Getting your Trinity Audio player ready...
|
Właścicielka starachowickiej „Dekoratorni” pomogła spełnić marzenie 5-letniej Asi z Lublina, która śniła o sesji fotograficznej w stroju księżniczki. Dzięki Fundacji „Mam marzenie”i Agnieszce Szczykutowicz, która go wykonała, sny stały się jawą. Dziewczynka stanęła przed obiektywem w przepięknej sukni, którą sama zaprojektowała.
Przeurocza. Przeskromna. Przepiękna. W tych słowach mieści się cała prawda o Asi, małej i dzielnej dziewczynce z Lublina, która dzięki Agnieszce Szczykutowicz mogła zapomnieć chociaż na chwilę o trudach swojej choroby i poczuć się jak księżniczka na specjalnie zorganizowanej dla niej sesji fotograficznej. Inicjatorem akcji była fundacja „Mam Marzenie”, spełniająca pragnienia ciężko chorych dzieciaków. Tym razem padło na Asię. Jak dowiedziała się o niej mieszkająca w Wąchocku pani Agnieszka?- Zwyczajnie, z a. Przeczytałam post na tablicy Pawła Karpińskiego, reżysera „Klanu”. Poszukiwali akurat osób, które chciałyby pomóc 5-letniej dziewczynce w spełnieniu marzenia, a że marzeniem była sesja fotomodelki w sukniach księżniczki, pomyślałam: czemu nie. W końcu mam trochę strojów… Wzięłam telefon i zadzwoniłam – skwitowała to krótko pani Agnieszka.Dopiero w trakcie rozmowy okazało się, że nie chodzi o pierwszą lepszą sukienkę, lecz wymarzoną, namalowaną kiedyś przez Asię. Musiała być cała czerwona, z perełkami z przodu i skrzydełkami na plecach, no i w dodatku przepięknie się jeszcze kręcić. Wprawdzie pani Agnieszka nie miała takiej w swej garderobie, ale stwierdziła, że może uszyć.- Dla mnie to żaden problem. Robię to przecież na co dzień. Potrzebowałam wymiarów, no i terminu, na który strój miał być gotowy- powiedziała nam projektantka, która szyła sukienkę w oparciu o informacje wysłane jej przez fundację. Z Asią się nie widziała. Wiedziała o niej jedynie, że jest drobniutka i delikatna. – Dopiero potem na stronie, chyba fundacji, znalazłam jej zdjęcie. Ale wiadomo, w trakcie choroby dzieci mogą się zmieniać, spadać na wadze, albo przybierać, a wszystko to przecież robiliśmy w tajemnicy, bo cóż by to była za niespodzianka, gdyby wiedziała o niej sama zainteresowana – mówi z uśmiechem pani Agnieszka. Ziścił się sen o księżniczce- Wiadomo, że dzieci mają marzenia, ale niewiele wierzy, że mogą się spełnić. Gdy przyszliśmy w poniedziałek, widać było ten szok. Nie spodziewała się ani sesji, ani sukienki, a już na pewno nie limuzyny, która podjechała po nią pod blok – opowiada GAZECIE pani Agnieszka.Piękna i długa, jak stąd do księżyca. Kierowca szarmancko zaprosił ją z mamą do środka i zawiózł pod same drzwi, jednego z najstarszych lubelskich studiów fotograficznych „Rożek”. Na miejscu czekała już na nią wizażystka. Długie rzęsy, balonowy błyszczyk do ust, rumiane policzki. W połączeniu z sukniami podarowanymi przez panią Agnieszkę wyglądała bajkowo. Zaraz potem odbyła się profesjonalna sesja zdjęciowa. Asia zmieniała stroje oraz peruki, pozując z wdziękiem do obiektywu i jak gdyby zapominając o tym, co działo się wokół, a więc fotografach i kamerzystach, którzy towarzyszyli jej od chwili otwarcia prezentu, aż do powrotu do domu.- I to nie była jedna telewizja, a gros różnych mediów, którzy dowiedzieli się o tym całkiem przypadkiem. Sama czułam się przez to mocno onieśmielona – przyznała nam wąchocczanka, która – jak twierdzi – nie lubi być na świeczniku, a tam wszędzie były wywiady i mnóstwo fleszy. – Nigdy w ten sposób nie uczestniczyłam w akcjach. Nawet jeśli już kogoś wspierałam to albo wysyłałam prezent, albo pieniądze. Tym razem było inaczej, chciałam osobiście go Asi wręczyć. Nie spodziewałam się jednak takiego obrotu sprawy. Sama czułam się mocno speszona, a co dopiero pięciolatka – przyznała nam pani Agnieszka, dodając, że na początku dziewczynka była mocno nieufna. Nie chciała otworzyć nawet pudła. Ale gdy tylko zobaczyła skrzydełka, a potem strój, wszystko inne przestało istnieć.- Była jedynie ona i ta sukienka. Uśmiech od ucha do ucha, no i oczka, jak dwa słoneczka. Takich rzeczy się po prostu nie zapomina, choć trudno je może opisać – tłumaczy nam wąchocczanka, która nie potrafi wyjaśnić, co ją właściwie pchnęło do akcji.- Najpierw wykonałam telefon, a dopiero później zaczęłam się zastanawiać, chociaż przeważnie robię inaczej. Wiadomo że człowiek nie może pomóc każdemu, dlatego czasami muszę odmawiać. Czemu tym razem było inaczej? Nie wiem, naprawdę – przekonuje pani Agnieszka. – Może urzekło mnie samo marzenie i to, że chodzi o strój, a to z kolei jest z mojej bajki… Pomyślałam, że spakuję jej kilka lub kilkanaście sukienek i je po prostu zawiozę. A kiedy już zadzwoniłam wszystko samo jakoś poszło… Dostałam maila z rysunkiem stroju, w głowie pojawił się obraz no i trzeba go było zrealizować.I choć miała na to kilka tygodni, wykonała go bardzo szybko, w niespełna dwa dni.- Kończyłam dwa duże projekty strojów regionalnych: szesnaście dolnośląskich i czternaście kurpiowskich, bardzo pięknych i bardzo pracochłonnych, przez co dopiero w środę mogłam się zająć marzeniem Asi. Wiedziałam, że muszę zdążyć na poniedziałek. No i zdążyłam. Może zabrzmi to trochę nieskromnie, ale ani przez chwilę w to nie wątpiłam – śmieje się pani Agnieszka i zaraz dodaje: szycie to moja pasja.- Im więcej strojów się wykonuje, tym więcej pomysłów pojawia się w głowie i co bardzo mnie cieszy, jeszcze nie jestem na etapie wypalenia, bo nadal tworzę, chociaż odczuwam czasem zmęczenie. To była sama przyjemnośćSzycie kreacji zajęło pani Agnieszce około 12 godzin.- Może dla kogoś, kto nie ma wprawy, byłoby to problemem, ale nie dla mnie. Wiadomo, że jak bym miała odtworzyć strój z gwiezdnych wojen, musiałabym nad tym posiedzieć, ale księżniczki to są księżniczki. Pewne standardy się nie zmieniają. Mogą być wprawdzie jakieś odstępstwa, choćby kolorystyczne, ale jeśli chodzi o fason, można go zrobić niemal przez kalkę – żartuje pani Agnieszka, która w tym akurat przypadku musiała trzymać się ściśle wytycznych. W końcu chodziło o projekt marzeń, a Asia dokładnie je określiła. Sukienka musiała być cała czerwona. No i faktycznie calutka była, łącznie z szyfonem. Przód miała z perełek, na rękawkach tasiemce, a na ręce i na stroiku na głowę uwite były piękne różyczki. – Dla mnie była to tylko praca, a dla tej dziewczynki – ziszczenie marzeń. Gdy zobaczyła sukienkę… aż pisnęła ze szczęścia. Takie momenty pamięta się długo – przekonuje pani Agnieszka, która od lat szyje kostiumy dla dzieci, i chociaż czerpie z tego ogromną radość, to sama przyznaje, że wymaga to dzisiaj coraz mniejszej fantazji.- Odnoszę czasem wrażenie, że dzieciom się wyobraźnia zawęża. Po trosze pewnie przez bajki, których jakość jest coraz niższa, a po trosze też przez internet, rzadko starają się coś same wymyślać, podczas gdy kiedyś robiły to stale. Był nawet boom na sprzęty domowe. Pamiętam, że szyłam im stroje pryszniców czy magnetofonów. To było dla dzieci naprawdę coś, a teraz tylko roboty. Zwierzaczki też, ale na etapie przedszkola, starsze nie bardzo chcą przebierać. I coraz trudniej już o ciekawe zlecenia, co trochę mnie smuci, bo chciałabym się jakoś pokazać i wyżyć, a nawet gdy proponuję jakieś ciekawsze wzory, nie spotykają się z akceptacją. Trzeba być dzisiaj na fali i realizować to, co jest akurat na topie. Innowacyjność wśród dzieci nie jest dzisiaj zaletą. Dlatego bardzo się cieszę, że mogłam się podjąć tego projektu. Czy kiedyś to jeszcze może powtórzę? Naprawdę nie wiem. Jeśli będzie potrzeba, to będę pomagać – zapewniła nas pani Agnieszka.A my mamy nadzieję, że jej historia zainspiruje innych mieszkańców, bo dużo jest jeszcze dziecięcych marzeń, które można pomóc spełnić. Nie czekajmy do świąt. Już teraz zajrzyjmy na stronę fundacji i zostańmy dobrymi wróżkami, choćby dla tych ogników w ich oczach oraz uśmiechu.(An)