Getting your Trinity Audio player ready...
|
O ile małe sklepy starają się wychwycić produkty z upływającą datą ważności i w porę je przecenić, w supermarketach bywa z tym różnie. Zresztą istnieje przecież sprawdzony system pozbywania się nieprzydatnych już towarów. Ponieważ dostawy pochodzą zazwyczaj z centralnych magazynów, tam się zwraca ewentualne odpady i niech się kto inny martwi. W prywatnych lodówkach klientów zachodzi podobna segregacja. Stare idzie do kosza. Niech sobie z tym radzą firmy porządkujące przydomowe altany śmietnikowe. I tak każdego dnia potęguje się marnotrawstwo żywności. Według szacunków Polskiej Akcji Humanitarnej nasz przemysł generuje 7 mln ton, a w domach wyrzuca się 2 mln ton jedzenia rocznie. Zgodnie z prawem większość produktów powinna trafić do utylizacji i przetworzenia. Można je przeznaczyć na kompost. Żeby przerobić na biopaliwo, wsparcia potrzebują jednak programy budowy biogazowni. Toteż odpady przeważnie się spala albo składuje.
Problemem marnotrawienia żywnościowych artykułów zajęto się na forum Unii Europejskiej. Obowiązująca od maja br. unijna ramowa dyrektywa obliguje państwa członkowskie z nastaniem 2020 roku do corocznego raportowania o masie niszczonej żywności. Ma to w ciągu dekady zmniejszyć marnotrawstwo o 50 proc. Wszystko zatem w rękach rządzących w poszczególnych krajach. Wśród narzędzi m.in. dostosowanie ilości żywności na rynku do rzeczywistych potrzeb oraz ratowanie jedzenia mającego podzielić los odpadów. Pierwsze jaskółki tego już są.
W starachowickich sklepach pojawiły się wydzielone miejsca z towarami, którym wkrótce mija termin ważności. Specjalnie oznaczone półki i kosze można spotkać zarówno w osiedlowych punktach handlowych, jak i w dużych sieciówkach. Szczególnie starannie zrobiły to u nas ostatnio Carrefour i Lidl. Wbrew pozorom oferta jest całkiem interesująca. Wśród znacznie przecenionych towarów można znaleźć markowy nabiał, wędliny, a także pieczywo z poprzedniego dnia. Nawet wybredni znajdą tu coś dla siebie i domowych pupili. Wiadomo przy tym, że adnotacja na opakowaniu „najlepiej spożyć do” jest umowna. Nasi przodkowie kierowali się węchem i smakiem. Chłodziarek nie mieli. A dożywali późnych lat. Nie bez znaczenia jest też to, że można zaoszczędzić pieniądze w domowym budżecie. Bo kupi się taniej. Bezcenna jest przy tym świadomość, że w jakimś stopniu ochroni środowisko. Żeby spalanie było ostatecznością. Wszak to spore źródło emisji groźnego dwutlenku węgla. Statystki informują, że marnowane co roku na całym świecie 1,3 mld ton jedzenia odpowiada za uwalnianie do atmosfery niemal takich ilości CO2, które są udziałem największych emitentów – Chin czy USA.
Ważną rolę do spełnienia na tym polu mają również lokalne samorządy i miejscowe organizacje pozarządowe. Jadłodzielnia w „Skałce” to za mało. M u s z ą uświadamiać mieszkańcom, ile od nas samych zależy. Jak wielkim błędem jest kupowanie na zapas. Tylko edukując na co dzień, w jakiejś mierze można ograniczyć niepowetowane straty spowodowane nieprzemyślanym działaniem człowieka.