Zdrowiej jedzą w szkołach

Getting your Trinity Audio player ready...

Z początkiem września zaczęły obowiązywać przepisy, które zakazują sprzedaży w szkolnych sklepikach większości produktów, oferowanych do tej pory. Zmieniono też menu w stołówkach. Serwować można wyłącznie zdrową żywność.
Nowe przepisy budzą wiele wątpliwości, w części szkół są problemy ze stosowaniem nowych przepisów, a bywa też że dzieci odmawiają picia niesłodkich kompotów i jedzenia niesolonych potraw i przynoszą z domu cukier i  sól.Sklepiki na krawędziWprowadzone zmiany mają uczyć właściwych nawyków żywieniowych. Ze szkolnych sklepików miały zniknąć m.in. chipsy, batoniki, napoje energetyzujące. Miało być więcej owoców i warzyw, zdrowych kanapek bez majonezu, salami oraz mniej słodkich bułek. Tylko miało… bowiem ajenci w wielu starachowickich szkołach stanęli przed dylematem, czy sprzedając jabłka i wodę będą w stanie sklepik utrzymać. Zdecydowana większość odpowiedziała – nie.- W naszej szkole pani na jakiś czas zamknęła sklepik. Czekamy na listę produktów, które będzie można sprzedawać. Jesteśmy w trakcie dokształcania się – mówi wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 1, Jadwiga Kicińska.Sklepiku niema też w „jedenastce”.- Właściciel sklepiku zrezygnował, ponieważ finansowo by nie dał rady. Nie było sensu sprzedawania owoców, skoro w szkole dzieci otrzymują je za darmo – stwierdziła dyrektor placówki, Dorota Próchnicka.Od 1 września, przestał funkcjonować też w „trzynastce”. W Szkole Podstawowej nr 12 właściciel w prowadzeniu interesu zrobił sobie przerwę na rok.- Związana jest ze zmianami oraz z tym, że pan, który do tej pory prowadził sklepik, przeszedł na emeryturę. Być może działalność zostanie wznowiona w przyszłym roku szkolnym – prognozuje wicedyrektor SP nr 12, Bożena Królak.Sklepiku nigdy natomiast nie było w Szkole Podstawowej nr 6, w SP nr 10 nie istnieje od 10 lat, w  „dwójce” od 9, a w „dziewiątce” od 3. Nie ma ich też w starachowickich gimnazjach.- Na obecnym etapie mogliśmy sprzedawać tylko wodę mineralną. Nie ma tanich produktów, które sklepik mógłby zakupić, ponieważ są drogie. Środowisko mamy, jakie mamy i nie wszystkich byłoby na to stać – stwierdziła dyrektor Gimnazjum nr 1, Emilia Kornecka.W Gimnazjum nr 2 sklepik nie funkcjonuje od dwóch lat, natomiast te w Gimnazjum nr 3 i 4 zamknęły działalność z dniem 1 września.- Ajent zrezygnował. Nawet, gdy zaproponowałem mu symboliczna dzierżawę, po przeliczeniu, stwierdził, że te dozwolone artykuły nie gwarantują opłacalności prowadzenia sklepiku – powiedział Mirosław Gęborek, dyrektor Gimnazjum nr 3 w Starachowicach. – Przykro mi, bo funkcjonował tyle lat. Ktoś tego nie przemyślał. Druga strona medalu jest taka, że ludzie potracili pracę – mówi.Dyrektor „trójki” zadbał o to, by młodzież miała dostęp do zdrowej wody i na świetlicy zlecił zamontowanie agregatu.W szkołach średnich, oprócz III Liceum Ogólnokształcącego im. K.K. Baczyńskiego, sklepiki są otwarte, lecz nie wiadomo jak długo…- Perspektywy, które się kreują dążą do tego, że raczej sklepiku u nas też nie będzie – mówi dyrektor ZSZ nr 2, Grażyna Małecka. – Trochę szkoda, bo wszystko działało bardzo dobrze. W szkołach średnich młodzież jest dorosła i uważam, że sama ma prawo decydować o swoim odżywianiu. Pierwszą rzeczą, którą należałoby zrobić, to zmienić nawyki żywieniowe wszystkich Polaków, a później wprowadzać zmiany – stwierdziła.Sprzedawać można kanapki z pieczywa pełnoziarnistego lub razowego, z warzywami, z produktów zawierających co najmniej 70 proc. mięsa, z keczupem, który ma wystarczająco dużą zawartość pomidora, ale bez soli, sosów i majonezów, świeże i suszone warzywa oraz owoce, soki i koktajle owocowe, wodę mineralną, orzechy, natomiast np. herbatę słodzić można jedynie miodem.- Owoce były zawsze, kanapki też robiłam. Tutaj jest herbatka, kawa, ale nie zbożowa, bo młodzież chce się też normalnej napić. Może w szkole podstawowej, ale nie w liceum. Tutaj uczniowie mają po 18 lat i kto im zabroni picia kawy. Nawet kupiłam miód, żeby było czym słodzić – mówi właścicielka sklepiku w I LO.Uczniowie sobie radzą…Sklepiki powoli bankrutują a uczniowie radzą sobie z kupowaniem batonów czy napoi gazowanych. Po drodze do szkoły i w czasie przerwy zaopatrują się w ulubione produkty w okolicznych sklepach.- Chodzą do Biedronki i do Lidla – mówi pani ze sklepiku w „jedynce”. – Drzwi nie są zamykane. Dobrze by było, gdyby powiedzieli, żeby ograniczyć pewne rzeczy, a nie całkowicie zakazać sprzedawać. Prosiłam piekarza, aby piekł bułki, które są dopuszczone, to stwierdził, że nawet ten razowy chleb, który mają nie spełnia norm – mówi kobieta. – Zastanawiałam się, czy to zamknąć. Ale szkoda mi tego zostawić – stwierdza.- Zdrowa żywność jest okej, ale mogliby zrobić kilka wyjątków – mówi Weronika, uczennica z ZSZ nr 2 w Starachowicach. – Każdy potrzebuje czegoś na słodko i każdy na to zasługuje. Powinniśmy mieć wybór i sami decydować, czy chcemy jeść zdrowo, czy nie – uzupełniła.- Pomysł na zdrowe jedzenie jest jak najbardziej w porządku, ale czy szkoła to aby najlepsze na to miejsce? – zastanawia się Paulina z ZSZ nr 2. – Po wprowadzeniu do sklepików szkolnych samej zdrowej żywności, spowoduje to, że zostaną zamknięte, bo się nie będzie opłacało. Nie oszukujmy się, dziecko czy nastolatek, gdy dostanie pieniądze od rodziców na posiłek w szkole, wybierze marchewkę, która jest w sklepiku, czy chipsy lub batoniki, które są dostępne w innych sklepach detalicznych, które mija po drodze do szkoły? Słodycze jeść i tak będziemy. Jeśli nie kupimy ich w szkole, to zrobimy to w drodze do niej. Myślę że likwidacja tzw. śmieciowego jedzenia ze szkół mija się z celem – stwierdziła dziewczyna.Podobnego zdania jest również Asia z Zespołu Szkół Zawodowych nr 2.- Mamy prawo do wyboru i – moim zdaniem – nikt nie powinien nam narzucać, co mamy jeść. Kilka osób pewnie kupi zdrową żywność, ale znaczna większość nie. Organizm nastolatka potrzebuje małej słodyczy, by mógł lepiej funkcjonować – powiedziała Asia.Mniej smacznie na szkolnych stołówkachDo „innego” gotowania musiały przyzwyczaić się też szkolne kucharki.- Radzimy sobie nieźle. Zgodnie z rozporządzeniem nie solimy. Możemy jej używać tylko w procesie przygotowania – wyjaśnia Elżbieta Kornecka, intendent w Szkole Podstawowej nr 11 w Starachowicach. – U nas nigdy nie stały solniczki czy pieprzniczki na stołach. Teraz to jest wykluczone. Możemy używać też nie tej soli co dotychczas, tylko niskosodowej, której niestety koszt to 17 zł za kilogram – mówi. – Nie słodzimy. Moja stołówka w tej chwili wykorzystuje świeże owoce. Robimy kompoty z jabłek, ze śliwek, gruszek. Herbatę będziemy podawać zimą, gdy owoce będą mniej dostępne. Jeżeli nic się nie zmieni w tej kwestii, będziemy mogli ją dosładzać tylko miodem. Zawsze dbaliśmy o to, by były surówki ze świeżych warzyw. Zawsze do obiadu dodajemy owoce. Mamy ograniczać mięso wieprzowe i zastępować wołowym. Tak samo jest z bułkami drożdżowymi. Nie chodzi o ich wyeliminowanie, tylko ograniczenie. Zakaz dotyczy bezwzględnie majonezu. Dozwolony jest keczup, ale ten, który w 100 gramach zawiera 120 gramów pomidora. Jogurt jak najbardziej, tylko nie każdy. Taki, który w 100 gramach zawiera mniej niż 10 gramów cukru. Na rynku są dostępne dwa i nie są najtańsze – mówi E. Kornecka. – Zero vegety, kostek Knorra, koncentratów, które zawierają sól. Próbujemy się do tego dostosować. Raz w tygodniu tylko smażone, poza tym pieczone, duszone i gotowane. Raz w tygodniu ryba – wymienia Elżbieta Kornecka, intendent w Szkole Podstawowej nr 11 w  Starachowicach.- Trochę to wszystko straciło na smaku, ale dzięki twórczości kucharek obiady nadal są smaczne i  fajnie wyglądają – mówi dyrektor SP nr 2, Krystyna Karkocha. – Dzieciom bardzo brakuje ich ulubionych naleśników z dżemem. Zmiany powinny być wprowadzane stopniowo i nie tak drastyczne, ponieważ dzieci przyzwyczajone są do zupełnie innej kuchni – stwierdziła K. Karkocha.- Pierwszy tydzień był trudny. Dla dzieci były to zupełnie inne smaki, teraz powoli się przyzwyczajają – powiedziała wicedyrektor SP nr 13, Jolanta Misiewicz.Rewolucji, jak mówi dyrektor SP nr 9 Sławomir Jama, u nich w szkole nie było. Zmiany zaczęto wprowadzać już dużo wcześniej.- Sukcesywnie usuwaliśmy z jadłospisu te produkty, które naszym zdaniem nie powinny znaleźć się w  diecie dzieci. Myślę że uczniowie są zadowoleni. Ilość wydawanych obiadów nie spadła – stwierdził S. Jama.Sanepid, póki co, kar za nieprzestrzeganie rozporządzenia nie nakłada…- Jeśli przeprowadzamy kontrole w szkołach, są one informacyjne. Mówimy, jakie produkty należy stosować – poinformował Michał Erbel, kierownik Sekcji Higieny Żywności w starachowickim Sanepidzie.Będzie drożej?Rodzice muszą liczyć się z tym, że niebawem obiady w szkolnych stołówkach mogą zdrożeć.- Obawiamy się tego. Mamy osoby, które płacą za troje dzieci. Może to być dla nich finansowy cios – powiedziała intendentka z „jedenastki” i dodała, że jest zmuszona skierować pismo do prezydenta o zwiększenie stawki żywieniowej, na razie o 0,50 gr.- Szkoły do końca września miały przeprowadzić analizę finansową, czy dotychczasowa stawka żywieniowa wystarcza na tzw. wsad do kotła, czy jest potrzebne zwiększenie opłaty. Jeśli tak, to o ile. Nie była ona zmieniana od dłuższego czasu, a teraz nowe zasady żywienia mogą spowodować podniesienie kosztów jednostkowych. Tę decyzję podejmują dyrektorzy szkół, w porozumieniu z nami. Tu musimy współpracować z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, bowiem to ta instytucja w  ramach programu dożywiania finansuje większość obiadów w szkole. Musimy wiedzieć, czy jest na to przygotowana, by zmiany wprowadzić jeszcze w tym roku, czy dopiero od następnego. Myślę że w  październiku zapadnie decyzja – powiedział Włodzimierz Jedynak, kierownik Referatu Edukacji, Kultury, Sportu, Turystyki i Promocji Miasta.Z ostatniej chwili: – Wynegocjowałam z ministrem zdrowia powrót drożdżówek – powiedziała 1 października br, w „Kontrwywiadzie RMF FM” minister oświaty Joanna Kluzik-Rostkowska i dodała, że będzie jeszcze walczyła o to, by powróciła też kawa oraz by do szkolnych posiłków można było dodawać więcej soli.(J)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *