Getting your Trinity Audio player ready...
|
Kolejna rodzina, o której piszemy GAZECIE, ma przeszłość związaną z tragicznymi losami Polski. Opowiedział nam o niej jej członek, Mirosław Kiełek, starachowicki lekarz. Żeby poznać historię rodu musimy cofnąć się do początków XX wieku…
Każdy sprzeciw wobec okupanta związany jest z tragicznymi losami rodzin. Takie zachowanie wobec wrogich rządów związane jest również z dziejami starachowickiej rodziny Nowakowskich i Kiełków. A sięga aż rozbiorów…
Zarówno Ignacy Kiełek, jak i jego przyjaciel Marceli Nowakowski należeli do tajnej, antyrosyjskiej organizacji działającej na terenie ziemi kieleckiej. W 1912 roku w Brodach Iłżeckich, członkowie tego stowarzyszenia starli się z żołnierzami rosyjskimi. Kilku Rosjan w wyniku poniesionych ran zginęło. Po tym wydarzeniu obaj dziadkowie Mirosława Kiełka zostali skazani na karę śmierci. Znajomi z tajnej organizacji postanowili pomóc swoim współtowarzyszom i zaoferowali pomoc z ucieczce za granicę. Nowakowscy i Kiełkowie losowali między sobą bilety do dwóch, odległych od siebie miejsc. Rodzina Ignacego wylosowała bilety do Stanów Zjednoczonych, a Marcelego na Wschód. Jednak Helena Kiełek, żona Ignacego, nie zgodziła się na wyprawę za ocean i wraz z rodziną Nowakowskich wybrała kierunek wschodni. Wyjechała tam z dwójką swoich młodszych dzieci. Najstarszy syn Heleny i Ignacego – Marian pozostał w Kielcach pod opieką babci. To, że matka nie zabrała go ze sobą, uchroniło go przed śmiercią, gdyż dwoje młodszych dzieci zmarło na tyfus podczas podróży. Ignacy Kiełek wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Przez pewien okres przysyłał jeszcze do swojej żony listy ponaglające, aby ta jak najszybciej przypłynęła do Ameryki, jednak Helena, przygnębiona śmiercią dzieci i świadoma tego, że w Kielcach pozostała najstarsza pociecha, nie zdecydowała się na tak daleką emigrację. Po kilku listach kontakt z Ignacym się urwał.
Helena Kiełek wraz z Michaliną Nowakowską na obczyźnie prowadziły schronisko. W 1917 roku podczas rewolucji październikowej Marceli Nowakowski, ze względu na swoje pochodzenie i wykształcenie, dostaje kolejny wyrok śmierci. Rodzina Nowakowskich znowu musi uciekać. Postanawiają, mimo ryzyka, wrócić do Polski, do Starachowic. Już podczas pobytu na Wschodzie, Marceli i Michalina otoczyli Helenę Kiełek swoją opieką, dlatego i ona wraca z nimi do kraju. Nowakowski rozpoczyna pracę w fabryce. W 1919 roku w wyniku choroby umiera Michalina, Marceli żeni się powtórnie. Helena, która do końca swych dni będzie sama, po powrocie do Polski, po długim rozstaniu, wreszcie mogła przytulić swojego syna Mariana…
Przyjaźń między rodzinami Nowakowskich i Kiełków rozwijała się, a między ich dziećmi narodziła się miłość. W 1930 roku Marian ożenił się z Eugenią, córką Marcelego i Michaliny. Na świat po kolei przychodziły: Katarzyna, a rok później Maria. Natomiast Mirosław Kiełek urodził się już w czasie II wojny światowej, w 1940 roku.
– Nie pamiętam mojego taty – wspomina pan Mirosław. – Po wybuchu wojny ojciec wstąpił do partyzantki i by nie narażać rodziny na niebezpieczeństwo, w domu był sporadycznym gościem. Odwiedzał nas w nocy.
Doktor Kiełek nie pamięta ojca. Marian zmarł od kul hitlerowskich w sierpniu 1941 roku, gdy jego syn miał rok i osiem miesięcy. Ze wspomnień matki i sióstr wiedział, że ojciec był ekonomistą, który przed wojną pracował w zakładach zbrojeniowych w Starachowicach. Po zbrojnej napaści wojsk hitlerowskich na nasz kraj, Marian Kiełek był żołnierzem, członkiem Związku Walki Zbrojnej, dowódcą V plutonu. Zmarł w kościele parafialnym w Waśniowie.
Eugenia Kiełek została sama z trójką małych dzieci. Pracowała, by móc utrzymać dom i dzieci. Mogła też liczyć na pomoc partyzantów, którzy młodej wdowie przynosili jedzenie czy ubrania.
– W czasie wojny, u nas, w domu na Majówce, odbywało się tajne nauczanie. Uczęszczały na nie moje dwie siostry – opowiada Mirosław Kiełek. – Dlatego po wojnie, w ciągu następnych dwóch lat Katarzyna i Maria mogły przystąpić do matury.
Po wojnie nie poprawił się byt rodziny Kiełków. Choć Marian Kiełek zginął tragicznie w walce o wolność ojczyzny, nowe władze nie chciały przyznać Eugenii renty rodzinnej, która pozwoliłaby poprawić byt rodziny. Dlaczego? Bo historia jest okrutna…
– W piśmie napisane było, że ojciec nie walczył za Polskę Ludową – mówi pan Mirosław.
– W domu była nędza. Choć matka pracowała w biurze, to jej pensja nie wystarczała na wyżywienie dzieci, utrzymanie domu czy nasze kształcenie.
Marian Kiełek został zrehabilitowany w trakcie tzw. odwilży, w 1957 roku.
– Ojca bardzo mi brakowało, mimo że byłem ukochanym synkiem mamy – opowiada pan Mirosław. – Jednak, jako chłopak potrzebowałem i rozmów i porad mężczyzny. Wiadomo, że rolę takiego męskiego przewodnika przejął dziadek Nowakowski, jednak on zmarł kiedy ja miałem 13 lat, w 1953 roku. A przecież wtedy chłopakowi jest to męskie wsparcie najbardziej potrzebne…
Babcia Helena Kiełek zmarła w 1963 roku. Natomiast pani Eugenia do końca swoich dni mieszkała w domu na Majówce. Dożyła sędziwego wieku, 92 lat. Zmarła w 1999 roku.
Katarzyna i Maria po wojnie były nastoletnimi dziewczętami, planowały swoją przyszłość. Mimo kłopotów finansowych, obie postanowiły dostać się i skończyć studia. Najstarsza siostra pana Mirosława, Katarzyna, zdała do Wyższej Szkoły Muzycznej we Wrocławiu, druga z sióstr – Maria wybrała stomatologię, również we Wrocławiu. W tym mieście medycynę studiował również Mirosław. Cała trójka po studiach wróciła do Starachowic.
Katarzyna ze swoim mężem Wiesławem Gruszeckim, po powrocie do naszego miasta, początkowo mieszkała u matki, pani Eugenii. Gdy Gruszecki awansował na dyrektora zostało im przydzielone mieszkanie, gdzie Katarzyna zamieszkała wraz z małżonkiem. Gruszeccy poznali się podczas nauki w szkole średniej w Starachowicach. Już wtedy sympatyzowali ze sobą. Wiesław Gruszecki był dyrektorem naczelnym Fabryki Samochodów Ciężarowych FSC. Pani Katarzyna dawała lekcje muzyki. Byli rodzicami Basi i Piotra. Pani Katarzyna zmarła w 1971 roku, w wieku 41 lat. Jak wspomina jej brat Mirosław, to właśnie ona scalała rodzinę. Po jakimś czasie od śmierci żony, Wiesław po raz drugi się ożenił.
Wiesław Gruszecki został dyrektorem fabryki w Jelczu, po czym rodzina zamieszkała we Wrocławiu. Tam szwagier pana Mirosława zmarł.
Maria została żoną Erazma Dembickiego, również medyka. Poznali się podczas studiów we Wrocławiu. Oni również powrócili po studiach do Starachowic, gdzie rozpoczęli praktykę stomatologiczną. Na świat przyszła ich jedyna córka, Katarzyna, która również jest medykiem. Jest neurologiem, pracuje w starachowickim szpitalu powiatowym. Doktor Maria Dembicka zmarła w 2004 roku. Jej mąż, doktor Erazm Dembicki przeżył żonę o 10 lat. Zmarł w 2014 roku. Oboje byli społecznikami działającymi w naszym mieście.
Do rodzinnego miasta powrócił również Mirosław ze swoją żoną, pochodzącą z Sosnowca panią Ewą z domu Prauza. Doktor Kiełek swoją przyszłą żonę poznał również podczas studiów we Wrocławiu.
– Żonę poznałem na czwartym roku – wspomina pan Mirosław. – Można powiedzieć, że od piątego roku to już była wielka miłość, a i wielka przyjaźń. Po studiach przyjechaliśmy do Starachowic, zamieszkaliśmy w moim rodzinnym domu.
Ewa i Mirosław pobrali się w 1965 roku. Młode małżeństwo rozpoczyna swoją pracę, jako lekarze. W 1966 roku rodzi się ich pierwszy syn, Piotr. Michał, drugi z synów państwa Kiełków, na świat przychodzi w 1968 roku.
– Pracowałem w przemysłowej, przyzakładowej przychodni FSC. W szpitalu na ginekologii nie było etatu. Dopiero po pięciu latach, gdy zdałem pierwszy etap specjalizacji, dostałem etat szpitalny. I od tamtego czasu, od roku 1971 do 2004, pracowałem w starachowickiej lecznicy – opowiada pan Mirosław. – Ewa rozpoczęła specjalizację na okulistyce w naszym szpitalu.
Pan Mirosław z uśmiechem wspomina fakt, jak jego żona jako pierwsza robiła kolejne specjalizacje w medycynie. Małżeństwo było również zaangażowane w działalność związków zawodowych.
Kiełkowie po zamieszkaniu w Starachowicach i rozpoczęciu pracy zyskali tu bardzo dużą przychylność, zarówno środowiska lekarskiego, jak i pacjentów.
Między lekarzami zrodziła się ogromna przyjaźń, wspólnie spędzali czas, co pan Mirosław wspomina z ogromnym sentymentem.
Synowie pani Ewy i pana Mirosława po maturze wybrali kompletnie różniące się od siebie kierunki studiów. Piotr poszedł drogą rodziców i wybrał medycynę. Dziś jest specjalistą chorób wewnętrznych, zastępcą ordynatora w Olecku. Jego żona, Teresa jest również lekarzem. Mają trójkę dzieci: Zuzannę, Agatę i Filipa. Młodszy z synów państwa Kiełków, Michał, jest prokuratorem w Instytucie Pamięci Narodowej w Kielcach. Żona Michała jest nauczycielką angielskiego. Mają córkę Dominikę.
– Synowie sami wybrali sobie kierunki studiów, myśmy nie ingerowali, jedynie służyli poradami – mówi pan Mirosław. – Ale np. Piotr od początku interesował się medycyną. Z tą różnicą, że on studiował nie we Wrocławiu, jak my, tylko w Katowicach. Michał wybrał i studiował prawo w Lublinie.
W 1990 roku doktor Ewa Kiełek wystartowała w wyborach samorządowych, zdobyła ogromną ilość głosów i została pierwszą wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej w Starachowicach. Radną była przez dwie kadencje. Bardzo udzielała się społecznie, była m.in. wnioskodawczynią utworzenia oddziału kardiologii w starachowickim szpitalu.
Zanim została radną, doktor Ewa Kiełek w 1986 roku stoczyła walkę z chorobą nowotworową.
– Nie poddawała się nigdy, działała do końca. Oczywiste było, że chciała się leczyć i walczyć, ale jednocześnie nie chciała rezygnować z tego, co miała do zrobienia, czy jeszcze do zobaczenia – wspomina Mirosław Kiełek.
Doktor Ewa drugiego rzutu choroby nie przeżyła, zmarła w 1999 roku mając zaledwie 59 lat.
. . .
– Losy pana rodziny przeplatają się z okrutną historią naszego kraju…
– Najgorszymi okresami w historii mojej rodziny były wojny i to, co z nimi było związane – mówi Mirosław Kiełek. – Wojny zabierały życie mężczyznom w mojej rodzinie. Wpędzały w nędzę. Zabierały nam stabilność dnia codziennego, godne życie. A potem? A potem przyszła upragniona wolność i okazało się, że moja rodzina nie do końca mogła się nią cieszyć. To, jak potraktowano mojego ojca, było okrucieństwem.
Doktor Mirosław Kiełek ze smutkiem wspomina, że ogromne piętno na jego rodzinie odcisnęły również choroby…
– Zabrały one najlepsze osoby, jakie były w mojej rodzinie – mówi.
. . .
Doktor Mirosław Kiełek jest teraz seniorem rodu. Wciąż jest czynny zawodowo, przyjmuje pacjentki w dwóch przychodniach. Działa też w Towarzystwie Przyjaciół Starachowic. Wciąż mieszka w domu, w którym mieszkał ze swoją ukochaną żoną i w którym wychowywali się jego synowie. Jak sam mówi, choć jego rodzina rozjechała się po całej Polsce, to oczywiste są spotkania rodzinne. Dzieci Katarzyny zjeżdżają do Starachowic na grób swojej matki. Piotr, syn Mirosława i Ewy przyjeżdża do naszego miasta z Suwalszczyzny. Natomiast Michał, jak i Katarzyna, córka Marii i Erazma są na miejscu.
– Jestem obecnie najstarszym w rodzinie, do niedawna był Erazm, teraz jestem ja – mówi doktor Mirosław Kiełek. – Jest taki zwyczaj, że w Wigilię najstarszy czyta Ewangelię. W momencie kiedy Erazma zabrakło, tę rolę przejąłem ja. I mam nadzieję, że jeszcze trochę tych Ewangelii będę mógł przeczytać przy wigilijnym stole…