„SZKODA MI ŻYCIA NA ROBIENIE RZECZY DLA MNIE NIEISTOTNYCH”

Getting your Trinity Audio player ready...

O miłości do filmowego aktorstwa, rzeczach ważnych i najważniejszych oraz domu z widokiem na ocean opowiada Katarzyna Bargiełowska.
Aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Absolwentka I LO im. T. Kościuszki  w Starachowicach i Wydziału Aktorskiego PWSFTviT w Łodzi. Grała w Teatrze STU w Krakowie, w filmach wielu znanych polskich reżyserów i wielu popularnych serialach telewizyjnych.
– Podobno masz 3 dyplomy? Jesteś aktorką, pedagogiem i fotografem. Może zacznijmy nietypowo – od Twojej pracy pedagogicznej. Jak długo uczysz aktorstwa młodych ludzi?
– 20 lat. Początki wiążą się ze szkołą aktorską Machulskich, potem przyszedł czas na pracę w liceum Cervantesa w Warszawie i innych miejscach. Prowadzę warsztaty, ale zdecydowanie bardziej interesuje mnie całoroczna praca z młodzieżą, która kończy się wystawieniem przygotowanego przez nas spektaklu.
– Młodzi ludzie poważnie traktują to zajęcie? Angażują się w takie artystyczne przedsięwzięcia?
– Nie mają wyjścia. Jeśli zdecydują się uczestniczyć w przygotowaniu spektaklu, muszą dać z siebie wszystko.
– Jesteś reżyserem – tyranem?
– Nie, ale nie idę na łatwiznę. Chcę robić z nimi spektakl przekazując podstawy aktorstwa, równocześnie zmierzając w kierunku profesjonalnego teatru, jego zasad. I młodzież to docenia, daje się w to wciągnąć. Dbamy również o stroje, plakaty, przygotowujemy programy.
– Czy robiąc coś dla młodzieży, robisz także coś ważnego dla siebie?
– Zdecydowanie tak, realizuję swoją wizję artystyczną, zaspokajam potrzebę kreacji.
– Pracujesz także z dorosłymi, prowadzisz kursy kwalifikacyjne z dziedziny teatru, zajęcia przygotowujące nauczycieli do pracy z uczniami. Podobno przygotowałaś w Sulejówku spektakl, w którym grała 90 – letnia kobieta. Może miała w sobie potrzebę wyrażenia siebie podobnie jak Ty w fotografii?
– W pewnym momencie mojego życia poczułam wewnętrzny przymus, potrzebę ekspresji. I odnalazłam sposób wyrażenia swoich emocji w fotografii. To co uchwycę w kadrze, zależy tylko ode mnie. I to jest fascynujące. Dzięki zdjęciom tworzę swój świat. Prawdę powiedziawszy, patrzę na rzeczywistość kadrami, obrazami, dlatego zdjęcia same się robią.
– Dzięki fotografii mogłaś też zwiedzić trochę świata?
– Rozpoczęło się od konkursu, w którym wzięłam udział. 7 etapów rywalizacji, w których należało robić fotografie inspirowane filmem. Udało mi się wygrać, chociaż wcale tego nie planowałam i nie dlatego wzięłam udział w tym projekcie. Po prostu chciałam, by moje zdjęcia ujrzały światło dzienne. Wysyłałam je, bo zainspirowała mnie tematyka. Wygrałam ten konkurs, zdobywając główną nagrodę czyli 3 – letnie stypendium w Warszawskiej Szkole Filmowej. W ten sposób zaczęłam studiować fotografię. A potem przyszedł czas na wyjazd do USA, zorganizowanie wystaw moich fotografii. Do Stanów zaprowadziła mnie potrzeba przeżycia przygody.
– Czy Twoja przygoda z tą dziedziną sztuki już się zakończyła?
– Cały czas myślę, żeby zostawić coś po sobie, chcę wydać album ze zdjęciami z USA. Przeszkodą w realizacji takich pomysłów jak zawsze są fundusze. Zbieram środki, ale jestem już umęczona walką, więc nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Chciałabym też przygotować w Warszawie i w innych miejscach projekty fotograficzne, wystawy tematyczne, więc moja przygoda z fotografią na pewno się nie skończyła. I otwarta jestem na wszelkie dobre wiatry.
– Całe życie trwa też Twoja przygoda z aktorstwem, która rozpoczęła się od pomyślnie zdanego egzaminu do łódzkiej filmówki. Twierdzisz, że był to pierwszy cud w Twoim życiu.
– Tak, to jedno z najważniejszych wydarzeń w moim życiu. Wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi. Wydział aktorski był traumatycznym przeżyciem, choć stanowił przecież spełnienie moich marzeń, sens życia… Po studiach różnie było… i zetknięcie się z realiami życia to temat na oddzielny wywiad… Ale jedno jest pewne i nawet po tylu latach od dyplomu mogę to potwierdzić: aktorstwo jest moją największą pasją, miłością… I mimo wszystko jest we mnie w środku dużo z tej młodej dziewczyny, która znalazła się na liście przyjętych na wydział aktorski
– Zagrałaś w wielu filmach, w serialach. Które z nich wspominasz szczególnie?
– Tak. Wspaniale, że zagrałam w „Krakatau” u Mariusza Grzegorzka jeszcze w szkole, a zaraz potem główną rolę kobiecą u Henryka Kluby w „Gwieździe Piołun”. Cenię sobie „Męską sprawę” Sławka Fabickiego i pracę w „Pianiście” Romana Polańskiego… Potem też zdarzyło się kilka rzeczywiście ciekawych projektów…
– Jak odnajdujesz się w realiach współczesnej kinematografii?
– Aktorstwo filmowe to moja największa miłość. Jednak ról dla kobiet w moim wieku jest niewiele… podobno… I na tym komentarzu poprzestańmy. A ja chciałabym zagrać większą poważną rolę, więcej grać, współtworzyć ciekawe projekty. Bardzo cenię sobie pracę z młodymi reżyserami szkół filmowych. Jakiś czas temu jeden z nich obsadził mnie w swoim filmie – teatrze TV w głównej roli. Doskonały materiał dla aktorki, wstrząsające zwierzenia. Wspólnie stworzyliśmy coś ważnego, poruszającego. Miałam poczucie, że mam wpływ na to, co kreuję. Takie spotkania artystyczne przywracają mi wiarę w to, że jestem dobrą aktorką oraz w to, że to właśnie dla takich momentów warto być, tworzyć, no i takich momentów jestem głodna… Życie aktora to w dużym stopniu droga niepewna. Często to praca polegająca na szukaniu pracy, którą de facto powinny zajmować się agencje… a jest, jak jest. Jednak to lansowanie się, tworzenie sztucznego wizerunku na fejsbuku czy instagramie jest kiepskie. Kreowany jest świat, który ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Tworzy się iluzja, ułuda… Generalnie na niektóre rzeczy szkoda mi już czasu. Chcę robić rzeczy istotne dla mnie.
– Co masz na myśli?
– Interesujące projekty i działania. Ciekawe spotkania z ludźmi. Kino autorskie. Reżyser nie musi być znany szerokiemu gronu odbiorców, ale projekt musi być interesujący. Myślę też o zagraniu monodramu. Szukam ciekawego tekstu, ale może też sama coś napiszę? Chciałabym grać na żywo.
– Widzę, że ciągle poszukujesz? Nie czekasz na telefon, ale szukasz, próbujesz.
– Marzę o zebraniu grupy ludzi, dla których praca byłaby pasją i miłością, podobnie jak dla mnie. Wyobrażam sobie, że wspólnie moglibyśmy przygotować spektakl, który byłby w całości realizacją naszych pomysłów, na którego kształt mielibyśmy wpływ. Tak, chcę grać w kameralnej grupie i pokazywać te spektakle gdzie się da.
– Czy to Twoje jedyne marzenie?
– Nie, no jest ich jeszcze kilka: granie w filmach,  robienie przedstawień z młodymi ludźmi, wystawy moich fotografii w Polsce i poza nią, ale także podróże. Dom z widokiem na ocean.
– W konkretnym miejscu?
– Zawsze chciałam wyjechać do Australii. Tam inaczej świeci słońce. I fascynują mnie otwarte przestrzenie.
– Powiedziałaś, że pierwszym cudem w Twoim życiu było dostanie się do szkoły filmowej. To byłby drugi cud?
– Drugim było urodzenie córki.  Ale teraz bardzo potrzebuję kolejnego cudu, pozytywnej zmiany, która dałaby mi energię na dalsze lata. A ta Australia wcale nie jest taka nieosiągalna…
– Życzę Ci spełnienia marzeń,  żebyś zawsze robiła to, na co nie szkoda czasu. Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *