Podejrzany o zabór telefonów

Getting your Trinity Audio player ready...

Przed Sądem Rejonowym w Starachowicach ruszył proces byłego prezesa Zakładu Energetyki Cieplnej w Starachowicach, który podejrzany jest o to, że przywłaszczył trzy telefony należące do spółki oraz nakłaniał do poświadczenia nieprawdy członków komisji likwidacyjnej. Nie przyznaje się do winy.
Organa ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zawiadomił aktualny prezes ZEC Marcin Pocheć, który miał dopatrzeć się nieprawidłowości. Chodzi o to, że były prezes spółki, kończąc pracę w ZEC miał przywłaszczyć sobie trzy telefony komórkowe o łącznej wartości nie mniejszej niż 2050 złotych. Drugi ze stawianych mu zarzutów dotyczy nakłaniania członków komisji likwidacyjnej do poświadczenia nieprawdy, bowiem dwa aparaty miały być komisyjnie zniszczone. Jako oskarżyciel posiłkowy w sprawie wystąpił obecny prezes ZEC Marcin Pocheć.Adwokat oskarżanego podtrzymał wniosek o umorzenie sprawy z powodu niskiej szkodliwości społecznej czynu. Jego zdaniem nie doszło też do przestępstwa w związku z nakłanianiem do poświadczenia nieprawdy. Sędzia do tego wniosku się nie przychylił twierdząc, że konieczne jest przesłuchanie świadków. Oskarżyciel wnioskował natomiast o naprawienie przez oskarżonego szkody i zapłacenie 8487 złotych. Kwota ta okazała się zdaniem sądu sprawą sporną, bowiem według ustaleń prokuratury trzy telefony miały mieć wartość nie mniejszą niż 2050 zł, a przy żądaniach spółki różnice są znaczące.Według aktu oskarżenia do przestępstw miało dojść w okresie od 24 kwietnia 2014 roku do 27 maja 2016 roku, a jeden z zarzutów mówi o tym, że do przestępstw dochodziło w krótkim odstępie czasu, co z kolei ma znaczenie przy kwalifikacji czynu. Dlatego też obrońca pokrzywdzonego podważał część zarzutów, bo ponad dwa lata to nie jest krótki odstęp czasu.Zdaniem prezesa spółki jeden z tych telefonów zakupiony został na kilka dni przed rozwiązaniem umowy z byłym dziś prezesem. Ten z kolei odpowiadał, że ZEC nie przedstawił żadnej faktury potwierdzającej, że spółka jest właścicielem tego aparatu. Robert C. zeznał, że podpisując porozumienie o rozwiązaniu umowy znajdował się tam zapis, że jest rozliczony ze spółką, a ponadto twierdził, że telefony dla ZEC nie miały żadnej wartości.- Telefony były uszkodzone, nie stanowiły żadnej wartości dla ZEC, ale dla mnie miały wartość szczególną, bo znajdowały się w nim ważne dla mnie kontakty, notatki i prywatne zdjęcia. Gdybym wiedział wówczas, że taki oddźwięk będzie miała ta sprawa, to bym je oddał. Nie przypuszczałem, że tak to wszystko będzie wyglądać – mówił były prezes ZEC,Oskarżony zaprzeczył również jakoby namawiał członków komisji likwidacyjnej do poświadczenia nieprawdy. Potwierdziły to częściowo zeznania jednego ze świadków. Przed sądem najpierw zeznawała przewodnicząca Rady Nadzorczej, ale nie wniosło jednak wiele do sprawy. Więcej sąd dowiedział się z zeznań obecnej pracownicy ZEC, a wówczas członkini komisji likwidacyjnej. Kobieta przyznała, że podpisała protokół likwidacyjny, ale telefonów na własne oczy nie widziała.- Nie czułam się na siłach, aby iść do ówczesnego prezesa i poprosić o pokazanie aparatów – powiedziała.Zeznała też, że oskarżany, który wówczas był jej prezesem, nigdy na ten temat z nią nie rozmawiał i nie namawiał jej do poświadczenia nieprawdy.Przed sądem stanął w charakterze świadka również mężczyzna, który w starachowickim komisie kupił jeden ze spornych telefonów. Jak mówił nie miał pojęcia o ich pochodzeniu.- Telefon miał wyraźne ślady użytkowania, ale nie był uszkodzony, bo inaczej bym go za 700 czy 800 złotych nie kupił – mówił świadek.Sędzia zarządził więc wykonanie opinii przez biegłego o wartości telefonów, bo – jak powiedział – rozbieżności w tej sprawie są duże i trzeba to uściślić. Wcześniej o to samo wnioskował obrońca oskarżanego, który podtrzymał swój wniosek. Kolejna rozprawa, na której przesłuchani zostaną następni świadkowie, odbędzie się 14 marca.(mp)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *