Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rodzina zmarłej w starachowickim szpitalu 44-latki zgodziła się na pobranie jej narządów, dzięki czemu udało się uratować życie kilku osób.
Do starachowickiego szpitala trafiła 1 lipca br. 44-letnia kobieta po nagłym krwotoku śródmózgowym, który doprowadził do poważnego uszkodzenia mózgu. Lekarze podjęli próbę ratowania życia kobiety, ale jej stan neurologiczny stale się pogarszał.
– Mimo zastosowania najnowocześniejszych metod, stan zdrowia pacjentki stale się pogarszał, aż pojawiły się objawy śmierci mózgu. Wówczas wprowadziliśmy procedury, które miały potwierdzić nieodwracalne uszkodzenie mózgu, w tym pnia mózgu – mówi GAZECIE lek. Artur Rymarczyk z Oddziału Intensywnej Terapii starachowickiego szpitala.
Objawy śmierci mózgu muszą zostać potwierdzone przez przeprowadzenie skomplikowanych procedur, które trwają kilkadziesiąt godzin.
– Jesteśmy lekarzami i naszym obowiązkiem jest walka o ludzkie życie. Dla nas stwierdzenie, że pacjentowi nie możemy już pomóc, jest bardzo ciężkie. Po tym jak podejrzewamy śmierć mózgu, pacjent jest poddany obserwacji przez 12 godzin, a następnie przeprowadzamy pierwszą serię badań, które mają potwierdzić śmierć mózgu. Nawet jeśli wszystkie wyniki to potwierdzają, po kolejnych 12 godzinach przeprowadzamy ponownie serię badań. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, to procedura jest przerywana, natomiast jeśli wszystkie badania potwierdzają śmierć mózgu, powoływana jest specjalna komisja, składająca się ze specjalistów: anestezjologa, neurologa i lekarza innej specjalizacji, która analizuje dokumentację medyczną i stwierdza, czy śmierć mózgu nastąpiła. Jeśli jest takie stwierdzenie, wówczas uznaje się pacjenta za zmarłego – informuje dr Rymarczyk.
W przypadku 44-letniej starachowiczanki komisja stwierdziła śmierć mózgu w poniedziałek, 3 lipca o godzinie 9.50. Dla lekarza nie jest to łatwy moment, bo o śmierci najbliższej osoby musi powiadomić rodzinę i – co jeszcze trudniejsze – zapytać o zgodę na pobranie narządów.
Zgon w wyniku śmierci pnia mózgu jest trudny do zaakceptowania, bo rodzina widzi, że serce pacjenta bije, jest oddech, ale tylko zastępowany respiratorem, nerki pracują, a skóra wygląda naturalnie. Wydaje się, że człowiek cały czas żyje, ale my wiemy, że mózg tej osoby już nie pracuje. Dlatego ciężko jest rodzinie zgodzić się na pobór narządów. My najpierw informujemy Poltransplant, że mamy potencjalnego dawcę, aby rozpocząć procedury, które i tak są spowolnione, bo czekamy na zgodę rodziny – dodaje starachowicki lekarz.
W tym przypadku dr Artur Rymarczyk osobiście poinformował męża i trzy córki o śmierci ich matki i żony.
Formalnie narządy można pobrać od każdego, kto nie zastrzegł tego w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, ale bez zgody rodziny się i tak tego nie robi.
– Nigdy w Polsce narządy nie zostały pobrane przy zdecydowanym sprzeciwie rodziny. Wiemy, że dla najbliższych jest to ogromna tragedia, ale śmierć mózgowa jest w pewnym sensie wyróżnieniem, bo może uratować inne osoby. W takich przypadkach mamy czas na pobranie narządów, bo one jeszcze pracują. Zaznaczam jednak, że śmierć mózgu jest nieodwracalna i życia pacjenta nie da się uratować. Początkowo rodzina kobiety nie chciała tego zaakceptować, ale po długich rozmowach, pełnych empatii i zrozumienia dla tragedii rodziny, zdecydowała o ratowaniu życia potrzebującym – opowiada Artur Rymarczyk.
Pobrane od kobiety narządy wszczepiono co najmniej trzem osobom. Jedna z nerek i trzustka w ostatniej chwili dotarły do 43-letniego mężczyzny, który był w stanie krytycznym. Druga do 36-latka, który również znajdował się na pilnej liście. Tak samo pilny był zabieg 53-letniego mężczyzny, któremu przeszczepiono wątrobę.
– Cały czas jest niedobór dawców. Ważne jest więc, żeby wszyscy, którzy zgadzają się na pobór narządów po ich śmierci, mówili najbliższym o swojej decyzji. Uratują tym życie wielu osób – dodaje dr Artur Rymarczyk.
Rocznie w naszym województwie wykonuje się kilkanaście pobrań narządów od osób zmarłych. W ub.r. dokonano ich w szpitalach w Kielcach, Końskich i Starachowicach.