W Starachowicach obywatelskie zatrzymanie nietrzeźwego kierowcy przez funkcjonariusza Straży Miejskiej po służbie. Kierowca BMW zatrzymany na parkingu po pijanemu śnie za kierownicą. Mężczyzna miał 2,5 promila alkoholu w organizmie, trafił do aresztu, a zatrzymano mu prawo jazdy.

WULGARNA K…. MAĆ WŁADZA!

Getting your Trinity Audio player ready...

– Jeżeli w jakiś sposób będę ci mógł pomóc i uda się zrobić w ch… i panią prokurator i CBA, to ja nie mówię nie” – mówił do prezydenta w listopadzie zeszłego roku Norbert G. Z większą kulturą obciąża go teraz przed sądem.
Wulgaryzmów było zdecydowanie więcej podczas rozmowy w Urzędzie Miejskim, niedługo po wyjściu włodarza z aresztu. Nagrania sąd wysłuchał w poniedziałek, podczas kolejnej rozprawy w procesie o korupcję. Oprócz włodarza, ówczesnego prezesa ZEC i jego zastępcy, uczestniczyli w nim także: kierowca Urzędu Miejskiego Grzegorz P., kierownik referatu sportu, promocji i turystyki Michał S. oraz pełniąca wtedy obowiązki naczelnika Wydziału Finansowego Justyna Z. Było to dwa tygodnie po tym, jak Wojciech B. przyznał się do wzięcia łapówki i został zwolniony z aresztu.
Trwające około dwóch godzin spotkanie nagrał na telefon komórkowy prezydent. Nie zachowała się cała jej treść, ale ekspertom udało się odzyskać cz”Soczyste” nagranie z udziałem byłego prezesa ZEC-ęść uszkodzonych plików. Podczas poniedziałkowej rozprawy przed Sądem Rejonowym w Starachowicach nagranie zostało odtworzone w obecności osób, które brały w nim udział.
– Chciałeś się spotkać, więc spotykamy się. Chciałeś mi coś powiedzieć, więc słucham – to pierwsze słowa prezydenta do Norberta G.
Przepraszał włodarza, tłumaczył, że gdyby nie złożył obciążających go zeznań, też poszedłby siedzieć.
– Zeznałem, no, zeznałem. Siedziałem 12 czy 14 godzin, pierdolca dostajesz. Usłyszałem, że jak nie będę mówił, to będę siedział. Każdy by się przyznał, żeby wrócić do rodziny – usprawiedliwiał się przed prezydentem, a winą za rozpętanie afery obarczał swojego poprzednika Szymona Sz.
– On się do tego przygotowywał, zbierał materiały, nie wiem, może pamiętniki pisał, bo opisywał im wszystko dokładnie – daty, godziny, kto i w co był ubrany. Na mnie mówił, że machlojki robiłem. Mówił, że prezydent mu kazał zrobić lodowisko, że nowy budynek ZEC-u będzie kosztował góra 1,5 miliona, a kosztował milion więcej. Syfu po nim jest bardzo dużo – nadawał na swojego zwierzchnika G., twierdząc że musi się z tego teraz tłumaczyć, a nie chce poniewierać zakładu (oczywiście o ZEC – przyp. red.).
Chciałbym, ale nie mogę…
– Nie wiem Wojtek, nie wiem, w jaki sposób mogę ci pomóc – mówił Norbert G.
Do napisania oświadczeń, o czym miała dzień wcześniej wspominać mu ponoć Justyna Z., skory jednak nie był.
– Jak to napiszę, to tobie nie pomogę, a sam także pójdę siedzieć – stwierdził..
– A kto powiedział, że pójdziesz siedzieć? Mam informacje, że zeznania Sz. są kłamliwe. To stawia sprawę na przegranej dla jego zeznań – padła odpowiedź.
– A nie dostanę za krzywoprzysięstwo wyroku? – miał wątpliwości G.
– Nie. To nie jest tylko twoje oświadczenie, ale wiąże się z tym, że ja napiszę swoje i dziadek też – uspokajał go prezydent.
Pomysł miał im podrzucić warszawski prawnik.
– To jest profesor znany w świecie i chyba wie, co mówi – wtrącił ktoś z obecnych w pokoju.
– Dla mnie nie ma znaczenia, czy mnie Wojtek wyrzuci czy Kwiecień. Koniec Wojtka jest moim końcem – martwił się głośno Norbert G.
– Nie tylko twoim, ale naszym też – wtrącił inny męski głos. – Wszyscy jedziemy, k… na tym samym wózku…
Norbert G. zapewnił więc, że jest gotów zmodyfikować swoje zeznania.
– Jak mogę ci w jakiś sposób pomóc, jak adwokaci widzą, jak podważyć moje zeznania, to nie mówię nie. Jak uda nam się zrobić w ch… i panią prokurator, i CBA, to nie mówię nie. Jak mogą pytaniami adwokaci pomóc, że moje zeznania będą mniej wiarygodne, to dobrze. Sprytny prawnik potrafi wiele zrobić, ja nie wiem jak, to obrońcy muszą zaprojektować. Nigdy w życiu nie byłem w takiej sytuacji – deklarował prezydentowi.
Ale, adwokaci – jak stwierdził – to sprytne budrysy, wszystko „upier…ą” i  zaczął wyliczankę, o czym zeznawał przed CBA były prezes Sz.
– Wiedzą o nocie odsetkowej, o sprzedaży nieruchomości przy ulicy Górnej, o bezumownym korzystaniu z ciepła przy Romantycznej. Sz. opowiadał, że rozdawałeś za darmo karty basenowe. Szukają ludzi, od których brałeś pierwszą pensję. Szukają ludzi, od których brałeś pieniądze za przyjęcie do pracy. Mówił o tłustych czwartkach, że pieniądze szły do ciebie. Tego jest mnóstwo – wyliczał G.
– Sz. relacjonował każde spotkanie środowe, na jaki temat były rozmowy. Pierd…ł, że wziąłeś 200 tysięcy za autobusy, już nie mówiąc o prywatnych rzeczach damsko-męskich. Pisał wszystko dokładnie. Że nóż był grawerowany, a koperta z jajeczkiem. Jak to czytałem, to mi się żółć ulewała. Sz. nas wszystkich zeszmacił. Łapówkarz pier…y, z każdej inwestycji brał pieniądze. To jest oryginalny przestępca – obmawiał G. swojego szefa.
Kwieciście i szczerze
O CBA Norbert G. mówił: „Te skurw…y zeszmacić mogą każdego, w ch… mają, czy jest to prezydent, czy generał, popisówkę sobie robią. Ze sprawiedliwością to nie ma nic wspólnego”.
– Potwierdziłeś, że dzieliłeś się za utrzymanie stanowiska? Żądałem od ciebie pieniądze, tak szczerze? – dopytywał się go prezydent.
– Co mam ci Wojtek powiedzieć?
– Doskonale wiesz, że nigdy od Ciebie żadnych pieniędzy nie chciałem i to najbardziej boli – mówił zaciągając się papierosem B.
Odpowiedzi tym razem nie było, za to chętnie wracał co trochę do Szymona Sz.
– Żal d… ściska. On opowiada, że wszystkie pieniądze, które szły z aneksów (chodzi o aneksy do umów na dostawy opału – przyp. red.), brałeś ty”. Tak zeszmaconego człowieka w życiu nie widziałem. A przecież mógł przyjść do ciebie i cię zaszantażować…
– Myślę, że nie – odpowiedział prezydent i stwierdził, że nie miałby podstaw.
Kilkakrotnie głos zabierali też pozostali uczestnicy rozmowy. Justyna Z.skarżyła się, że aferę rozkręcili dziennikarze Niektórych wymieniła nawet z nazwiska, nie szczędząc im wulgaryzmów.
Wcześniej swoje zeznania złożyła także żona prezesa G. Potwierdziła, że była świadkiem rozmowy swojego męża z Justyną Z., które odbyło się w składzie opału, dzień przed spotkaniem w gabinecie Wojciecha B.
Zanim do niego doszło, jej dom w Kuczowie odwiedziła z dziadkiem Justyna Z. Szukała Norberta G. Marian S. miał szepnąć jej wówczas do ucha, że chodzi o odwołanie jej męża. Później skontaktował się z G. telefonicznie i zaprosił na składowisko. Pojechali tam razem, jej samochodem. Szczegółów nie pamiętała. Rozmowa miała dotyczyć oświadczenia, w którym G. miał napisać, że nie dawał łapówek Wojciechowi B. Justyna Z. miała wtedy dać prezesowi G. wizytówkę adwokata, u którego dzień wcześniej był Wojciech B. i powiedzieć, że prawnik będzie go reprezentował, jeśli ten napisze oświadczenie.
– Nie wiedziałam, że mąż wręcza prezydentowi korzyści – zeznała przed sądem.- Nie zauważyłam upływu gotówki.
Nie znała treści zeznań męża, a o tym, że oskarża prezydenta dowiedziała się z… mediów. Wtedy też nie rozmawiała z nim o tym, bo – jak stwierdziła – nie chciała się wdawać w szczegóły. I choć wizyta agentów w jej domu (doszło do tego po spotkaniu w gabinecie prezydenta – przyp. red.), zdziwiła ją trochę, to nie na tyle, żeby o tym z nim porozmawiać. Z mężem, jak się okazało, była w separacji. Założyła mu nawet sprawę o alimenty, którą przegrał i powinien płacić miesięcznie 5 tys. zł na dzieci. Nie płacił, więc sprawą zajął się komornik…
Zarówno oskarżenie, jak i obrona wnioskowały o konfrontację między Szymonem Sz. a Norbertem G. Odbędzie się na następnej rozprawie, zaplanowanej na 5 lipca. Natomiast 26 lipca sąd przesłucha pozostałych świadków z aktu oskarżenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry