„NIE ZAMIERZAM STARTOWAĆ W WYBORACH”

Getting your Trinity Audio player ready...

O nowej sytuacji, w jakiej znalazł się urząd, modelu rządzenia w Starachowicach, ale też nadchodzących wyborach mówi w rozmowie z GAZETĄ Bożena Szczypiór, która od ponad tygodnia zarządza miastem. Zdementowała też plotki o jej rzekomym starcie w wyścigu o prezydenturę.
– Mimo że dzisiaj mamy Dzień Wagarowicza, Pani na wagary się nie wybrała…?
– Może nie będzie to modne, co teraz powiem, ale nigdy nie uznawałam i wciąż nie uznaję wagarów. Gdy uważałam, że nie powinnam iść do szkoły, to po prostu tam nie szłam.
– Pogodę mamy przepiękną, idealną na spacer. Co pani sądzi o naszym mieście?
– Jest malownicze i bardzo przyjazne. Wczoraj miałam okazję przyjrzeć mu się dokładniej i muszę przyznać, że sama jestem nim zaskoczona. Nie sądziłam, że na północy województwa znajdę tak ładne miasto, z tak dobrą infrastrukturą. Dobrze się tutaj czuję.
– Co takiego Pani już zobaczyła?
– Byłam na osiedlu Południe i Orłowo, gdzie wizytowałam m.in. inwestycje na ulicy Wylotowej. Przyjrzałam się także bliżej osiedlu Majówka, zwłaszcza od strony straży pożarnej oraz policji. Nie jest to może wiele, ale z tej perspektywy widać piękne położenie Starachowic. Jestem mile tym zaskoczona, bo nigdy wcześniej tutaj nie byłam, podobnie jak w Kazimierzy, zanim objęłam tam stanowisko. Po prostu lubię chyba takie wyzwania. Wielu moich współpracowników uważa, że im trudniej, to Szczypiorowa się jeszcze bardziej mobilizuje. I chyba mają w tym rację, bo wszelkie trudności wyzwalają we mnie pozytywne emocje, patrzenie na problem pod kątem jego rozwiązania.
– Starachowice Pani nie przerażały?
– Nie!
– Mimo tej całej otoczki, jaka wokół narosła?
– Nie. Po trosze pewnie dlatego, że nie miałam za dużo czasu na zastanawianie się nad tym. 5 marca nastąpiło wygaszenie mandatu, a już na drugi dzień (6 marca) wojewoda poprosiła mnie na rozmowę, proponując moją rekomendację. Musiałam podjąć szybko decyzję. Sytuacja była już wówczas na tyle skomplikowana, że wymagała szybkich rozwiązań. Choć w pewnym momencie sama zaczęłam się zastanawiać, co znaczy właściwe funkcjonowanie urzędu. Na pewno realizuje on wszystkie zadania. Mam dużo rzeczy, z którymi muszę się zapoznawać i podpisywać, bo taka jest właśnie ta urzędnicza normalność. Przez ten tydzień złożyłam masę podpisów, odbyłam też setki rozmów. Sytuacja jest dynamiczna. Niebawem zakończą się prace w Rynku, kontynuujemy termomodernizację, przygotowując się równocześnie do drugiego etapu tego zadania. Może mieszkańcy tego nie widzą, ale tutaj naprawdę się wiele dzieje. Ja wiem, że mam do czynienia z kompetentną załogą, a oni czują, – jak sądzę – że jestem dobrze przygotowana do swojej roli. To bardzo ważne, bo czas nas nagli. Niektóre sprawy nie mogą być odłożone, bo takie są dzisiaj potrzeby, jak choćby powołanie nowej Społecznej Komisji Lokalowej, która będzie się mogła zebrać prawdopodobnie już w środę. Od przyszłego tygodnia ruszą przyjęcia interesantów, dziś pierwsza sesja…
– Można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty…
– I proszę zobaczyć: wszystko to w ciągu tygodnia, aż tygodnia lub tylko. Tu nie ma czasu, żeby się zastanawiać. Tu trzeba działać!
– Były już jakieś zgrzyty?
– Nie należę do osób, które je prowokują, a wręcz przeciwnie. Zawsze staram się dążyć do rozmów. To że pełnię dziś funkcję, która pozwala mi decydować ostatecznie, wcale nie znaczy, że wcześniej nie konsultuję swoich decyzji. Zawsze to robię, bo tylko tak mogę mieć ogląd na całą sprawę. Dla mnie rozmowa i kontakt z drugim człowiekiem są najważniejsze, nawet jeśli trzeba powiedzieć o rzeczach trudnych. Bo tylko konstruktywna rozmowa może prowadzić do celu.
– Jest coś, co w urzędzie szwankuje? Niektórzy oczekiwali po komisarzu, że zrobi porządek z różnymi sprawami. Czy rzeczywiście jest taka potrzeba?
– I znów wracamy do mojego pytania o to, czym jest normalność. Urząd nie może źle funkcjonować, skoro przyjmowani są tu interesanci i wydawane są ciągle decyzje. Nie zawsze jest tak, że sprawa, z którą przychodzi mieszkaniec może być zrealizowana po jego myśli. Istotne jest jednak to, aby mimo to był zadowolony z obsługi. Jeśli mieszkańcy mają jakieś uwagi lub podpowiedzi w temacie pracy urzędu, to bardzo proszę. Będę przyjmować w poniedziałki, od godziny 12.00 do 15.30 i zapraszam wszystkich zainteresowanych. Każdy zarządzający ma własny sposób kierowania urzędem. Czy on jest bardziej, czy mniej właściwy, ocenią to już mieszkańcy.
– Czy model, który funkcjonował w naszym urzędzie, w Pani odczuciu był dobry?
– Nie mnie to oceniać. Patrząc na pracownika, staram się w nim dostrzegać głównie jego potencjał. To czy go wykorzysta, zależy już w dużej mierze od zarządzającego. Nie mam upoważnienia, aby oceniać co było tutaj do 14 marca. Mogę jedynie stwierdzić, że odkąd tu przyszłam 17 marca i spotkałam się z całą załoga, najpierw naczelnikami i kierownikami, a potem też z pozostałymi pracownikami, w moim mniemaniu funkcjonuje on dobrze. Są może rzeczy, które ja bym robiła inaczej i o to proszę, nie znaczy to jednak, że wcześniej były robione źle, a wiąże się to z modelem rządzenia. Wiadomo, że wszyscy pracujemy na określonych zasadach np. osobiście wyznaję dewizę, że do pracy przychodzi się na godzinę 7.30, a  nie o godzinie 7.30, co rzutuje też na to, że pracownicy o tej 7.30 powinni być już na stanowisku pracy i czekać na interesantów. Bo dla mnie pracodawcą urzędników jest każdy mieszkaniec i taką relację próbuję przekazać innym.
– Miała Pani okazję spotkać się już z prezesami spółek?
– Doba niestety ma tylko 24 godziny, a zaległości w decyzyjności, chociaż nie były one tak duże (bo tylko przez tydzień nie było osoby zarządzającej) wymagały ode mnie, abym zajęła się nimi od razu. Obecnie wyszliśmy na szczęście na prostą. Dlatego na środę zaplanowałam spotkanie z prezesami spółek. Chciałabym, żeby podobnie jak naczelnicy, zrelacjonowali mi, co się obecnie w nich dzieje.
– Sądząc po tym, czym się Pani zajmuje, można by rzec nie komisarz, a niemal prezydent.
– Nie jestem komisarzem. Na pewno funkcja, jaką dziś pełnię ma w sobie coś z policjanta, bo odnosi się głównie do zarządzania w tym trudnym dla miasta okresie W odróżnieniu od prezydenta skupiam się bardziej na zarządzaniu, niż na reprezentowaniu miasta na zewnątrz. Nie określam też planów rozwoju na przyszłość i nie powołuję sobie zastępców. Jestem tutaj czasowo, nominowana na pełniącą funkcję prezydenta miasta Starachowic, co wiąże się z tym, że mam pełne uprawnienia prezydenta. Niektórzy pewnie wciąż myślą, co ten komisarz tu robi. Mogę śmiało im odpowiedzieć, że robi wszystko, by miasto normalnie funkcjonowało i aby mieszkańcy nie odczuli, że czegoś nie mogą tutaj załatwić.
– Czyli nie będzie przerw w realizacji rozpoczętych już inwestycji?
– To wykluczone! Wszystko realizujemy zgodnie z wcześniejszymi harmonogramami. Sytuacja jest dynamiczna, nie ma żadnych przestojów.
– Jak zamierza przygotować Pani Starachowice do nadchodzących wyborów? Atmosfera jest już gorąca. Czy przewiduje Pani jakieś trudności?
– Trudności mogą być zawsze, ale jesteśmy po to, żeby je pokonywać. Mamy przygotować Starachowice do wyborów przedterminowych i europarlamentarnych i to właśnie chcemy tu robić, zgodnie z przyjętym terminarzem wyborczym.
– Czy ta tymczasowość Pani stanowiska, przeszkadza czy pomaga w obecnej sytuacji? Bo rozumiem, że ma Pani świadomość, że tak naprawdę jest tu Pani na chwilę. Czy może zamierza Pani dłużej zagrzać tu miejsce…?
– Jeśli pyta pani o moje plany związane z rzekomym kandydowaniem, to mogę zapewnić, że nie zamierzam startować w wyborach. Zarówno ja, jak i moi współpracownicy, mamy świadomość tej mojej tymczasowości, dlatego skupiam się głównie na zarządzaniu. Myślę że po tym tygodniu nikt z urzędników nie może powiedzieć, że traktuję to lekką ręką. Na pewno nie było mi łatwo przychodząc w miejsce, gdzie wszyscy dobrze się znają, ale przyjmując tę propozycję miałam tego świadomość. Od pierwszej chwili starałam się przełamywać bariery, bo to uważam jest najważniejsze. A że z natury lubię ludzi, myślę, że poszło mi całkiem dobrze. Zawsze daję z siebie wszystko i działam do końca, tak samo będzie i tutaj. Postaram się, by pracownicy nie odczuli tej mojej tymczasowości.
– Ma Pani czas jeszcze na sen?
– Krótki ale jest. Ważne, że robię to co lubię.
– Czego zatem można Pani życzyć na ten nadchodzący miesiąc?
– Oby jak najwięcej słońca. Bo z optymistycznym nastawieniem można pokonać wszelkie trudności. I myślę, że z takim pozytywnym nastawieniem, z jakim tu przyszłam, również pożegnam wkrótce Starachowice.
– Miejmy nadzieję, że faktycznie tak będzie. Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *