Na podstawie treści posta zdecydowałam się na krótki opis alternatywny dla obrazka wyróżniającego: "Zainspiruj się do działania - motywacyjna grafika z napisem 'Nigdy nie jest za późno, aby zacząć' na tle zachodzącego słońca nad górami".

ZAMKNĄ GINEKOLOGIĘ?

Getting your Trinity Audio player ready...

Brakuje lekarzy do obsadzenia dyżurów na oddziale ginekologii szpitala w Starachowicach. Od 1 sierpnia br. może być jeszcze gorzej. Kierownik dr Andrzej Matyja mówi o hekatombie i zawiadamia Centrum Monitoringu Ochrony Zdrowia w Kielcach oraz konsultanta wojewódzkiego.
Problemy z obsadą dyżurów są, bo części medyków też zdrowie szwankuje, a może być jeszcze gorzej, gdyż rezygnują z pracy w Starachowicach dwie lekarki, które jeszcze niedawno pełniły funkcje zastępców kierownika oddziału. Razem przyszli do starachowickiej lecznicy ze Skarżyska-Kamiennej i razem stąd niebawem odejdą. Powodem, jak twierdzi doktor Matyja, jest brak możliwości porozumienia się z tutejszą dyrekcją.
– Przyszliśmy tutaj na prośbę dyrektor Jolanty Kręckiej, aby uzdrowić oddział. W tym czasie, a był to przełom roku 2009 i 2010, nie wyglądało to dobrze: niezadowolone pacjentki, zjawiska patologiczne, mnóstwo skarg i procesów, których po części żniwo zbieramy teraz. Postanowiliśmy przejść tu w zespole, ja jako kierownik i moje dwie koleżanki, pełniące funkcje zastępców, obie są zresztą doskonałymi specjalistkami w zakresie ginekologii i położnictwa – mówi Matyja.
Cel mieli jeden – zmienić wizerunek oddziału, a przez to też zwiększyć ilość porodów oraz świadczonych usług.
– W ciągu 4 lat pracy (z końcem tego roku minąłby piąty rok), sytuacja się o tyle zmieniła, że liczba porodów wzrosła nam o połowę, z ok. 500 wykonywanych wcześniej do prawie tysiąca teraz. Przez cały czas, nie mieliśmy skarg o dużym ciężarze gatunkowym, a pacjentki były zadowolone. Zmieniła się również praca sióstr i położonych, które zaczęły być wychwalane. W końcu czuły się docenione i bezpieczne. Wiedziały bowiem, że w sytuacjach krytycznych mogą zwrócić się do lekarzy, z czym w latach poprzednich bywało różnie – stwierdził kierownik.
– Jeśli ktoś myśli, że była to łatwa praca, jest w dużym błędzie, bo nawet koledzy, pracujący tu wcześniej, nie byli nam jakoś bardzo przyjaźni, ale ponieważ to ja byłem kierownikiem, a zastępcami – moje dwie koleżanki, nie mogli się zbytnio opierać zmianom – dodaje.
Dziś, jak uważa Andrzej Matyja, oddział działa bardzo dobrze. Nie odbiega także standardem od dużych, wojewódzkich oddziałów, zarówno pod względem leczenia, jak i sprzętowym, zwłaszcza jeśli chodzi o „noworodki”, które w tej chwili „kwitną”.
– Paradoks polega na tym, że przy gwałtownym wzroście ilości porodów i wykonywanym w każdym roku kontrakcie, przynosimy dość duże straty. Próbowaliśmy to jakoś naprawić, walcząc z początku z błędami, jak choćby funkcjonowaniem oddziału na dwóch różnych piętrach – tłumaczy medyk.
To jednak było za poprzedniej dyrektor, z którą – jak twierdzi – można było jeszcze rozmawiać, czego nie można ponoć powiedzieć o nowym szefie placówki, który najpierw w ogóle się nie pojawiał, a później wystąpił z propozycjami okrojenia kadry medycznej.
Zgrzyty na linii
kierownik – dyrektor
– Nie da się przecież zabezpieczyć oddziału, gdzie rodzi się tysiąc noworodków, czterema czy pięcioma lekarzami, jak chciał tego dyrektor – tłumaczy Matyja.
I tu, jak twierdzi, zaczęły się pierwsze „zgrzyty”, które pogłębiły się jeszcze bardziej, przy okazji fatalnych, jak uważa kierownik, błędów kadrowych. Chodziło o odwołanie dwóch jego zastępczyń, z pomocą których prowadził oddział. Potem doszły do tego inne koncepcje, m.in. ściągnięcia skarżyskich medyków, za którymi mogłoby przyjechać wiele pacjentek, co miałoby się przełożyć na jeszcze większą ilość porodów i pogorszenie się sytuacji Skarżyska.
– Później pan dyrektor przyjął koncepcję, że zamiast kierownika oddziału, powinien być ordynator czyli osoba z konkursu. Tyle, że dzisiaj odchodzi od tego większość szpitali, chociażby dlatego, że ordynatora nie można zwolnić w ciągu 5 lat, nawet gdyby dopuścił się jakiś przewinień – mówi doktor Matyja. – W każdym bądź razie, po odwołaniu moich koleżanek, dyrektor wystąpił o moje do Izb Lekarskich, z uwagi na to, że jestem funkcyjnym w Biurze Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Argumentował to właśnie chęcią przeprowadzenia konkursu, na co nie zgodziła się rada, bo w efekcie ciągle pracuję.
Sam jednak, jak twierdzi, nie wiedząc o posunięciach przełożonego, złożył rezygnację, nie dostrzegając perspektyw na normalne funkcjonowanie.
– To trwało prawie rok czasu, od lipca zeszłego roku. Wciąż przepychanki, dziesiątki pism, w których krytykowałem nowe pomysły, za co karano mnie naganami, chociaż powoływałem się w nich m.in. na kazus sprawy we Włocławku. Próbowałem coś wskórać nawet w powiecie, ale bez rezultatu. Usłyszałem, że to nie leży w sferze zainteresowań Zarządu. Nie było więc o czym dłużej rozmawiać – stwierdził Matyja.
A że pojawiła się propozycja powrotu do szpitala w Skarżysku, postanowił z niej skorzystać.
– Od samego początku czyniono próby skłonienia nas do powrotu. Dopóki dobrze się nam tu pracowało, nie chcieliśmy o tym słyszeć. Ale teraz to inna sprawa…- stwierdził kierownik, dodając, że klamka zapadła.
– Z końcem maja złożyliśmy wypowiedzenia, odchodzimy z końcówką sierpnia. Nie ma tam oczywiście takich warunków, jak tutaj, ale dyrektor obiecał nam pewne zakupy. Mogę zapewnić, że odwrócimy tam sytuację jeszcze w 2014 roku. Istotą pracy na takich oddziałach jest zespół ludzi, jeśli jest dobry, to będzie dobrze. Tu się udało, to tam się też uda!
Przyznaje, że z żalem będzie odchodził, ale chce zająć się wreszcie leczeniem, a nie tylko sprawami finansowymi.
– To że oddział przynosi tak dużą stratę wynika albo z błędów rozliczeń, albo z za wysokich kosztów pośrednich, bo nawet wykonując w nadmiarze porody i cały kontrakt, nie jesteśmy w stanie na niego zarobić. Weźmy chociażby tak popularny zabieg, jakim jest łyżeczkowanie macicy. Każdy przynosi stratę w wysokości. ok. tysiąca złotych, nawet jeśli wykonuje się go przy użyciu strzykawki, a nie całego instrumentarium. Mamy więc z niego zrezygnować? Mamy nie rozpoznawać raków macicy? Nie przyjmować porodów? Może najlepiej by było zamknąć oddział? – pyta nieco przewrotnie doktor Matyja.
Problemy z obsadą
Niewykluczone jednak, że tak może się skończyć w obliczu problemów kadrowych, z jakimi boryka się teraz.
– Już teraz jest dosyć ciężko z obsadzeniem dyżurów, ale prawdziwy dramat zacznie się w sierpniu. Wszyscy jesteśmy na wypowiedzeniach, mamy do odebrania urlopy, a trójkę naszych kolegów dotknęły poważne choroby. W sumie zostanie trójka lekarzy, a jeśli przyjdzie lekarz ze Skarżyska, będzie ich czterech, czyli dokładnie tylu, ilu chciał na początku dyrektor. Tylko że taką ilością lekarzy, nie sposób obsadzić dyżurów – uważa medyk, według którego pierwsze problemy zaczną się już po 10 sierpnia.
– Mamy nieobsadzone 23 miejsca, a nikt przecież nie weźmie więcej dyżurów niż może. To będzie jakaś hekatomba – uważa Matyja, który zdecydował się powiadomić Centrum Monitoringu Ochrony Zdrowia w Kielcach i konsultanta wojewódzkiego, bo – jak tłumaczy – widzi w tym zagrożenie dla pacjentek.
– Możliwości rozwiązań są dwie: albo przekształcić oddział na I stopień referencyjności, co będzie wiązało się z tym, że „odpadnie” wiele zabiegów, choćby ciąże patologiczne, ciąże bliźniacze, powtórne cięcia cesarskie i inne, albo go zamknąć do czasu ściągnięcia ginekologów – uważa Matyja.
– Nie mogę postąpić inaczej. W przeciwnym razie to mnie będą obwiniać, jeśli coś by się stało. Wystąpiłem z pismem do dyrektora. Dałem mu czas do 21 lipca, a że nie doczekałem się odpowiedzi, zgłosiłem to w czwartek do Centrum Monitoringu Ochrony Zdrowia w Kielcach i konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie ginekologii – dr. Wojciecha Rokity.
W opinii dyrektora szpitala Sebastiana Petrykowskiego, zarzuty kierowane przez kierownika, a dotyczące funkcjonowania oddziału, nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości. Obsada dyżurowa w Oddziale Położniczo-Ginekologicznym z Salą Porodową zostanie zapewniona przez lekarzy wykonujących świadczenia na podstawie umów o pracę i umów cywilno-prawnych, w tym osób, z którymi Powiatowy Zakład Opieki Zdrowotnej zawarł umowy na podstawie konkursu (sprawa nr KŚZK/6/10/2013) przeprowadzonego zgodnie z art. 26 i 27 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 roku o działalności leczniczej (Dz. U. Nr 217 tj. z 2013 z późniejszymi zmianami). Do tej pory niektóre z nich nie świadczyły usług medycznych z uwagi na negatywne nastawienie kierownika oddziału, jak twierdzi dyrektor, na dowód czego cytuje pismo z 30 grudnia 2013 roku nawiązujące do wyników ogłoszonego konkursu na świadczenie usług lekarskich na swoim oddziale.
„Znam wszystkich kandydatów, ponieważ pracowaliśmy razem przez wiele lat. Informuję kategorycznie, że do lekarzy [….4 nazwiska…] nie mam zaufania i nie zgadzam się na ich dyżurowanie w naszym oddziale” – cytuje dyrektor, dodając, że wobec takiego postępowania kierownika, wątpliwości budzi też realizacja zapisów Regulaminu Organizacyjnego, jak i zakresu obowiązków, zgodnie z którymi osoba kierująca oddziałem powinna organizować, koordynować i nadzorować jego działalność.
Nie wywiązywał się
z obowiązków?
– Zgodnie z § 72 pkt. 1 kierownik jest zobowiązany zapewnić sprawne funkcjonowanie oddziału pod względem lekarskim, pielęgniarskim, administracyjnym i gospodarczym. Pkt. 2 ww. paragrafu stanowi zaś, że kierownik powinien „zapewnić prawidłowy tok pracy na oddziale pod względem fachowym i etycznym”, natomiast pkt. 4 nakłada obowiązki ustalenia rozkładu zajęć pracowników medycznych, zapewniający ciągłość pracy oraz zabezpieczenia koniecznych zastępstw w razie nieobecności, w tym sporządzanie harmonogramu dyżurów lekarskich, zgodnie z obowiązującymi przepisami – wyłuszcza dyrektor, twierdząc, że obowiązki te nie były należycie wykonywane przez kierownika, o czym świadczą chociażby rozmowy 28 kwietnia i 10 czerwca br., z udziałem dyrektora naczelnego ds. leczniczych, mecenasem, czy kierownikiem Działu ds. Kadr i Płac.
– W bieżącym roku (w tym na Oddziale Położniczo-Ginekologicznym z Salą Porodową), przeprowadzono (w dniach: 21, 24, 27, 28, 29, 30, 31 stycznia 2014, 28 kwietnia 2014, 20 maja, 20, 21, 22, 23 maja 2014, 20 czerwca 2014, 23 lipca 2014) 16 kontroli dyscypliny pracy pod kątem faktycznej obecności na stanowiskach pracy zgodnie z obowiązującym rozkładem czasu pracy oraz ustaleniami w zakresie zwolnień z wykonywania pracy. Wykazały one w siedmiu przypadkach naruszenie dyscypliny pracy przez pracowników Oddziału Położniczo-Ginekologicznego z Salą Porodową – powiedział GAZECIE dyrektor S. Petrykowski, informując też, że kierownik został ukarany karą dyscyplinarną w postaci upomnienia z powodu nieprzestrzegania ustalonej organizacji i porządku w procesie pracy polegającego na niewłaściwym zachowaniu się w stosunku do przełożonego poprzez sformułowanie w piśmie z 30 stycznia 2014 roku zarzutów nieprawdziwych oraz godzących w dobre imię pracodawcy i przekroczenie dopuszczalnych granic krytyki pracodawcy, do czego Oddział Terenowy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w Starachowicach nie wniósł sprzeciwu.
„Ze zdumieniem i niedowierzaniem zapoznaliśmy się z prowadzoną wymianą pism pomiędzy kierownikiem oddziału Położniczo-Ginekologicznego panem dr A. Matyją a panem dyrektorem PZOZ (…)”, a w pkt. 3: „z przykrością przyznajemy, iż kontekst użycia niektórych zwrotów oraz dobór argumentów (np. tragiczna śmierć dzieci w Oddziale Położniczym we Włocławku) jest niestosowny. (…) Oczywiście należałoby oczekiwać określonych standardów wypowiedzi, używania merytorycznych argumentów i poszanowania godności drugiej strony” – cytował pismo organizacji związkowej z 24 lutego br. dyrektor.
– W konkluzji stwierdzono cyt.: „… Zarząd Oddziału Terenowego OZZL w Starachowicach uznał, iż pan dr A. Matyja, zarówno w kierowanym do pana dyrektora PZOZ piśmie z 30 stycznia br., jak i w czasie składanych 4 lutego br. wyjaśnień, nie odniósł się wyłącznie do wyników kontroli, lecz wysunął dodatkowo zarzuty dotyczące zarządzania szpitalem, dezorganizacji pracy, zagrożenia realizacji wdrażanego programu z zakresu perinatologii w formie i treści mogącej zostać uznane przez pracodawcę jako obraźliwe. Składając w/w pismo w takiej formie, bez wcześniejszej próby wyjaśnienia z pracodawcą swoich wątpliwości w czasie np. spotkania lekarzy Oddziału z dyrekcją, powinien się liczyć z możliwymi konsekwencjami swojej decyzji”- koniec cyt. ,odczytał dyrektor.
Podkreślił także, że strata generowana przez oddział, w wysokości 640 602,86 zł (na 30 czerwca br.) budzi wątpliwości, co do dbałości przez kierownika o stronę finansową.
– Lekarz medycyny Andrzej Matyja złożył wypowiedzenie umowy o pracę 29 maja 2014 roku wraz ze swoimi dwoma współpracownikami – potwierdził nam oficjalnie dyrektor, w związku z czym – jak powiedział – największa część kosztów wynagrodzeń została zredukowana. A była to jedyna komórka w PZOZ-ie, którą zarządzało aż trzy osoby z  personelu lekarskiego – podkreślił, uznając zarzuty kierownika za bezzasadne i co najmniej niestosowne. (An)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *