Getting your Trinity Audio player ready...
|
– Książka o iluminacji i przemianie. O tym, że można pozostać sobą nawet na samym dnie. O wizjach, obsesjach i psychozie. Poszukiwaniu prawdziwej miłości … – tak o „Uciekającym świetle” mówi sam autor pozycji, Włodzimierz Kubiak – Fortuna – z wykształcenia filozof, dziennikarz, miłośnik Korsyki i wielbiciel Napoelona Bonaparte. Mimo że na brak obowiązków nie narzeka, znalazł kilka chwil, by porozmawiać z GAZETĄ, dla której, nota bene, kiedyś pisywał.
Książka autorstwa „Lucyfera”, bo taki pseudonim nosi W. Kubiak – Fortuna, który lata dzieciństwa i młodości spędził w Starachowicach wzbudza skrajne emocje, o czym można przekonać się, czytając chociażby niektóre z opinii. O swojej przeszłości, pierwszym w Polsce programie o zjawiskach paranormalnych a także o „Uciekającym świetle” opowiedział GAZECIE.
– Jak sam mówisz, dzieciństwo i młodość spędziłeś w Starachowicach. Pozostały ci szczególne wspomnienia z tego okresu?
– Mój tata jest oficerem wojska i po skończonej służbie, przenosinach z jednostki do jednostki postanowił osiąść na stałe w mieście, które pokochał ze względu na położenie. To znaczy las, który otacza Starachowice ze wszystkich stron. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. Zresztą tak mamie, jak i moim braciom też się tu spodobało. Tu spędziłem cudowne i beztroskie dzieciństwo, tu zdałem maturę. Tu ciągle mam przyjaciół. I stąd wyruszyłem „w świat”. Na początku był to Kraków…
– Opowiedz o tym, co tam robiłeś…
– Studiowałem na roku zerowym filozofię i pracowałem w Muzeum Narodowym. Szczerze mówiąc nie polubiłem tego miasta, jego „nadęcia”. Te wszystkie „pieniążki”, „chlebusie”, „wódeczka” i maski… Postanowiłem się przenieść do Katowic. Na Uniwersytet Śląski, oczywiście na ten sam kierunek. Na ostatnim roku studiów zrealizowałem 12 odcinków – w TV Polonia 1 – pierwszego w Polsce programu o zjawiskach paranormalnych pt. „Informator Magiczny”. I przeniosłem się do Warszawy gdzie pracowałem m.in. w Bibliotece Narodowej jako operator kamery w Straży Granicznej, współpracowałem z „NIE”.
– „Uciekające Światło” to według ciebie …
– To opowieść inspirowana – w dużej mierze – moim życiem. Historia upadku na samo dno. W otchłań szaleństwa. Używając określenia mojego serdecznego kolegi ze studiów prof. Mirosława Piroga jest to odyseja duszy. Opowieść o przetrwaniu, szaleństwie i odrodzeniu. I – używając określenia brydżystów – o tym, że trzeba być konsekwentnym w wistach, nie poddawać się. Opowiadam o licznych perturbacjach jakich doświadczyłem. Miejscem akcji jest szeroko rozumiany wszechświat. Ten zewnętrzny, gdzie odnajdujemy bohatera w szpitalach psychiatrycznych, odwykach, czy na najpiękniejszej z wysp – mojej duchowej Ojczyźnie – Korsyce. Jest w każdym słowie autentyczna. I bez przesady, no może z pewną dawką patosu, mogę powiedzieć: jest napisana krwią i łzami.
-Jak długo powstawała?
– Długo. Kilkanaście lat. To nie było tak, że siadłem i napisałem ją przez 3 czy 6 miesięcy. Ona powstawała wraz ze mną. Pisana w notatnikach i na knajpianych serwetkach. W końcu powstała.
– Obecnie zajmujesz się…?
– Pracuję jako specjalista ds. PR i jednocześnie kończę dramat: „Mózg w żyletkach”. Wszystko wskazuje na to, że będzie miał premierę w 2020 roku. Dopieszczam tomik poezji pt. „Wielobiegunowy” i cieszę się życiem, które bez przesady zawdzięczam moim najbliższym Elizabeth, Magdalenie, Albertowi. Jestem szczęśliwy, że są tacy których zachwyciło „Uciekające Światło”. Ci, których odrzuciło również dodają mi sił. Ich złorzeczenia paradoksalnie wzmacniają mnie. Czynią silnym i utwierdzają, że książka jest autentyczna. Na pewno nie pozostawi nikogo obojętnym.
-Dziękuję za rozmowę.
– Niech Światło zawsze oświetla Państwu właściwą drogę.