MŁODY WOJOWNIK

Getting your Trinity Audio player ready...

To była wielkanocna niedziela w 2005 roku. Rodzina Wiktora, wtedy jedenastoletniego chłopca, wybrała się na poobiedni, świąteczny spacer. Nikt nie przypuszczał, że kilka sekund zmieni ich życie, zmieni życie Wixa. Za kilkanaście dni minie 13 lat od tamtego wydarzenia…
„Czy chciałbym cofnąć czas? Coś zmienić? Hmm…no jedno może. Inną ulicą poszedłbym wtedy. Więcej nic bym nie zmieniał. Pewnie inaczej by było. Pewnie sam bym chodził, biegał a nawet skakał. Pewnie zdałbym maturę i studia właśnie kończył. Pewnie zostałbym komputerowym specem albo tajnym agentem. Pewnie kumpli miałbym dużo i nie raz do rana zabalował. Pewnie dziewczyn spotkałbym wiele albo tę jedną jedyną. Pewnie po górach bym pochodził albo na koniec świata pojechał. Pewnie częściej bym się uśmiechał a mniej złościł. Pewnie tak… Tymczasem bardziej pokręconą drogę los mi wyznaczył. I wcale nie jest na niej łatwo. Ale mówią, że mi pomogą”.
To fragment ze strony Wiktora na jednym z portali społecznościowych. Kilka zdań, które w prosty sposób ukazują marzenia młodego mężczyzny. Mężczyzny, bo Wiktor Kubicza nie jest już chłopcem, jest mężczyzną, który w maju skończy 24 lata.
O tamtych wydarzeniach nie chce rozmawiać, swoje działania skupia na tym co tu i teraz. Z opowieści rodziców Wiktora, Anny i Romana, dowiaduję się, że ich syn skończył szkołę, a było to możliwe, dzięki ogromnej walce, jaką stoczył i nadal toczy o powrót do sprawności.
Co jest charakterystyczne dla tego chłopaka? To, że nie boi się rozmawiać, odpowiada na każde zadane mu pytanie, potrafi żartować. Do swoich wypowiedzi dodaje wstawki w języku angielskim, którego trochę nauczył się od swojego taty, trochę poznał podczas nauki w liceum, a teraz uczy się dzięki internetowi.
?????
Rozmowę z Wiktorem postanowiłam oprzeć na wpisie, który znajduje się w Internecie. Wiktor przez rodzinę i przyjaciół nazywany jest Wixem
– Wix, chodzisz, biegasz?
– Tak, ja chodzę i mogę biegać.
Pan Roman, tata Wiktora, który przysłuchuje się naszej rozmowie dopowiada, że jeśli chodzi o bieganie, to jego syn stał się miłośnikiem biegania po specjalnej bieżni z odciążeniem. Podczas turnusu rehabilitacyjnego, kiedy chłopak stanął na bieżni zaczęło się od chodu, a kiedy puścił ręce to z zachwytem zawołał, że biegnie.
– Skończyło się tym, że po każdej przebieżce po tej bieżni, a był to szybki półgodzinny chód, buty Wiktora były do wyrzucenia – z dumą mówi pan Roman. – Cała podeszwa zdarta. Pięć dni, cztery pary butów – dodaje ojciec chłopca.
– Tak, tak było – mówi śmiejący się Wiktor.
Jednak za chwilę zmienia temat rozmowy, by powrócić wspomnieniami do przeszłości…
– Okej… Miałem wypadek. Byłem chory – mówi. – Ale to było kiedyś i już proszę, nie wracajmy do tego w ogóle.
Najpierw Wiktor był pionizowany i podpinany…
– A potem był balkonik, a potem kule, a potem jedna kula i odrzuciłem.
– I zrobił tysiąc kroków, nie przewracając się, nie upadając – mówi pan Roman – i stwierdził, że chodzi.
– Czyli co Wiktor, jesteś przykładem człowieka, który swoją postawą udowodnił, że można?
– Jednym zdaniem… Zwalczyłem swoją chorobę.
Rodzice Wiktora dodają, że chłopak w domu stara się być bardzo samodzielny.
– Wiktor, na stronie internetowej znajduje się zdanie, że pewnie zdałbyś maturę i pewnie poszedłbyś na studia. Myślałeś kiedyś, co byś studiował? Jaki zawód chciałbyś mieć?
Na odpowiedź na to pytanie nakierować muszą go rodzice przypominając, co mówiła o Wiktorze i jego koledze nauczycielka.
– Ja… Tak… Orły z matmy… Uwielbialiśmy matematykę, a potem pojawiły się komputery. Ale to było jeszcze przed wypadkiem.
Roman Kubicza opowiada, że rzeczywiście obaj chłopcy mieli zakusy informatyczne. I tak, jak Marcinowi się udało, tak niestety życie Wixa potoczyło się inaczej. Z drugiej strony, jeśli nie informatyka, to może Wiktor byłby teraz specem od budownictwa, gdyż nigdy nie interesowały go instrukcje, on klocki LEGO składał sam.
– Proszę pani, ja do matematyki podchodziłem tak, jak ten mój kolega Marcin. Ale… Ale pamiętam sprzed wypadku, że trochę żartem.
– Wiktor masz kumpli?
– Są nowi koledzy. U mnie w pracy są. W Domu Samopomocy.
– A co dziś robiłeś w pracy?
– Rysowałem…
– Lubisz rysować? Kolorować?
– Bardzo lubię…
Pani Anna przynosi mi do wglądu książkę, którą Wiktor pokolorował całą. Kolorowanki te złożone są z małych elementów i dotyczą ulubionej postaci książkowo – filmowej chłopca, a mianowicie Harrego Pottera. Rysunki robią wrażenie, pokazują ogromną pracę Wixa. Kredka nie wykracza poza linie, a dobór kolorów świadczy o zmyśle artystycznym chłopaka.
– Lubisz przygody Harrego Pottera?
– Bardzo lubię! Wszystkie części obejrzałem. I czytałem też.
Rodzice zdradzają tajemnicę, że Wiktor do czasu przed wypadkiem przeczytał wszystkie wtedy dostępne części tej sagi. Czytał pod kołdrą przy świetle latarki. Po wypadku, kolejne książki czytali mu rodzice.
– A telewizję lubisz oglądać?
– No lubię… W telewizji, seriale w komputerze. W komputerze lubię wyszukiwać wywiady ze słynnymi ludźmi. Lubię oglądać ulubione piosenkarki.
– Chciałabyś mieć dziewczynę?
– Chciałbym – mówi Wiktor.
– Jak wchodziłam do ciebie do mieszkania, to widziałam przed drzwiami świetny sprzęt do jazdy. Twój?
– Tak, to mój motor. Już zebrałem kasę na akumulator nowy.
– Masz jakiś idoli, bohaterów?
– Ja pani powiem, ja nie chcę już nikogo naśladować…
– Lubisz morze, góry?
– Lubię, lubię morze. Góry też lubię i byłem i na nartach nawet kiedyś jeździłem. Nad Morskim Okiem byłem. I na Święty Krzyż też wjechałem.
– Wiktor, czytam, że chciałbyś się więcej uśmiechać a mniej złościć? Czemu się złościsz, na co lub na kogo?
Wiktor nie odpowiada na to pytanie i zaczyna się śmiać, gdy pani Anna i pan Roman wspominają o jego niemocy, bo wtedy ta złość pojawia się najczęściej. Gdy coś się nie udaje, gdy nachodzą go złe myśli. Pojawiają się okrzyki, że „ktoś chce go zabić”, częstym objawem jest uderzanie ręką w biurko. Mówi wtedy, że „coś mu się dzieje”. A jego rodzice widzą wtedy bezsilność swojego dziecka, które nie potrafi wyjaśnić tego stanu. Wiktor nie lubi również, gdy jest przytrzymywany, domaga się puszczenia jego osoby.
Z Wiktorem nie da się przeprowadzić rozmowy według schematu, pojawiają się dywagacje i ja, jako rozmówca, muszę się dostosować do tego, jaki on wyznacza tor rozmowy. Gdy pada informacja, że hoduje rybki a akwarium znajduje się w jego pokoju, pytam o ten właśnie fakt.
– Mam welonki, karasie, teleskopa i Stefana glonojada. To moje, moje rybki.
Widząc, że Wiktor zapałał do mnie sympatią i z chęcią odpowiada na moje pytania, postanowiłam jednak wrócić do tamtego momentu, do tej jednej chwili, która zmieniła jego życie. Życie małego chłopca, który miał marzenia…
– Już mogę odpowiedzieć pani. Spoko, już teraz mogę… Bo myślałem o takiej odpowiedzi. Aniu, ja nawet się cieszę, bo raz: mam swoją historię i dwa, najważniejsze: przed wypadkiem, to były czasy absolutnej młodości, 9, 10 i 11 lat. I wtedy byłem inny, miałem inny charakter, inaczej się zachowywałem…
– Bardzo szybko mówił – mówią ze śmiechem Anna i Roman, rodzice Wikiego.
– Tak naprawdę – mówi pani Anna – dostał nam się zupełnie nowy „egzemplarz” w tym samym opakowaniu. Z jedną cechą – mówię to jako matka – został mu upór, wszystko inne mu się zmieniło. To co było, wszelkie cechy osobowości 11-latka zniknęły, a pojawiły się nowe. Zawsze był bardzo empatyczny, a po ośmiu miesiącach śpiączki… Obudził nam się zupełnie nowy Wiktor, ale z tym samym uporem.
– New man (nowy człowiek – przy. red.) – mówi Wiktor.
– Może mu ten upór pomaga teraz… Jest to na pewno jedyna cecha, która została – dodaje pani Anna.
– Wix, wybaczyłeś temu chłopakowi? Jesteś na niego nadal zły?
– Mój wypadek, czas po – nazywam latami piekła… I teraz już zapomnijmy o wypadku. O mojej śmierci… Miałem zaszczyt umrzeć…
– Jeździsz do ośrodków rehabilitacyjnych, rehabilitujesz się?
– Nie lubię słowa rehabilitacja. Lubię RBB.
– A co to jest RBB?
– Rower – basen – balety – mówi ze śmiechem Wiktor.
Czym są balety tłumaczy mama Wixa, pani Ania. To spotkania towarzyskie w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie… pierwszym tancerzem jest Wiktor. Lubi się poruszać, lubi tańczyć z paniami, które tam przebywają. Turnus rehabilitacyjny finansowany jest z 1 procenta i jego koszt kształtuje się na poziomie kilku a nawet kilkunastu tysięcy. Wiktor podczas takiego pobytu jest w pełni rehabilitowany, to intensywne ćwiczenia, dzięki którym chłopak funkcjonuje.
– Wiktor, jak wygląda twój każdy dzień?
– Siedzę przy komputerze, czytam sobie wiadomości, oglądam teledyski i filmy. A jak jest słoneczko, czekam na temperaturę jak jest ciepło i wtedy wyjadę swoim „motorem”.
?????
Do wypadku w 2005 roku Wiktor we wspomnieniach swoich rodziców jawi się, jako fantastyczny chłopiec. Wszędzie go było pełno, był bardzo ciekawy świata. Świetnie się uczył, grał w szachy.
– Był upierdliwy a nawet zadziorny – ze śmiechem mówi pan Roman.
– Miał taki zwyczaj, na który nie mieliśmy wpływu, że mówił do nas po imieniu – opowiada pani Anna. – Gdy Julka zaczęła mówić mamo i tato, miała wtedy ze dwa latka, a Wiktor miał siedem, to wtedy się wyprostowało, aż do wypadku.
– Czasami razi to innych, nas nie. Po wypadku wiele rzeczy się zmieniło i my nie możemy go do niczego zmusić – dodaje pan Roman.
?????
Niedziela Wielkiej Nocy 2005 roku. Po rodzinnym obiedzie Ania i Roman Kubiczowie wraz z dwójką swoich dzieci – Wiktorkiem i Julcią, postanawiają wybrać się popołudniowy spacer nad Lubiankę. Ta decyzja, która przecież jest normalną i racjonalną, zmieni całkowicie ich życie.
– Nie pamiętam dokładnie ile czasu wcześniej, ale bardzo często miewałam sen, który się powtarzał natrętnie, śniła mi się katastrofa samolotu, że ten wybucha, płonie. To widziałam – spokojnie mówi pani Anna. – Zdarzył się wypadek i nigdy więcej sen się nie powtórzył.
Osiedle Południe, rozpędzony samochód prowadzony przez młodego mężczyznę wypadł zza zakrętu. Kierowca nie zwalniał, stracił panowanie nad autem i z całym impetem uderzył w 11-letniego Wiktora. Ciało chłopca wyleciało w górę…
Pan Roman, gdy zamyka oczy cały czas widzi obraz wypadku, gdy ciało jego synka leżało na chodniku, a z głowy, którą uderzył w krawężnik, leciała krew.
Obraz samego wypadku pani Ania starała się wyrzucić z głowy.
– Nie podeszłam do Wiktora, który leżał potrącony. Pamiętam, że strasznie krzyczałam jednocześnie chroniąc Julkę, która szła ze mną i była obok mnie. Tak jakby wyrósł mur, nie byłam w stanie tam podejść…
Najgorsze dla pani Anny były następne trzy miesiące spędzone przy szpitalnym łóżku nieprzytomnego Wiktora, gdzie żaden z lekarzy nie był w stanie określić, co będzie dalej z jej dzieckiem.
– Ta cholerna niepewność, ona była najgorsza – mówi pani Ania. – Jako rodzice byliśmy pozostawieni sami sobie.
Gdy w Krakowie Wiktor toczył walkę o życie, tu, w Starachowicach, jego ówczesna klasa przygotowała dla niego pozdrowienia. Koleżanki i koledzy nagrali film, w którym do swojego chorego kolegi kierowali słowa otuchy. Początkowo nie było żadnej reakcji, do czasu gdy Anna i Roman zgrali te słowa na płytę. Wiktor odsłuchiwał to nagranie i po pewnym czasie zareagował, ruszał palcem. Następnym objawem, że chłopak zaczyna reagować, było stukanie palcem na zwykłe „cześć Wiktor”.
Kiedy zaobserwowano u Wiktora odruchy świadczące o tym, że chłopiec zaczyna reagować, zaczęto komunikować się z nim za pomocą kartek, na jednej napisano słowo TAK, na drugiej: NIE.
– I po trzech miesiącach padło kluczowe pytanie – opowiada pan Roman – czy chce jechać do domu. Wzrok skierował na słowo TAK. Pomyślałem, że to był przypadek, przełożyłem kartki z jednej do drugiej ręki. Historia się powtórzyła.
Wiktora wypuszczono na przepustkę. Rodzicie mieli zacząć szukać miejsca, gdzie będą leczyć syna dalej.
– Po tygodniu pobytu, kolejna kąpiel w wannie. Córka gdzieś na brzegu miała ułożone takie gumowe kaczuszki. I my, tak dla zabawy, tę ściśniętą zabawkę położyliśmy na nim i ona podskoczyła. I… I Wiktor zaczął, hmm, kwilić… Tak wtedy się śmiał. Proszę uwierzyć, do końca dnia się uśmiechał, to była jego pierwsza werbalna reakcja na otoczenie – mówi ojciec chłopca.
W ciągu następnych dwóch tygodni rodzina znalazła miejsce w Czarnieckiej Górze. Tam Wiktor trafił pod opiekę świetnego fizjoterapeuty Marka Zięby.
– Ten człowiek nam powiedział, że to będzie długa droga, bo Wiktor ma naruszoną całą motorykę.
W ten sposób rozpoczęła się walka chłopca o dojście do pewnego rodzaju sprawności. Masaże, basen, ćwiczenia, logopeda. Wiktor zaczął wypowiadać pierwsze słowa, potem zdania. Nauczył się obsługi komputera, świetnie gra w szachy.
Rodzice i sam Wiktor widzą duży progres. Jednak zaprzestanie ćwiczeń i wyjazdów na turnusy może spowodować zahamowanie tego, co młody mężczyzna osiągnął w ciągu 13 lat.
?????
Wiktor po wypadku powrócił do szkoły. Po kolei kończył: Szkołę Podstawową nr 12, Gimnazjum nr 3, edukację zakończył na szkole średniej, uczył się w III Liceum Ogólnokształcącym.
– My się uparliśmy i od samego powrotu do domu była akcja: idziemy do szkoły. Sugestie były takie, by Wiktor miał nauczanie indywidualne, bo będzie nam łatwiej. Ale nam nie chodziło o to, by było łatwiej – opowiada pan Roman. – Oczywiste było, że jedno z nas musi zrezygnować z pracy. Dlatego skoro byłem i jestem do dyspozycji, jasne było, że Wiktor wróci do szkoły.
Wiktor na wszystkie zajęcia uczęszczał do szkół. Dzięki temu mógł się socjalizować. Jak mówi pani Anna, przebywanie z innymi dziećmi czy w późniejszym okresie młodzieżą wpłynęło na rozwój Wixa. Dzieci podczas przerw przychodziły do salki, gdzie przebywał chłopiec. To sprawiało mu ogromną radość.
– Chodziło o to, by poczuł odrobinę tej normalności – dodaje mama Wiktora.
– Wie pani, to tak jak z rehabilitacją. Dla nas do wypadku, to był tylko termin. Głębię poznaliśmy potem. Podobnie jest z integracją, która w praktyce znaczy bardzo dużo – mówi pan Roman.
Jak wspominają rodzice Wiktora, dla ich syna najlepszym czasem był ten w gimnazjum a potem w liceum. Tam chłopak naprawdę uczył się i rozwijał.
?????
Osoby z uszkodzonym płatem czołowym nazywane są „czółkowcami”. Wiktor ma zmienne nastroje, zmieniło się jego nastawienie do rodziny, do znajomych. Jak podkreślają rodzice, raz jest skupiony na sobie lecz często pojawiają niekontrolowane wybuchy złości i agresywne zachowania.
Wiktor sam siebie postrzega, jako anozognostyka (anozognozja to zaburzenia neurologiczne, polegające na niezdolności zdania sobie sprawy z własnej choroby – przyp. red.). Uważa, że jest całkowicie zdrowy. Sprawia to duży problem rodzicom, rehabilitantom, jak i opiekunom w ośrodku. Wix nie chcąc przyjąć wyciągniętej pomocnej dłoni, utrudnia życie nie tylko rodzicom czy przyjaznym mu ludziom, ale przede wszystkim sobie. Często trzeba stosować małe podstępy, choćby podczas ćwiczeń rehabilitacyjnych
Państwo Kubiczowie są wierzącymi ludźmi, nigdy nie mieli pretensji do Boga o to, co się wydarzyło w tamto niedzielne popołudnie.
– Doszliśmy wspólnie do takiego wniosku, analizując wypadek na wszystkie strony, szukając odpowiedzi, by nie zwariować, że tak naprawdę to Wiktora „coś” goniło. On wiele razy, a to złamał rękę, a to rozbił głowę, zdarzały mu się mini wypadki. To „coś” na niego czyhało. Przecież ten człowiek mógł wjechać we mnie… – opowiada pani Anna. – Każdy miał taką samą szansę, szliśmy przecież wszyscy czworo…
– A Wiktor? Wiktor czasami idzie do kościoła po to, by prosić Boga o ładną pogodę, ale czasami jest to negatywne nastawienie w stylu, czemuś mi to Panie Boże zrobił – mówią rodzicie chłopca.
– Najgorzej jest rano… Po przebudzeniu z pokoju Wiktora słychać „ryk”, jak zranionego zwierzęcia. Tak jakby każdego dnia budził się z nadzieją, że wszystko co się zdarzyło, to zły sen. Rzeczywistość jest inna. Budzi się i uświadamia sobie, że nic się nie zmieniło – dodaje pani Anna.- Widać i słychać ogromną niemoc naszego syna.
W stanach wzburzenia „czółkowcy” przeklinają. Nie jest to przez nich kontrolowane. Wręcz nie wiedzą, co się wydarzyło. Reakcja słowna jest działaniem w afekcie, osoby znające historię Wiktora wiedzą, jak się zachować. Gdzieś na ulicy, może ono budzić zdziwienie.
– To nie jest usprawiedliwianie naszego syna. Tak się po prostu dzieje i jest to skutkiem wypadku – mówi pan Roman. – Przy Wiktorze trzeba być jak saper. Nigdy nie wiadomo, jaki ruch, czynność czy słowo pobudzą jego zachowanie.
?????
Sprawca wypadku już nie mieszka w Polsce. Czy po trzynastu latach można mu wybaczyć?
– Ja nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Nie chcę tego człowieka znać, po prostu – mówi pani Ania.
– Na mnie samo spłynęło takie wybawienie. Przez dwa, trzy tygodnie telepało mną tam, w Krakowie. Czułem w sobie potworną wściekłość na sprawcę. Szarpałem się sam ze sobą – dodaje pan Roman. – Bardzo często przebywałem w kaplicy znajdującej się w szpitalu. Po jakimś czasie ta wściekłość minęła.
Sprawca nigdy nie powiedział przepraszam, nigdy nie zapukał do drzwi mieszkania państwa Kubiczów.
Sławomir M. został skazany na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Prawo jazdy zostało mu odebrane na 10 lat. Sąd sam z siebie nałożył na sprawcę tzw. nawiązkę, od której mężczyzna się odwołał argumentując, że jest młody, chce iść na studia. Użył argumentów, które przecież dotyczyły również Wiktora. Sąd nie uwzględnił jego wniosku. Zadośćuczynienie za mężczyznę spłacił jego ojciec.
?????
– A gdyby tak cofnąć czas? Gdyby państwo mogli coś zmienić?
– Gdyby można było cofnąć czas? To chyba poszlibyśmy inną drogą – mówi pan Roman.
– Tak, gdyby można było, poszlibyśmy inną drogą, albo w ogóle… Tym bardziej że ja nie chciałam wtedy wychodzić – dodaje pani Ania.
– Ale może wydarzyłoby się coś innego…? – dywaguje pan Roman.
– Od tamtej pory nie planujemy – mówi pani Anna. – Szczególnie spacerów.
– Jakie studia kończyłby teraz Wiktor?
– Pewnie byłby programistą, informatykiem…
– Ma kumpli?
– Koledzy z byłej klasy są na u, Wiktor ich pyta co u nich, oni zawsze odpowiadają. A tak, to ma znajomych z ośrodka.
– Pewnie spotkałbym tę jedyną. Pogodzili się państwo…?
– Z tym, że nie będziemy dziadkami od strony Wiktora? Tak…
– Że on tego szczęścia osobistego nie osiągnie?
– Jest to bardzo przykre… Tak… Jesteśmy świadomi, że Wiktor jest dojrzałym mężczyzną, że ma potrzeby takie, jak dorosły mężczyzna. Ale to jest nieosiągalne.
– Pewnie częściej by się uśmiechał, a mniej złościł? Jak państwo odpowiedzą na pytanie dotyczące tych emocji Wiktora?
– Po połowie… On we wszystkim szuka zabawy i się raduje. Rozśmieszają go filmy, sytuacje. Nie pojmuje abstrakcji, musi być konkret, wtedy się nie denerwuje. I jeszcze jedno… Wiktor od trzynastu lat nie uronił ani jednej łzy… Kiedyś płakał, teraz nie potrafi. Ani z niemocy, ani ze wzruszenia, ani z bólu.
?????
Anna i Roman są świadomi tego, że kiedyś ich zabraknie i za jakiś czas muszą szukać miejsca, gdzie Wiktor znajdzie pomoc. Dobry dom, gdzie nie spotkają go przykrości, gdzie będą dobrzy ludzie. Na teraz oni dają mu wszystko, co jest namiastką normalnego życia.
?????
Wiktor wciąż potrzebuje pomocy. Rehabilitacji nie można zaprzestać, gdyż wtedy w życiu tego młodego mężczyzny, który miał mnóstwo planów, nastąpi regres i wszystko, co swoją ciężką pracą i bólem osiągnął zostanie zaprzepaszczone. Jest podopiecznym Fundacji Anny Dymnej „ Mimo Wszystko” . Chcąc przekazać dla Wiktora 1 % podatku należy w zeznaniu podatkowym w odpowiedniej rubryce wpisać nr KRS 0000174486 i podać jako cel szczegółowy – WIKTOR KUBICZA. Aby przekazać darowiznę na subkonto Wiktora prowadzone w w/w Fundacji należy także podać jej cel i hasło: „WIKTOR KUBICZA”. Nr konta 65 1090 1665 0000 0001 0373 7343.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry