Getting your Trinity Audio player ready...
|
14-letni Adrian Anioł z Parszowa cierpi na porażenie mózgowe, ma za sobą kilka operacji ortopedycznych. To, że mówi i stoi na nogach zawdzięcza swojej determinacji i ciężkiej pracy rodziców. Aby mógł jednak chodzić wymaga ciągłej i intensywnej rehabilitacji. A ta niestety kosztuje. Jednorazowy wyjazd, ok. 3-3,5 tys. zł. Pomóżmy mu zebrać pieniądze.
Gdy się urodził ważył niespełna kilogram, miał sepsę, anemię, podejrzewano także wirus cytomegalii. W inkubatorze spędził 45 dni. Po dwóch miesiącach wypisano go domu i wtedy właściwie zaczęła się walka o jego życie. Wizyty u okulistów, neurologów i ortopedów. Po sześciu miesiącach intensywnego leczenia postawiono diagnozę: mózgowe porażenie dziecięce, choć wówczas nie wiedziano jeszcze w jak dużym stopniu. Lekarze twierdzili, że może nie mówić, nie chodzić… Ale dzięki jego determinacji, a także pracy jego rodziców, udało się udowodnić, jak bardzo się wówczas mylili.W wieku czterech lat Adrian miał pierwszą botulinę. Zabieg odbył się w połowicznej narkozie. Pomógł, ale na krótko. Ścięgna ponaciągały się, jednak nie w takim stopniu jak zakładano. Nie pozwoliły mu nawet stanąć na całej stopie. Doktor zalecał kolejną próbę. Twierdził, że aby terapia odniosła skutek należy uszczykiwać mięśnie co trzy miesiące. Okazało się jednak, że szpital nie dostał refundacji na te zabiegi. Wówczas trafili do Buska – Zdroju, gdzie Adrian operowane miał przywodziciele i ścięgna Achillesa. Potem założono mu gips, a kiedy go zdjęto, rozpoczęto rehabilitację. Po miesiącu chłopiec stanął na nogi, ale efekt był krótkotrwały, bo wróciły przykurcze. Pomóc miała mu botulina, tym razem poszło już lepiej. Adrian mógł wreszcie stanąć na całych stópkach. Podobnie jak rówieśnicy chodził do szkoły, a po lekcjach rozpoczynał rehabilitację.Od zabiegów do operacjiSpokój trwał kilka lat. Wiosną 2011 roku pojawiły się znów problemy z jego nogami. Kolana wyginały się mu do środka przez co miał spore kłopoty z chodzeniem. Operacja była nieunikniona. Tym razem przecinano mu kości w biodrach, wkładano w nie śruby i przekręcano o 30 stopni, co miało zapobiec schodzeniu się kolan i pomóc w chodzeniu.Operacja była dość ciężka, trwała cztery godziny. Potem Adrian został zagipsowany, od bioder do palców. I w takim „gajerku” spędził kolejne osiem tygodni. Wymagał przy tym nieustannej opieki. W nocy ktoś go musiał przekręcać, a w dzień pomagać i karmić. Znosił to bardzo dzielnie. Po zdjęciu gipsów czekała go znowu rehabilitacja. I znowu rozczarowanie… Nogi bardzo bolały. Wprawdzie mały bohater na drugi dzień stanął przy balkoniku próbując zrobić swe pierwsze kroki, ale pojawił się duży problem z prawym kolanem. Zaczęło mocno i szybko puchnąć, a na dodatek boleć, przez co rehabilitacja stała się niemożliwa, a przez uraz psychiczny nogi w ogóle nie chciały się zginać. Po trzech tygodniach pobytu w Busku, chłopiec wrócił do domu z prostymi w pełni nogami, które wcale nie chciały się zginać.- Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby tak szybko nie chciano go wtedy postawić na nogi. Ból musiał być duży, bo trudno nam było namówić go potem, by wrócił do ćwiczeń. A sama świadomość, że musi je robić, potęgowała w nim strach – wspomina matka. – Na szczęście mieliśmy i mamy wspaniałą rehabilitantkę, która przyjeżdża do nas do domu. Nie oczekuje szybkich efektów. Ćwiczy z nim delikatnie, tak, żeby go nie bolało. Szło dosyć wolno, ale do przodu.Adrian dalej nie mógł chodzić do szkoły, miał indywidualne nauczanie. Rodzice szukali natomiast innego ośrodka, który mógłby mu pomóc. No i znaleźli, tyle że dalej, bo w Małopolsce, czego efektem był wspólny wyjazd pod koniec stycznia 2012 r. do prywatnej placówki w Jadownikach Mokrych.Stanął na nogi- Adrian miał konsultacje psychologiczną. Wprawdzie nie wykazała trwałego urazu, lecz potwierdziła, że jego problemy mogą mieć podłoże psychologiczne. Zbyt wcześnie i szybko chciano go stawiać w Busku na nogi. Tu wręcz przeciwnie. Rehabilitanci wyznają zasadę, że nic na siłę. Powoli zwiększali mu intensywność ćwiczeń. No i były efekty. Po dwóch tygodniach Adrian lepiej już funkcjonował. Wprawdzie sam jeszcze nie chodził, ale prowadząc go nawet za rękę czuć było, że idzie z większą odwagą. Nie bał się stawiać już kroków – opowiada nam jego matka.Mimo powrotu do domu, ćwiczył dalej.- Nie wyszło wprawdzie, jak byśmy chcieli, bo trzeba było znowu przedłużyć nauczanie indywidualnie, ale już w piątej klasie Adrian mógł wreszcie wrócić do klasy i do kolegów, co wcale nie znaczy, że mógł zrezygnować z ćwiczeń i rehabilitacji – dodaje.Chłopiec dalej trenował, jeździł też regularnie na turnusy do Jadownik, z jednym tylko wyjątkiem, a było to w szóstej klasie, gdy urodziła się jego siostrzyczka.- Trudno w tej sytuacji byłoby nam wyjechać – tłumaczy pani Ewelina.Ale gdy córka była już większa znów pojechali.- Nie możemy tego zaniechać, przynajmniej teraz, gdy Adrian rośnie. Żaden z lekarzy nie da gwarancji, że efekty, na które pracowaliśmy długo, nie cofną się w jednej chwili, jak po zabiegu toksyną botulinową. Na szczęście ścięgna udało się wtedy naciągnąć. Trudno jednak powiedzieć na jak długo. Wszystko zależy od tego, jak szybko będzie on rósł i jak szybko będą rozwijać się jego kości – mówi.Byłoby idealnie, gdyby jeździł na takie turnusy kilka razy do roku, ale na to na razie nie pozwala mu szkoła i… finanse. Bo każdy wyjazd kosztuje. Rodzina i przyjaciele zbierali dotąd dla niego nakrętki. Potrzeba ich było jednak ponad 3 tony, bo koszt jednego wyjazdu oscyluje wokół 3 – 3,5 tys. zł (w zależności od pory roku), a za jeden kilogram nakrętek dostaje się tylko złotówkę. Nie jest więc łatwo, choć czasem się udawało. W sfinansowaniu zeszłorocznego turnusu pomogła Adrianowi Fundacja „Pomóc więcej”, organizując różnego rodzaju kwesty i zbiórki. Teraz może być trudniej, bo wzrosła już liczba jej podopiecznych. Rodzice szukają więc innych dróg, by chłopiec mógł znów wyjechać, zwłaszcza, że w styczniu br. przeszedł kolejną operację.- Celowo zwlekaliśmy dosyć długo. Mieliśmy bowiem nadzieję, że po sierpniowym turnusie coś się poprawi. Fakt, było ciut lepiej. Dzięki rehabilitacji udało się trochę naciągnąć mu nóżki, ale wciąż jednak było to mało. Przed wakacjami Adrian zaczął dość szybko rosnąć i ścięgna nie nadążały. Trzeba je było znów poluzować. Lekarze zdecydowali o operacji, potem 3 tygodnie w gipsach i po 2 miesiącach miał być już w pełni sprawny. Ale znowu nie idzie, tak jak powinno. To pewnie przez ten poprzedni uraz. Nadal ma duże obiekcje do zginania nogi… Mam nadzieję, że po 2 tygodniach intensywnej rehabilitacji zrobi to bez problemu – mówi pani Ewelina.Chłopiec lubi wyjeżdżać do nowego ośrodka, choć ćwiczy tam dość ciężko. Jest wprawdzie mocno zmęczony, ale także zmotywowany. Problemem są jednak pieniądze.Akcja na Zrzutka.pl- Jakiś czas temu znajoma wspomniała mi o portalu zrzutka.pl (umożliwia zbieranie środków pieniężnych online na różne cele, począwszy od prezentu urodzinowego dla znajomego poprzez zrzutki charytatywne i finansujące biznes bądź sprzedażowe, a kończąc na takich na statek kosmiczny – przyp. red.). Długo się jednak zastanawiałam. Miałam złe doświadczenia z akcjami, które odbywają się w internecie. Jakiś czas temu ktoś podszył się pod Adriana. Dowiedziałam się od znajomych, którzy całkiem przypadkiem trafili na jego stronę. Było tam zdjęcie mojego syna, opis jego choroby, który zamieściłam na jego blogu, logo fundacji „Zdążyć z pomocą” i numer konta, tyle że prywatnego. Od razu rozdzwoniły się telefony. Dawało to do myślenia… Strona była dokładnym odzwierciedleniem innej, która istnieje już dosyć długo i która faktycznie zbiera pieniądze dla chorych dzieci. Od razu zgłosiliśmy to na policję. Tego samego dnia, strona została zablokowana. Jak to się skończy naprawdę nie wiem. Sprawę prowadzi prokuratura w Poznaniu. Mam jednak dość duży uraz. Kto wie ile osób dobrego serca, wpłaciło pieniądze wierząc, że pomagają naszemu synowi. Przez takich oszustów ludzie boją się angażować. Trudno się zresztą dziwić, bo jaką mogą mieć pewność, że datki trafią tam gdzie powinny? Sama zresztą jestem ostrożna prosząc o takie wsparcie – przyznaje nam matka chłopca.Dlatego nim zamieściła informacje o zrzutce sprawdziła ją bardzo dokładnie. Nie ma obawy, że datki trafią do innej osoby. Wszyscy, którzy chcieliby pomóc w sfinansowaniu turnusu Adriana mogą wpłacać pieniądze na konto: 81 1750 1312 6880 6060 8206 4842. Minimalna kwota to 1 zł. Ktoś może pomyśleć co zmieni jedna złotówka, ale jeśli wpłaci ją 3 tys. osób, Adrian pojedzie na turnus rehabilitacyjny. Większe wpłaty mile widziane. Więcej informacji o zrzutce, można znaleźć na stronie: zrzutka.pl (kod zrzutki: b4tc8y). Dzięki tego rodzaju akcji udało się pomóc starachowiczance Agnieszce Gładysz, która zapadła w śpiączkę po wypadku na ul. Ostrowieckiej w grudniu ub.r., trafiła bowiem do specjalnego ośrodka, który – miejmy nadzieję – pomoże jej w wybudzeniu. Wierzymy, że dzięki ludziom dobrego serca Adrian skorzysta w wakacje z niezbędnej dla niego rehabilitacji..(An)