Getting your Trinity Audio player ready...
|
Absolwent III LO im. K. K. Baczyńskiego i Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Warszawie, obecnie pracownik islandzkiej firmy Istak.Hf.
– To dość niespotykana sytuacja, żeby porzucić karierę prawnika i zostać… spawaczem. Przyznaję, że Twoja decyzja bardzo mnie zaskoczyła.
– W trakcie oraz po zakończeniu studiów prawniczych w ramach Zrzeszenia Prawników Polskich pracowałem w kilku kancelariach adwokackich i radcowskich, najpierw jako praktykant a potem jako asystent. Było to doskonałe uzupełnienie i zwieńczenie moich studiów, mogło być wstępem do świata ludzi ze skórzanymi teczkami i w drogich garniturach.
– No właśnie. Intratna, prestiżowa praca a Ty ją porzuciłeś. Dlaczego tak się stało?
– W głębi serca czułem, że to nie to. Praca „za biurkiem” wydawała mi się przeraźliwie nudna i pozbawiona emocji oraz wyzwań. Jako młody człowiek, pełen energii, byłem zafascynowany otaczającym mnie światem, pełnią jego barw, mnogością zapachów i doznań. Za to widok rozpościerający się zza biurka, znad opasłych tomisk kodeksów i akt był szary i nijaki. Zdecydowanie nie dla mnie. Odwiesiłem więc garnitur do szafy, książki powędrowały na półkę, a ja zacząłem poszukiwać nowego zajęcia, które umożliwiłoby mi podjęcie pracy nie tylko w kraju, ale również w dowolnym miejscu na świecie.
– Ale jak to możliwe, żeby po studiach humanistycznych odnaleźć w sobie takie umiejętności?
– Moją pasją w dzieciństwie była budowa wszelkiego rodzaju maszyn i urządzeń oraz zamiłowanie do wszystkiego, co z techniką było związane. Niestety, na dyplom inżyniera nie miałem co liczyć, więc w mojej opinii najprościej było wykorzystać zdolności fizyczne czyli bystre oko i pewną rękę. Wybór mój padł na zawód spawacza. Tak oto trafiłem do szkoły dla spawaczy w Kielcach. To było cudowne doświadczenie! Po trzech dniach kursu już wiedziałem dokładnie, co chcę robić przez resztę mojego życia. Szkolenia i kursy zawodowe z przerwami trwały ponad rok. W końcu zdałem egzaminy końcowe.
– I tak to się zaczęło? Kilkanaście lat temu, w Ośrodku Kształcenia i Weryfikacji Spawaczy „SPAG” przy Instytucie Spawalnictwa i Certyfikacji Spawaczy w Gliwicach odebrałeś świadectwa i certyfikaty i wyruszyłeś w świat?
– Belgia, Holandia, Niemcy. Kolejne kontrakty, kolejne pineski wbijane na mapie. To było jak nieustająca podróż pełna przygód. Praca była ciężka, ale dawała mi ogromną satysfakcję. Mogłem ciągle się rozwijać, zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i osobistej. Zarobione pieniądze postanowiłem wydać na własny sprzęt spawalniczy. Był to najlepszy zakup w moim życiu. Po powrocie do domu świadczyłem usługi prywatnie, ale ze względu na ograniczony rynek po dwóch latach podjąłem pracę na etacie. Był MAN, ENVO oraz kilka innych lokalnych firm. Stabilizacja pozwoliła mi na ciągłe szlifowanie moich umiejętności oraz doszkalanie się. Zdobywałem coraz to wyższe uprawnienia na różne metody spawania, różne materiały oraz pozycje. Spawanie z pasji życiowej i hobby stało się dla mnie sztuką i trochę obsesją. W końcu zapragnąłem nowych wyzwań. Postanowiłem sprawdzić się w jednym z najbardziej wymagających miejsc pracy na świecie… Arktyka.
– I znalazłeś się w Istak.Hf, islandzkiej firmie zajmującej się między innymi budową elektrowni, portów, dróg i mostów. Jesteś tam zatrudniony jako spawacz – instruktor. Co to znaczy? Jakie są Twoje obowiązki?
– Prowadzę prace spawalnicze konstrukcji stalowych, bardzo nowoczesnymi metodami. W zakresie moich obowiązków jest także doradztwo technologiczne w dziedzinie planowania i prowadzenia procesów spawalniczych a także doradztwo i nadzór w zakresie podnoszenia i weryfikacji kwalifikacji personelu spawalniczego.
– Brzmi bardzo poważnie, bo i praca jest przecież bardzo odpowiedzialna. Zwłaszcza, że warunki klimatyczne nie należą przecież do łatwych.
– Praca za kołem podbiegunowym do łatwych i bezpiecznych nie należy. Największym wyzwaniem i niebezpieczeństwem są właśnie warunki klimatyczne. Pogoda bywa bardzo kapryśna i o ile na Islandii raczej wielkich mrozów nie ma, to na Grenlandii lub północy Norwegii już tak. Temperatura nierzadko spada poniżej -40 st. C i mimo specjalnej odzieży człowiek marznie. Kiedy przez nieuwagę dotknie się jakiegoś fragmentu konstrukcji, można na nim zostawić kawałek ciała. Na Islandii problemem jest wiatr, często przekraczający 50 m/s. Potrafi on uszkodzić nawet największe konstrukcje. Szczególnie dokuczliwe było to podczas prac związanych z rozbudową terminalu kontenerowego Kleppsbaki dla firmy Eimskip. Wszystkie prace musiały być zsynchronizowane z pogodą, co powodowało spore opóźnienia, które trzeba było nadgonić ogromnym wysiłkiem.
– A przecież mogłeś w ciepłych pomieszczeniach, w garniturze wykonywać zawód prawnika.
– Ale nie wiem, czy osiągnąłbym taką satysfakcję z pracy, jaką mam teraz. Pracuję z wybitnymi specjalistami z całego świata, zapoznaję się z najnowszymi metodami spawania, prawie niespotykanymi w polskim przemyśle. Ogólnie rzecz biorąc, prace spawalnicze w takich warunkach są ekstremalnym wyzwaniem, szczególnie że wymogi, jakie stawia się zarówno pracownikom jak i maszynom, są bardzo wysokie. To jest coś niesamowitego!
– Mówisz o swojej pracy z ogromną pasją! Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego marynarkę odwiesiłeś do szafy… A jak Ci się żyje na północy Europy?
– Ogólnie z Arktyką jest jak z dobrą Whisky, trzeba do niej dorosnąć, żeby docenić jej dzikie i surowe piękno. Przepiękna przyroda, wspaniałe krajobrazy oraz brak komarów na Islandii. Na Grenlandii komary niestety są i podczas prac przy hydroelektrowni w Ilulissat musieliśmy pracować w moskitierach na twarzy, gdyż komary uniemożliwiały normalne oddychanie!
– To ciekawe. Grenlandia i komary? Okazuje się, że bardzo niewiele wiemy o tamtych regionach.
– Jako ciekawostkę mogę powiedzieć jeszcze jedno. Będąc na Grenlandii, nigdy nie wolno o Grenlandczykach mówić „Eskimosi”. Jest to coś bardzo obraźliwego i w dosłownym tłumaczeniu oznacza „pożeracz surowego mięsa”. Właściwym określeniem Grenlandczyków jest Inuiti czyli „ludzie”. Warto o tym pamiętać, by uniknąć nieporozumień.
– Czy ludzie Północy różnią się od nas podejściem do życia?
– Ogólnie tak. Islandczycy są mniej otwarci od Polaków i dużo wolniej nawiązują przyjaźnie, ale w mojej opinii są one dużo trwalsze. Mają dużo spokojniejsze podejście do życia i mniej przejmują się wszystkimi problemami, co nie zawsze jest dobre. Wśród islandzkiej Polonii utarło się powiedzenie, że Islandczyk kopie studnię dopiero wtedy, jak mu się stodoła pali. Grenlandczycy to już zupełnie inny krąg kulturowy. Zachowali dużo ze swoich koczowniczych tradycji, co owocuje zupełnym brakiem przywiązania do dóbr materialnych jak i pieniędzy. Bywa to frustrujące, gdyż po otrzymaniu wynagrodzenia potrafią przez tydzień nie przychodzić do pracy, co zmusza wiele firm do zawieszania działalności na tydzień w miesiącu.
– Niesamowite. Właściwie można pozazdrościć takiego spokoju wewnętrznego. My taki mamy chyba tylko w dzieciństwie. Co najlepiej wspominasz z tamtych lat?
– Definitywnie wspólne podróże z rodzicami, zarówno po Polsce jaki i troszkę po świecie. Zaszczepiły one we mnie ciekawość świata i pozwoliły nabrać szerszej perspektywy.
– A lata młodości? Szkoły średniej?
– Lata spędzone w III LO wspominam zawsze jako najlepszy i najbardziej beztroski okres mojego życia. Wiele przyjaźni przetrwało do dziś i praktycznie ze wszystkimi koleżankami i kolegami mam kontakt. Udało nam się nawet zorganizować spotkanie na dwudziestolecie matury.
– Uważasz, że okres szkolny determinuje całe nasze życie?
– W pewnym stopniu tak. Stanowi ten młot i kowadło, na którym możemy wykuć resztę naszego życia. Dlatego praca pedagogów z młodzieżą jest taka ważna, daje narzędzia do budowania szczęśliwego i udanego życia. Ale to, jaki z tych narzędzi zrobimy użytek, zależy już od nas samych.
– Co jest Twoją największą pasją?
– Może zabrzmi to dziwnie, ale spawanie jest moją prawdziwą pasją a wręcz obsesją. Zwyczajnie uwielbiam robić to co robię i traktuję to jako formę sztuki jak i pewną drogę w życiu. Motywuje mnie to do ciągłego rozwijania się zarówno na polu praktycznym ale również do pogłębiania wiedzy teoretycznej z dziedzin związanych z metalurgią, inżynierią materiałową oraz wieloma innymi niezbędnymi do pełnego zrozumienia wszystkich zachodzących w spawalnictwie procesów. Jako moje motto życiowe niech posłużą słowa: Wstaję przed świtem każdego dnia, by rękoma chirurga i sercem artysty za pomocą ognia i elektryczności z metalu budować świat.
– Cóż za poetyckie podejście do tak, wydawałoby się, technicznego zawodu! A jaki jest Twój największy sukces?
– Trudno mi powiedzieć. Na pewno praca przy budowie elektrowni geotermalnych jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Dołączyłem do zespołu najlepszych spawaczy i inżynierów na świecie, a nie każdy dostawał taką propozycję .
– Co chciałbyś jeszcze w życiu zobaczyć?
– Lodowce północy już widziałem, więc teraz chyba pora na piaski pustyni. Zostało jeszcze tyle pięknych i wymagających miejsc, w których można pracować, że chyba życia mi zabraknie, by wszystkie je odwiedzić.
– Podejrzewam, że są osoby, które dziwią się, słysząc historię Twojego zawodowego życia. Co chciałbyś im powiedzieć?
– Najważniejsze w życiu jest, by znaleźć to, co uwielbia się robić a potem wymyślić sposób, żeby ktoś nam za to płacił. Dzięki temu, nie będzie żadnego problemu ze wstawaniem w poniedziałek rano do pracy.
– Życzę Ci, żebyś nigdy nie miał problemu ze wstawaniem do pracy. Dziękuję za rozmowę.