Unia Europejska walczy z emisją CO2 poprzez zamykanie spalarni odpadów, które od lat stanowiły nieekologiczne źródło energii. System handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych nakłada na spalarnie opłaty za zanieczyszczanie środowiska. Przykład spalarni w Kopenhadze, choć przyciąga uwagę swoją nietypową funkcjonalnością, ukrywa problemy związane z niską ilością dostarczanych śmieci.

Spalarnie odpadów – kosztowna zmiana modelu konsumpcji

Getting your Trinity Audio player ready...

Śmieci to nie OZE, a szkodliwe skutki emisji CO2 w trakcie ich spalania nie różnią się od spalania węgla – tak brzmi stanowisko Unii Europejskiej w sprawie spalarni odpadów. Po ponad 100 latach funkcjonowania tego typu instalacji (w samej UE jest ich prawie 500!), kraje rozwinięte odchodzą od tej przestarzałej technologii w kierunku bardziej zielo

Spalarnie odpadów komunalnych zostały włączone do systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych. Oznacza to, że od 2026 r. będą musiały płacić za zanieczyszczanie środowiska.
System “handlu emisjami” (ETS) kieruje się logiką: za zanieczyszczenie płaci zanieczyszczający. Konieczność ponoszenia takich kosztów ma zmobilizować państwa członkowskie do inwestycji w technologie przyjazne dla klimatu.
Kopenhaga – nie taka zielona
Zwolennicy spalarni, w tym międzynarodowy lobbysta: Konfederacja Europejskich Zakładów Przetwarzania Odpadów na Energię (CEWEP) lubią podawać przykład Kopenhagi i jej słynnego CopeHill: spalarni śmieci, która jest jednocześnie stokiem narciarskim, torem saneczkowym i ścianą wspinaczkową. I to w centrum stolicy Danii!
Już kilka lat temu duńska gazeta Finans ujawniła kulisy negocjacji prowadzonych w Kopenhadze w 2012 r. przez inwestora, firmę ARC i lokalny samorząd. Po pierwotnym odrzuceniu projektu, kopenhaski ratusz zaakceptował go z niewielkimi zmianami, co oznaczało woltę o 180 stopni. Jak sugeruje gazeta, w całą sprawę zamieszany był ówczesny lewicowy minister finansów rządu Danii, Bjarne Corydon, a zmiana stanowiska nastąpiła pod wpływem nacisków politycznych.
CopeHill od początku swego istnienia boryka się z problemami, do których niechętnie się przyznaje. Jednym z nich jest zbyt mała ilość śmieci. Zobligowane do ich dostarczania samorządy już w pierwszym roku jej funkcjonowania musiały zmniejszyć deklaracje z 480 000 do 350 000 ton śmieci rocznie. Maksymalna wydajność spalarni wynosi aż 560 000 ton, co oznacza ogromne straty dla efektywności.

Ponadto miasto Kopenhaga, podejmując decyzję o budowie CopeHill, musiało zrezygnować a ambitnego planu zeroemisyjności (jak wskazuje raport Zero Waste Europe, opóźniło to realizację planu nawet o 40 lat).

Złe nawyki
Właśnie ten ostatni argument podnoszą przeciwnicy spalarni śmieci. Rzeczywiście, przy stosunkowo niskiej wydajności (z 35 000 t odpadów uzyskujemy zaledwie 10MW energii), koszty społeczne i środowiskowe wydają się zbyt wysokie.
Przeciętnie Polak “wytwarza” 350 kg odpadów rocznie. Spalarnie utrwalają ten szkodliwy model konsumpcji: przeświadczenie, że przecież i tak “ktoś” zajmie się naszymi śmieciami nie mobilizuje nas do sortowania odpadów, recyklingu, ani bardziej odpowiedzialnych zakupów.

Wreszcie spalarnie śmieci zdejmują odpowiedzialność z producentów, obarczając kosztami ogół społeczeństwa. Tę postawę widać nawet w reakcji środowiska producentów opakowań na wprowadzany właśnie w Polsce system kaucyjny. Pomimo, że został on ustanowiony w lipcu 2023, polska branża producentów żywności “obudziła się” wiosną tego roku i uznała, że termin wdrożenia (1 stycznia 2025) jest “nierealny”.
Zmiana szkodliwego modelu konsumpcyjnego i przejście na zieloną energię jest z całą pewnością wieloletnim procesem, podczas którego nie unikniemy wielu błędów. Tylko czy stać nas na popełnianie cudzych?
Marta Szperlich – Kosmala

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry