Getting your Trinity Audio player ready...
|
60 kierowców żąda podwyżki płac do 3,5 tys. zł brutto podstawowej pensji. Przewodniczący związków zawodowych powiedział wprost: jeżeli się nie dogadamy z prezesem i władzami, będzie strajk załogi pokładowej MZK w Starachowicach. Sytuacja okazała się na tyle poważna, że w magistracie zebrał się sztab kryzysowy.
– Rozmawialiśmy z przedstawicielami związków zawodowych, bo jest to grupa, która reprezentuje załogę kierowców i już wiem, że za tą chorowitością przemawia próba rozpoczęcia nowych negocjacji związanych z kwestiami płacowymi kierowców – mówił na zwołanej konferencji prasowej Jerzy Miśkiewicz, wiceprezydent miasta.
– 3,5 tys. złotych – takiej kwoty oczekują kierowcy, a ja będę chciał się dowiedzieć, w wyniku jakiej kalkulacji wzięła się taka kwota i jakie są jej pochodne. Miasto do 7 mln złotych, które dopłaca do MZK, aby mogło funkcjonować, przy takiej proponowanej kwocie wynagrodzeń musiałoby wyasygnować w tej chwili dodatkowo 1 milion złotych. Taka kwota jest nierealna, jeśli chodzi o kondycję finansową przedsiębiorstwa. Przybliżamy naszą ofertę z podwyższaniem pensji, ale w formie powiązanej z pewnymi oszczędnościami w firmie, które mogą zostać podzielone wśród załogi na podwyższenie pensji o powiedział zastępca prezydenta miasta Jerzy Miśkiewicz po spotkaniu z przedstawicielami kierowców.
Ze względu na ograniczoną kadrę kierowców wprowadzono na ten czas ograniczony rozkład jazdy autobusów, kursują jak w soboty.
– Jest nam niezmiernie przykro, że musiało dojść do takiej sytuacji jak utrudnienia w kursowaniu autobusów w naszym mieście, za co przepraszamy. Rozmowy i pisma kierowane zarówno do prezydenta miasta jak i prezesa spółki nie przynoszą żadnych efektów. Nasze zarobki są drastycznie niskie, z roku na rok coraz niższe – doskonale widać to w corocznym zeznaniu podatkowym. Zabierane nam są dodatki do wynagrodzenia. Wynagrodzenie zasadnicze kierowcy autobusu wynosi 11,60 zł brutto za godzinę pracy, czyli 1948,80 zł brutto miesięcznie, a od 1 stycznia 2018 r. płaca minimalna dla osób pracujących na podstawie umowy o pracę wynosi 2100 zł brutto. Resztę wynagrodzenia stanowią dodatki za godziny nadliczbowe, pracę w porze nocnej, przerywany czas pracy oraz marża od sprzedaży biletów – czytamy w przesłanym GAZECIE oświadczeniu kierowców MZK.
Kolejny dzień rozmów przyniósł odrobinę nadziei na rozwiązanie konfliktu.
– Zaczęliśmy rozmawiać językiem, który przybliża do porozumienia. Początek był bojowy, jak każde negocjacje. Jutro spotykamy się ponownie– powiedział po spotkaniu z przedstawicielami kierowców Miejskiego Zakładu Komunikacji, zastępca prezydenta miasta Jerzy Miśkiewicz.
– Zaproponowaliśmy od 1 września br. trzy grupy zaszeregowań dla kierowców. Głównym czynnikiem będzie staż pracy, ponadto mobilność kierowców, chęć do pracy, jakość pracy, bezwypadkowość, brak zażaleń mieszkańców. Pierwsza – 2250 zł brutto + 10% premii + nadgodziny, czas za pracę w niedzielę, godziny nocne. Druga – 2350 zł brutto + 10% premii + wszystkie dodatki za nadgodziny. Trzecia – 2550 zł brutto + 10% premii – to była nasza propozycja powiedział prezes MZK Marek Staniak.
– Decyzje o dalszej współpracy z firmą muszą podjąć wszyscy. Teraz to nie jest forma protestu, ludzie są chorzy i koniec. Ze strony Urzędu Miejskiego padły stawki, tyle że nas niezadowalające. Rozmowy nie są dokończone, jeszcze zobaczymy co będzie dalej – powiedzieli po rozmowach przedstawiciele kierowców MZK.
Negocjacje wciąż trwają.
– Cały czas jesteśmy w toku rozmów, chcemy indywidualnie dotrzeć i możliwie spotkać się z załogą większej ilości, a jest to możliwe tylko w niedzielę. Na te chwilę wspólnie umówiliśmy się 12 sierpnia br. na godzinę 18.00 – powiedział Gazecie w czwartek 9 sierpnia Jerzy Miśkiewicz, wiceprezydent miasta.
Głos zabrał również, przebywający na urlopie, prezydent Marek Materek.
– Postulaty kierowców są słuszne, każdy z nich wykonuje odpowiedzialną pracę i powinien otrzymywać za nią godziwe wynagrodzenie. (…) Podjąłem ryzykowną decyzję, próbę ratowania spółki. Robiłem to przede wszystkim z myślą o jej wieloletnich pracownikach, ale również o pasażerach – mieszkańcach Starachowic, przywiązanych do miejskiego przewoźnika (…) Gdyby nie kredyty zaciągnięte w latach ubiegłych, które spółka musi spłacić – wystarczyłoby na spełnienie oczekiwań płacowych kierowców. To, że sytuacja stała się lepsza nie oznacza, że spółka może pozwolić sobie na zaprzestanie regulowania innych zobowiązań, w tym spłaty kredytu. Wspólnymi siłami udało nam się ustabilizować sytuację ekonomiczną MZK. Obecnie najbardziej przykry jest fakt, że pracownicy nie doceniają prób ratowania spółki i w zamian za podjęte działania, również w ich interesie, fundują olbrzymie problemy pasażerom MZK. To jest droga donikąd. Spółka może nie przetrwać kolejnego kryzysu, mieszkańcy stracą miejskiego przewoźnika, a pracownicy swoje stałe miejsca pracy. Firma nie utrzymuje się ze sprzedaży biletów, ale przede wszystkim z dotacji od Gminy, która z roku na rok jest coraz większa. Pochodzi ona z podatków płaconych przez wszystkich mieszkańców, także tych, którzy nie są i nigdy nie byli pasażerami transportu publicznego. Docierają do mnie sygnały, że szantaż z pasażerami w tle jest związany ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi i informacją o pozyskanych środkach unijnych na transport publiczny. Dlatego wyjaśniam, że niezależnie od tego, czy wybory są blisko czy daleko nigdy nie pozwolę na to, aby miasto było szantażowane przez jakąkolwiek grupę – czytamy w wypowiedzi prezydenta Marka Materka, przesłanej GAZECIE.
Czy pomoże to w niedzielnych (12 sierpnia) rozmowach?