Getting your Trinity Audio player ready...
|
– To nie jest gra na propozycje, zależy nam porozumieniu – przekonuje Stanisław Ziętkiewicz, kierownik zakładu MAN Bus w Starachowicach i sugeruje, że zwolnień 260 osób można było uniknąć, gdyby związki zgodziły się na zaproponowany przez firmę kompromis. Do tego jednak nie doszło. Nie było żadnej solidarności z tymi, którzy stracili pracę, twierdzi kierownik. Ci ludzie zostali oddani praktycznie bez walki, mimo że wielu nie miało szans na zasiłek…
Mocne, a momentami także i gorzkie słowa padały w piątek na konferencji w MAN-ie, gdzie od ponad roku prowadzone są negocjacje w sprawie podwyżek, a także uelastycznienia czasu pracy. I jak na razie bez rezultatu. Związki nie chcą się zgodzić na warunki zarządu, domagając się więcej, bo – jak przekonują – wyniki zakładu były w tym roku lepsze. Kierujący zakładem Stanisław Ziętkiewicz stanowczo temu zaprzecza.
– Nie jest prawdą, że mieliśmy więcej zamówień. Było ich tyle, co w zeszłym roku. Nie mamy pracy dla ludzi, a styczeń, luty, marzec i kwiecień to dla nas wielki kłopot. Bo na początku roku nie ma zamówień. Dlatego między innymi zaproponowaliśmy związkom wyjście z tej sytuacji, podobne jak w większości zakładów na świecie, które działają w przemyśle samochodowym, czyli elastyczny czas pracy – podkreśla S. Ziętkiewicz.
– To co zaproponowaliśmy załodze, opiera się na istniejącym porządku prawnym – przekonuje Ziętkiewicz. Chodzi o nowy sposób rozliczania czasu pracy, tak aby w okresie, kiedy jej nie ma, powstawał bank nadgodzin.
– Zweryfikowaliśmy swoje poprzednie stanowisko, zbliżając się do tego, co jeszcze niedawno proponowały związki. W zamian za wprowadzenie pewnych rozwiązań, proponujemy ekwiwalenty pieniężne.
Jak by to miało wyglądać?
– W tej chwili maksymalny okres rozliczeniowy może wynosić cztery miesiące. Ze względu na to, że pierwszy kwartał jest dla nas najbardziej krytycznym okresem w roku, gdzie nie ma praktycznie żadnych zamówień, zaproponowaliśmy pracownikom, żeby inaczej poukładać okresy rozliczeniowe – tłumaczy Kinga Włoskowicz, kierownik Wydziału Personalnego w MAN Bus w Starachowicach.
Pierwszy obejmowałoby dwa miesiące. W styczniu pracownicy skorzystaliby z dziewięciodniowego urlopu wypoczynkowego w zamian za co otrzymaliby ekwiwalent pieniężny, płatny jeszcze w tym roku. Zakład w tym czasie byłby zamknięty. Pracownicy otrzymywaliby pensję na tym samym poziomie, ze wszystkimi premiami i dodatkami, mówiła K. Włoskowicz.
W następnym okresie, obejmującym marzec, kwiecień maj oraz czerwiec, istnieje zagrożenie, że mogą wystąpić dni bez produkcji, zwłaszcza w dwóch pierwszych. Zarzadzający proponują, by można byłoby je odrobić w maju i w czerwcu, gdy program produkcyjny jest zazwyczaj większy. W okresie letnim (lipiec- wrzesień) zachęca natomiast pracowników do skorzystania z urlopów.
– Zdajemy sobie sprawę, że każdy chciałby spędzić dwa tygodnie z rodziną. Dlatego proponujemy pięć dni urlopu oraz kolejne pięć, które mogliby odpracować w soboty przed przerwą, albo częściowo po niej – wyjaśnia K. Włoskowicz.
Także między świętami a Nowym Rokiem, przez cztery dni mieliby nie przychodzić do pracy.
– Jest to próba uelastycznienia tej sytuacji, która nie ma nic wspólnego z elastycznym czasem pracy na bazie ustawy o łagodzeniu skutków kryzysu – przekonuje kierownik, dodając, że taką właśnie propozycję przedstawił na ostatnim spotkaniu związkowcom. Na odpowiedź czekał w ubiegły piątek.
– Dwa związki zawodowe, które działają w zakładzie, faktycznie jej udzieliły i po pewnych kosmetycznych poprawkach daje ona szanse na porozumienie. „Solidarność” natomiast odrzuciła tę propozycję, proponując rzeczy nie do zrealizowania – twierdzi Ziętkiewicz.
Na temat szczegółów nie chciał się jednak wypowiadać, tłumacząc to dobrem negocjacji.
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że ta płaszczyzna nie daje szansy porozumienia – stwierdził na konferencji, nie kryjąc, że komplikuje to sprawę.
– Jesteśmy gotowi usiąść do stołu i zaraz po aprobacie tych propozycji rozmawiać o następnych latach. Brak takiej rozmowy blokuje dalsze działania i nasi pracownicy co miesiąc tracą – przekonywał kierownik, dodając, że była to już szósta propozycja ze strony zakładu, bardzo zbliżona do tego, co na początku proponował ich partner.
– Wydawało się, że osiągnęliśmy to, o czym rozmawialiśmy, ale żądania rosną, co jest dla mnie niezrozumiałe – mówi Ziętkiewicz. – Bo nic dobrego w gospodarce się przecież nie stało, nie ma wzrostu ekonomicznego, ani większej produkcji. Zależy nam na porozumieniu, ale pieniądze, które firma przeznacza na podniesienie standardu życia każdego pracownika powyżej poziomu inflacji, muszą być wypracowane. Nie chcemy być postrzegani jako ten zły i paskudny pracodawca – przekonuje Ziętkiewicz. – Ale nie mamy innego wyjścia, jak tylko przyjąć pracowników na czas określony. Zatrzymamy większą ilość osób, gdy będziemy mieć elastyczny czas pracy. Nie zwolniliśmy 400 osób, jak wszyscy straszyli, a 260, z którymi zawarliśmy umowy wiosną.
Podpisując je pracownicy byli informowani, że jest to praca najprawdopodobniej sezonowa, w większości do 30 listopada, jak zapewnia Kinga Włoskowicz. Chyba że nastąpiłaby zmiana programu produkcji na lepszy, albo udałoby się zawrzeć porozumienie ze związkami na temat innego sposobu rozliczania czasu pracy, mówił w uzupełnieniu Ziętkiewicz. Tego jednak zabrakło.
– Chciałbym, żeby ludzie byli zadowoleni przychodząc tutaj do pracy, bo tylko wtedy mogą rozwijać zakład. Jeśli przestaniemy to robić, skutki mogą być różne – mówi kierownik. – Produkcja, która tu w tej chwili, przyszła” do nas z Plauen, to była wielka walka. Wygraliśmy ją, bo koszty produkcji są u nas niższe. Ale w każdej chwili może się to zmienić. Balansujemy na linii, a taka sytuacja przedsiębiorstwu nie pomaga.
– W ludzkich głowach rozbudzono namiętności, że dostaną coś za nic. Obiecano im to. To nie my! – mówi stanowczo Ziętkiewicz. – Przychodzenie do pracy w sobotę to żadna przyjemność. Ale realia są jakie są. Gdybyśmy złożyli to wszystko razem i zestawili ze sprawiedliwością społeczną, to jak czuje się dziś te 260 osób, które nie mają już pracy? Ci ludzie zostali oddani bez walki. Wiemy, że są w trudnej sytuacji życiowej. W wielu przypadkach są to osoby, które nie pracowały rok czasu, a więc nie mają szans na zasiłek. Nikt o nich nie walczył. Reszta załogi po prostu oddała ich. A mogło być inaczej, gdyby udało się nam wprowadzić elastyczny czas pracy.
Czy byłaby szansa, żeby to wszystko jeszcze odwrócić?
– To już się stało – stwierdził kierownik. – Ale związki o to nie zapytały. To czy będziemy zatrudniać nowe osoby, zależy zawsze od programu produkcji. Na tę chwilę nie wiemy, jaki on będzie. Wszyscy słyszymy co dzieje się w Hiszpanii, Niemczech, Francji czy Włoszech, gdzie są przecież nasi odbiorcy. Jeśli zdarzy się katastrofa, będzie na pewno gorzej. Nie mogę obiecać nic ludziom, tylko dlatego by być popularnym. Muszę mieć na wypłatę dla tych, których zatrudniam. A te pieniądze biorą się przecież ze sprzedaży naszych produktów.
Jeśli będzie ona niższa, to i pieniędzy nie przybędzie.
Zarząd koncernu MAN zapowiedział wizytę w Starachowicach w najbliższych dniach.
– Zobaczymy, co otrzymamy od wszystkich związków. Na razie poprosiliśmy „Solidarność” o skonkretyzowanie postulatów – skonstatował S.Ziętkiewicz
Więcej wiadomo będzie w przyszłym tygodniu.