Chce żyć, jak jego rówieśnicy

Getting your Trinity Audio player ready...

Wypadek, który wydarzył się 11 lat temu w niedzielę wielkanocną odebrał mu zdrowie, radość życia i szansę na samodzielność. Stale wymaga opieki i rehabilitacji. Mowa o Wiktorze Kubiczy, na rzecz którego także i w tym roku można przekazywać 1 procent podatku.
Tragiczna Wielkanoc 2005- 27 marca 2005 r., w Niedzielę Wielkanocną, wydarzył się ten wypadek. Wiktor miał wtedy 11 lat. Dzisiaj ma 22 lata. Drugie tyle.W tym roku Wielkanoc wypada również w niedzielę, 27 marca – mówi zatroskany ojciec, pan Roman, który Wiktorowi poświęca całe swoje życie.– Przed wypadkiem był to zdrowy i mądry chłopak. Dziś jest kaleką, nie akceptującym siebie, stale sfrustrowanym i wrzeszczącym młodzieńcem, krzyczącym, że nie chce takiego życia – kontynuuje dodając, że choć minęło już jedenaście lat od tego tragicznego dnia, on wciąż nie potrafi znaleźć odpowiedzi, czy i w jaki sposób można wynagrodzić Wiktorowi to, co odebrał mu wypadek. A odebrał wiele. Podczas gdy rodzice zdrowych rówieśników chłopaka patrzyli z podziwem na swoje dorastające pociechy, słuchali opowieści o szkolnych sukcesach i pierwszych randkach, pan Roman i pani Anna walczyli o swojego syna, by dać mu chociaż namiastkę „normalności”.- Wypadek odebrał mu możliwość uzyskania prawa jazdy, samodzielnego wyjścia na spacer czy randkę. Zabrał przyjaciół i kolegów. Ograniczył zdolność do realizacji własnej seksualności. Przysporzył bólu i cierpienia, poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. Wrzucił w izolację i osamotnienie. Spowodował utratę wiary w sens życia w takiej jego jakości i wymusił niekończącą się tytaniczną pracę nad sobą – wylicza ojciec Wiktora.W wieku osiemnastu lat, zamiast świadectwa maturalnego, Wiktor odebrał zaświadczenie z ZUS o  całkowitej niezdolności do pracy, ma też orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym. Ale Wix, jak nazywa go tata, chce żyć normalnie, tak, jak jego rówieśnicy.- Chce chodzić samodzielnie, choć nie może, bo zaburzenia równowagi mu to uniemożliwiają. Chce iść na randkę, ale nie ma z kim. Chce jeździć samochodem, ale nigdy nie będzie mu to dane. Chce iść na studia, ale edukacyjnie jest na poziomie ucznia piątej klasy szkoły podstawowej – tłumaczy pan Roman.Zaburzony nie tylko ruchowoRok po wypadku, na potrzeby odszkodowawcze, syn był badany przez biegłego psychiatrę sądowego, który stwierdził, że skutki urazu, jakiego doznał, będą objawiać się m.in. zmianami charakteropatycznymi.- Niestety, aktualnie to obserwujemy i żyć na co dzień z nim nam przyszło, z człowiekiem z  uszkodzoną duszą – mówi pan Roman. – Po wielu latach od urazu, trudności opiekunom nastręczać będą nie tyle dysfunkcje fizyczne, co zmiany w obrębie psychiki, niekontrolowane napady złości i agresji. Tak to opisano lat temu wiele, a dzisiaj się to realizuje. Wiktor stale jest sfrustrowany, obwinia wszystkich dookoła, a że po tylu latach ci wszyscy, to głównie żona i ja, więc nam się dostaje najbardziej.Niezależnie jednak od stanu psychicznego syna, rodzice nieustannie szukają sposobu, by mu pomóc. Przeprowadzili już wiele rozmów ze specjalistami w dziedzinie psychologii i psychiatrii, nie tylko tymi działającymi w okolicy. Problem jednak polega na tym, że wciąż nie znaleźli osoby chętnej podjąć się terapii Wiktora.- Terapii, o której wiedzieliśmy od początku, że będzie niezbędna. Wiedzieliśmy, że gdy Wiktor się obudzi i gdy zostanie usprawniony w jako takim stopniu przyjdzie czas przede wszystkim na jego rehabilitację psychologiczną. Chodziło o zbudowanie jego tożsamości po wypadku. Przekonania go, że teraz jest innym człowiekiem, z pewnymi ograniczeniami, osobą taką, która na nowo poukładać musi sobie i siebie, i swój świat – mówi pan Roman dodając, że polecano mu wyjazd do Stanów Zjednoczonych czy Skandynawii, co w przypadku państwa Kubiczów, jak sami mówią, nie jest realnym pomysłem.Na pomoc liczyć więc nie mogą a problemy wciąż narastają, bowiem dwudziestodwulatek, jak tłumaczy nasz rozmówca, w jednej chwili może być mądry jak buddyjski mnich, by za kilka sekund stać się wrzeszczącym i pląsającym po podłodze dwulatkiem.- Bez jakiejkolwiek samooceny i samokrytyki. Bez jakiejkolwiek sfery emocjonalnej wobec innego człowieka. Nie posądzam Wiktora o aż tak daleko idące wyrachowanie, jednak stale obserwuję zachowanie i postawę na tyle krnąbrną, że „skoro ja nie mogę mieć takiego życia, jakiego chcę, to wam je odbiorę – mówi zatroskany ojciec, który nawet na sekundę nie spuszcza syna z oka, by nie zrobił sobie krzywdy.- Jakoś uczymy się żyć z nim, gdy stale on podnosi poprzeczkę. Czasem mam wrażenie, że chce skoczyć 7 metrów wzwyż bez tyczki, a mimo to trzeba przy nim być. Kosztem swoich planów, ambicji. Mam tylko nadzieję, że nie kosztem własnego zdrowia – dodaje, nie ukrywając, że nie brakowało w  rodzinie osób, które dawały do zrozumienia, że skoro Wix „się zepsuł”, to trzeba go wymienić na nowy model. Nigdy, przenigdy. Nawet im współczuję takiego myślenia. A potem przychodzą chwile, gdy sam się zastanawiam, że nie jest normalne jedno życie ratować kosztem wielu innych. Na szczęście to przemija i nadal mam wrażenie, że wiem, co mam robić – mówi GAZECIE Roman Kubicza przyznając, że czasami sam nie wie dokąd zmierza ich upór, ale dopóki, zarówno jemu jak i pani Annie, wystarczy sił, będą towarzyszyć i pomagać swojemu synowi.- I wbrew jemu, i mimo wszystko – dodaje twardo, choć czasami jest mu przykro z powodu ludzi, którzy zwracają uwagę tylko na to, jakim samochodem zawozi niepełnosprawnego syna do szkoły i gdzie państwo Kubicza mieszkają.- Bywa, że tym, którzy mówią mi to w twarz proponuję zamianę na tydzień, choćby na dzień… Nikt nie skorzystał z propozycji. A oddałbym wszystko….Zamknąć usta niedowiarkomPan Roman stara się przedstawiać swojego syna jakby, w miarę możliwości, funkcjonował normalnie. Wiktor ma więc swoje konto na `u, gdzie za pomocą zdjęć wspólnie dokumentują radosne chwile. Dla pracowników firmy ubezpieczeniowej, zajmujących się likwidacją szkody okazało się to jednak…podejrzane.- Widząc fotki umieszczone na moim profilu na FB wysłali dwóch agentów ubezpieczeniowych celem przeprowadzenia u nas audytu. Stwierdzenia stanu faktycznego… tak to nazwali. Ktoś zobaczył Wiktora na zdjęciach z papierosem, pląsającego na studniówce, w samochodzie nauki jazdy … i  nabrał wątpliwości, że coś jest nie tak – opowiada ojciec.Audytorzy odwiedzili więc rodzinę i zamiast zapowiadanych piętnastu minut spędzili u państwa Kubiczów…trzy godziny.- Poznali Wiktora… prawie z każdej strony. Zawstydzeni odjechali, przepraszając, że taki audyt zrobić musieli.Sądząc tylko po zdjęciach wydawać by się mogło, że Wiktor wiedzie szczęśliwe spokojne życie. Jest jednak zupełnie inaczej. Bez opiekuna nie jest w stanie samodzielnie zrobić cokolwiek. Rodzice ze wszystkich sił starają się, by uśmiech na twarzy syna zagościł choćby na chwilę.Kosztowna rehabilitacja, turnusy i…dyskotekiW styczności z przerażającą dla większości codziennością rodziców, jak i samego Wiktora, nie zapominają o koniecznych ćwiczeniach i rehabilitacji, co generuje ogromne koszty. Dlatego też od kilku lat starają się, by ludzie dobrej woli zechcieli przekazywać na rzecz Wiktora swój jeden procent podatku.- Akcja 1 % stale jest skuteczna, mimo że środków wpływających na subkonto Wiktora z roku na rok jest coraz mniej. Rozumiem, że rośnie liczba osób potrzebujących, takich jak nasz syn. Wpływy z 1% zgromadzone w Fundacji wykorzystywane są na współfinansowanie leczenia i rehabilitacji Wiktora – kontynuuje Roman Kubicza.Dzięki pomocy dużo udało się zrobić. Młody chłopak mógł wyjechać na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny w Panoramie Morskiej w Jarosławcu- Wiktor lubi ten ośrodek bo, jak ja to nazywam, odbywa się tam rehabilitacja RBB- rower, basen, balety – wtrąca nasz rozmówca.Wiktor korzysta z zaleconych przez lekarza zabiegów, ale to właśnie rower, baseny i wieczorne zabawy stanowią podstawę jego rehabilitacji. Jeździ z tatą specjalnie przystosowanym dwuosobowym rowerem. Coraz lepiej radzi sobie w wodzie, zaczyna pływać i nurkować. Wieczorem uczestniczy w  organizowanych w ośrodku dyskotekach.- Stojąc na parkiecie czuje, że tańczy. Nie odrywa nóg od podłogi, ale może ruszać rękami, podrygując w rytm muzyki. Wtedy jest rzeczywiście szczerze szczęśliwy. Nikt nie zmusza go do rehabilitacji, a on „tańczy” bez końca. Zawsze jednak pod czujnym okiem opiekuna, który stoi za Wiktorem jak jego cień – dodaje ojciec.- Koszt takiego wyjazdu to około 9 tys. zł. Gdy jesteśmy w domu, staramy się, aby Wiktor był aktywny, mimo swojego sprzeciwu. Dlatego codziennie jest rehabilitant, prywatnie oczywiście, który stara się go zaktywizować przez przynajmniej dwie godziny dziennie. W skali miesiąca, przy kosztach 50 zł za godzinę, oznacza to 2500 zł miesięcznie.Do długiej listy wydatków dochodzą koszty wizyt i badań lekarskich, zakupu lekarstw i suplementów, zakupu zaopatrzenia ortopedycznego, specjalnego obuwia, okularów oraz serwisowania urządzeń do ćwiczeń. W skali roku to kwota około 50 tysięcy zł.-Tak to właśnie wygląda. Fundacja nie przesyła nam żadnych danych imiennych darczyńców, bo uniemożliwia to ustawa o ochronie danych osobowych. Dlatego wszystkim osobom, dla których los Wiktora nie jest obojętny, z głębi serca dziękujemy – dodaje pan Roman.1 procent dla WiktoraKażdy, kto zechce pomóc podopiecznemu Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” i jego rodzicom w tej nierównej walce, przy rocznym rozliczeniu PIT w rubryce KRS powinien wpisać nr: 0000174486, a w „celu szczegółowym” hasło: Wiktor Kubicza. Jak zawsze, liczymy na pomoc naszych Czytelników!!!(Kas)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *