Nocny koszmar mieszkanek Jadownik

Getting your Trinity Audio player ready...

Sceny rodem z filmu sensacyjnego rozegrały się we wsi Jadowniki (gm. Pawłów). W niedzielę – 13 września br. nad ranem, pod jeden z tamtejszych domów zajechały trzy samochody, a w nich rośli mężczyźni, podobno obcokrajowcy, którzy nie wiedząc czemu zaczęli się głośno dobijać do właścicielki. Wystraszona schowała się z dziećmi i matką na piętrze.
Choć od wydarzeń minął już ponad tydzień kobieta nadal nie może się z tego otrząsnąć. Gdy o tym mówi, jest mocno zdenerwowana. Chce pozostać anonimowa.- Nadal nie wiemy kim oni byli i czego chcieli i – co gorsza – czy kiedyś znowu tu nie przyjadą – mówi roztrzęsiona kobieta, która kiedy do tego doszło była w domu jedynie z matką oraz wnukami.- To było coś okropnego. Spaliśmy wszyscy na górze, gdy nagle zrobiło się głośno. Pies zaczął szczekać, a potem zadzwonił dzwonek na dole. Noc była ciemna, nic nie widziałam. Do tego jeszcze ta mgła… Zaświeciłam więc światło. Z początku myślałam, że to ktoś znajomy. Powie mi po imieniu czy po nazwisku. Otworzyłam więc drzwi do pokoju i nasłuchiwałam. Nikt jednak się nie odezwał.Zamiast tego ktoś szarpał za klamkę, a potem zaczęło się mocne tłuczenie w blachę przy parapecie i  w furtkę. Do tego dziwne szemranie.- Przestraszyłyśmy się nie na żarty. Najpierw widziałyśmy dwóch facetów. Stali i szwargotali, jak nie po polsku. Przechodzili z jednej strony na drugą i świecili wciąż latarkami – opowiada kobieta. – Nie wiedziałyśmy z mamą, co mamy robić. Chciałam dzwonić po pomoc, ale telefon zostawiłam na dole i bałam się zejść… Od razu by zobaczyli, że jesteśmy w mieszkaniu. Schody na ganku są oświetlone. Widać by było jak schodzę – opowiada kobieta.- Obudziłyśmy dzieci, bo nie wiedziałyśmy, co będzie się działo. Pomyślałam, że w razie czego wyskoczymy na balkon i będziemy krzyczały. Może ktoś nas usłyszy… Nic innego nie przychodziło mi wtedy do głowy. Zaraz potem patrzymy, jak dwóch leci z „bateryjkami”, a na podjeździe zatrzymują się samochody. Były ich dwa, trzeci stał bardziej na rogu.Krzyki i dobijanie utrzymywały się przez godzinę.- Stali pod naszym domem. Sąsiad mówił, że były też dwie kobiety, które jako jedyne mówiły chyba po polsku. Do jednego zwracały się chyba Czarek – relacjonuje kobieta.- My nic nie widziały, cierpłyśmy tylko na górze. A kolana mi tak latały, że czuję je nawet dzisiaj – wtrąciła się do rozmowy seniorka.Z córką otworzyła drzwi balkonowe i nasłuchiwała. Po jakiejś godzinie przybysze wsiedli do samochodów i odjechali. Najpierw kilkanaście numerów na dół, a potem już całkiem. Na dworze widniało…- Jakby tak chcieli, to wszystkich by nas pozabijali. Wywlekli by nas z domu, bo żaden z sąsiadów nie reagował. Rano tylko pytali, czy mogłyśmy spać, bo było u nas tak głośno. Nikt jednak w nocy nie wyszedł, z  wyjątkiem sąsiada, który wyleciał z kołkiem do samochodu, gdy ten wjechał mu w ogrodzenie. Kiedy dobiegł do niego, kierowca zdążył zatrzasnąć się w środku. Nic nie mógł zrobić. Zapamiętał jedynie, że pojazd był duży i biały, na numerach ze Starachowic, które zaczynały się od dwóch 3. Nie wiem tylko dlaczego nie wezwał zaraz policji.Zrobiła to właścicielka, która – gdy tylko odgłosy ucichły – odważyła się zejść po telefon i  zadzwonić pod numer 112.- Innego nie pamiętałam. Miałam nadzieję, że ktoś nas przełączy albo wezwie do nas policję, a  usłyszałam od pani, że to pewnie sąsiedzi, którzy czegoś szukają i że jeśli się to powtórzy mam dzwonić znowu – mówi zbulwersowana mieszkanka.Rano zadzwoniła już na policję, prosząc o interwencję.- Nie wiem naprawdę, jakie mieli zamiary, ale nic nie zrobili. Sprawdziłam z mamą bardzo dokładnie. W ogródku tylko jest odcisk buta. Reszta jest nieruszona.- Nigdy coś podobnego tutaj się nie zdarzyło i dlaczego akurat na naszej posesji. Tyle domów jest w  okolicy – zachodzi w głowę kobieta.- Co oni chcieli? Nie mamy ani żadnych zatargów, ani też długów. Dzieci mieli my tylko małe…. Może je chcieli zabrać? – zastanawiała się matka. – Mogli wytłuc nam szyby, otworzyć drzwi i wejść do środka, szybko dzieci złapać? Zwłaszcza, że byłyśmy w tym czasie same… – opowiada kobieta.Kolejną noc poszły spać już do córki.- Bałyśmy się w nocy zostać tu same, gdyż z policji nikt się u nas nie zjawił. Może był patrol w  nocy, ale tego już nie wiem. W dzień nikt tu nie przyszedł.- Jak uciekł więzień, to przyjechały tu służby antyterrorystyczne i złapali go szybko, a teraz ? Nikt się nawet tu nie pokwapił – mówi ich krewny. – Teraz już wszyscy sąsiedzi wiedzą, ale strach nadal zostać tu w domu….O wyjaśnienie poprosiliśmy policję.- Nie mieliśmy żadnego zgłoszenia na numer alarmowy. Do komisariatu policji dodzwonił się członek rodziny, prawdopodobnie wuj. Policjant dokładnie o wszystko się go wypytał i przekazał sprawę dzielnicowemu. Ma on rozpoznać sytuację i rozpytać na okoliczność sąsiadów – powiedziała GAZECIE Monika Kalinowska – rzecznik prasowy KPP.Kiedy zamykaliśmy numer, żaden z funkcjonariuszy jeszcze do nich nie dotarł…(An)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *