przypadłościami.- Jest do sprzedania ok. 7 mln kroków, co dałoby w sumie ok. 70 tys. zł (1 grosz za 1 krok), chociaż jeśli ktoś kupi mój krok za 10 zł to na pewno się nie pogniewam – śmieje się pątnik, który w tym roku ukończył ultramaraton, tzw. bieg rzeźnika po Bieszczadach. 80 kilometrów pokonał w czasie 15 godzin i 22 minuty. Tym razem do pokonania ma ok. 3,5 tys. km. Planuje dotrzeć tam 20 listopada, czyli w swoje 45. urodziny, choć, jeśli zrobi to wcześniej, nie będzie czekał.- Wiadomo, że wiele zależy od pogody. Poprzednio miałem przepiękną, teraz może być różnie… Deszcze nie są problemem, gorzej z nawałnicami… – przekonuje nas maratończyk, który ciągnie przed sobą specjalny wózek, sam go wcześniej przerobił z wózka dziecięcego, a w którym zgromadził najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania, apteczkę i środki czystości.- Dużo czytałem o podobnych wyprawach przed swoją pierwszą pielgrzymką do Watykanu. Ci, którzy brali w nich udział, odradzali mi plecak. To samobójstwo, zwłaszcza dla kręgosłupa – mówi piechur, którego bagaż waży ponad 50 kg. Ma w nim też śpiwór, namiot i karimatę, bo chce być na wszystko przygotowany, zwłaszcza, że środki na tę wyprawę ma uszczuplone.- Nocuję zazwyczaj przy kościołach lub na plebaniach. Ksiądz Mirek Ładniak, dał mi numery do księży, których będę mijać po trasie. Jutro na przykład będę w Chęcinach, wiem, że mają tam na mnie czekać. Kiedy dokładnie będę? Trudno powiedzieć. Do przejścia mam jakieś 58 km, więc pewnie wieczorem… – szybko przelicza w myślach. – Gorzej jest zagranicą. Z języków znam tylko rosyjski, ale to żaden problem. Na ogół można się szybko dogadać, czasami tylko bolą od tego ręce – śmieje się piechur, który planując trasę już za granicą, oblicza dystans i szuka miejsc, gdzie są jakieś kościoły.- Jeśli nie znajdę żadnego, zawsze jest jeszcze pensjonat, chociaż tym razem będę chciał ich unikać. Nie mam za dużo pieniędzy. Dlatego, jeśli nie znajdę miejsca gdzieś na plebanii, mam jeszcze namiot i śpiwór – stwierdził pan Adam. Siłę daje mu wiaraDziennie pokonywać chce dystans ok. 50 – 60 km, trzymając tempo ok. 6 km/godz.- Średnio daje to jakieś 10 godzin marszu. Dłuższe wędrówki nie mają sensu, bo zmęczenie jest bardzo duże – uważa piechur, choć mówi, że każdy kryzys fizyczny można pokonać, bo wszystko „zapisane jest w głowie”.- Najważniejsze to nie mieć zwątpienia, bo wszystko inne da się pokonać. Zagryza się zęby i idzie się dalej – mówi nam maratończyk.Pytany o to, co daje mu taką siłę, odpowiada bez chwili zastanowienia: wiara.- Wiara w Boga i Matkę Bożą, ale też w ludzi, którzy mnie ciągle wspierają. To bardzo podnosi na duchu i pomaga mi kroczyć dalej – powiedział pan Adam.Poza tym, o czym nam powiedział, należy do osób bardzo upartych.- Staram osiągnąć się to, co zamierzyłem. Wyznaję zasadę, że człowiek nie osiąga celu tylko wtedy, kiedy przestaje go widzieć. A ja zamykam oczy i widzę Fatimę, wszystko co jest po drodze i idę… mijając ludzi niezwykle dobrych. Wczoraj, gdy pojawiłem się na plebanii zupełnie niespodziewanie, przyjęto mnie bardzo ciepło, albo pytając dzisiaj o drogę, widzę jak młoda dziewczyna wychodzi do mnie na drogę i wręcza mi garść zerwanych właśnie winogron. No i oczywiście w Wąchocku, gdzie witano mnie tłumnie. Zresztą, nie zdążyłem jeszcze wyruszyć z Lublina, a dostałem stąd informację, że czekają na mnie z niecierpliwością. To bardzo miłe – przyznał pan Jerzy, który mimo zmęczenia spotkał się z nami we wtorek tuż po kolacji z ojcem opatem, by porozmawiać o swej pielgrzymce i o tym, co go jeszcze czeka na trasie. W jego chwalebnej misji wspiera go mocno jego rodzina.- Przed pierwszą wędrówką widziałem smutek na twarzy mamy, a wielu moich znajomych dostrzegało też łzy. Wiem, że się bała, tak zwyczajnie po ludzku, ale gdy byłem już w Watykanie i zadzwoniłem do nich, usłyszałem gdzieś za plecami siostrę i trochę z niedowierzaniem odwróciłem się szybko. Wszyscy byli tam ze mną, łącznie z proboszczem, z moim kuzynem z Bielska i rodzicami. To było coś wspaniałego. Totalnie mnie zaskoczyli – przyznał pan Adam – Tym razem jednak, gdy wychodziłem, mama była spokojna. Widziałem już uśmiech, bo wie doskonale, że skoro doszedłem do Watykanu, dojdę też do Fatimy. Wróci do WąchockaPrzed panem Adamem wciąż długa droga. W środę rano, tuż po modlitwie z zakonnikami, wyruszył dalej ulicą Kościelną, Wielkowiejską przez Wielką Wieś, gdzie spotkał się w szkole z uczniami, aż do Parszowa, w czym towarzyszyli mu proboszcz Rajmund Guzik, Marian Susfał, dyrektor MGOK-u i Sebastian Staniszewski, zastępca burmistrza, a w trakcie dołączyła też Anna Mazurkiewicz i sołtys Wielkiej Wsi Dariusz Dudek. Potem przez Mostki, Suchedniów, Łączną i Kielce do Chęcin. Dalej będzie Częstochowa, a poza granicami kraju: Czechy, Niemcy, Szwajcaria, Francja i Portugalia. Pielgrzymkę można śledzić na jego profilu a. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę „Adam Uliczny”. A my już niebawem zobaczymy go znowu, na gali finałowej konkursu „Pozytywnie Zakręconych”, która w tym roku, jak zapowiedział nam Jerzy Jabłonka, odbędzie się właśnie u nas, w Polskiej Stolicy Humoru, a gościem honorowym będzie Adam Uliczny, który odbierze tam tytuł Honorowego Pozytywnie Zakręconego.(An)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *