Getting your Trinity Audio player ready...
|
Aspirant Rafał Kowalik z posterunkowym Grzegorzem Stefańskim uratowali życie 57-letniemu mężczyźnie, który zasłabł w lesie. Kiedy dotarli do niego, mężczyzna już nie oddychał. Dzięki sprawnej reanimacji wrócił do świata żywych
To już kolejna akcja ratownicza naszych funkcjonariuszy. Tydzień temu Rafał Krężel odwiódł od samobójstwa dwóch desperatów (GAZETA z 10 lutego), a w minioną niedzielę przed południem do Pogotowia Ratunkowego zadzwonił 57-letni mężczyzna, prosząc o pomoc. Był w lesie w rejonie Lipia i nagle poczuł się bardzo źle – jak to określił. Nie potrafił jednak podać dokładnego miejsca, w którym się znajduje, więc o pomoc poproszono policję. Traf chciał, że niedaleko znajdowali się wówczas aspirant Rafał Kowalik z posterunkowym Grzegorzem Stefańskim z Komisariatu Policji w Brodach.
– Słyszeliśmy, jak dyżurny powiadamia o tym patrol, znajdujący się w okolicy Mirca. Mężczyzna zdążył powiedzieć, że traci przytomność, po czym zerwało się połączenie. Sytuacja była poważna, dlatego zdecydowaliśmy, że pojedziemy w to miejsce – opowiada GAZECIE aspirant Rafał Kowalik. – Nie znaliśmy dokładnego miejsca, dlatego włączyliśmy od razu sygnały dźwiękowe, licząc że może je jakoś usłyszy.
Niestety, nic to nie dało. Policjanci z początku jechali drogą wskazaną przez dyżurnego, szybko jednak się okazało, że nie jest przejezdna. Dopiero z pomocą napotkanego mieszkańca, znaleźli inną, która zaprowadziła ich prosto do nieprzytomnego.
– Mężczyzna leżał na ścieżce twarzą do ziemi, w odległości jakiegoś kilometra od głównej trasy. Obok niego leżał telefon – mówi aspirant Kowalik.
– Wybiegliśmy z radiowozu, sprawdziliśmy tętno. Było niewyczuwalne. Mężczyzna był nieprzytomny i nie oddychał – dodaje posterunkowy Stefański, który razem z kolegą przystąpił do reanimacji.
– Nie było się nad czym zastanawiać, działaliśmy odruchowo, tak jak uczono nas w szkole. Odwróciliśmy pana na plecy i rozpoczęliśmy masaż serca. Po chwili funkcje życiowe mu wróciły. Ułożyliśmy go w pozycji bocznej i znowu przestał oddychać… Wszystko zaczęliśmy od początku. Położyliśmy go na plecach i przystąpiliśmy znowu do reanimacji.
– Ponownie na moment odzyskał przytomność. Próbował nawet stanąć na nogi i rozpiąć kurtkę, łapiąc się przy tym kurczowo za serce – relacjonuje posterunkowy. – Razem z kolegą podejrzewaliśmy zawał, zwłaszcza że z trudem „łapał” powietrze. Gdy już pomału zaczął dochodzić do siebie, ułożyliśmy go w pozycji półsiedzącej z głową odchyloną do tyłu, czekając na pogotowie. Mężczyzna był przerażony, staraliśmy się go uspokoić.
– Trudno powiedzieć jak długo to trwało. Może około dziesięciu minut, ale dla nas to było jak wieczność… – przyznaje Rafał Kowalik, który w policji służy już dosyć długo, bo od 2001 roku, ale w tego rodzaju akcji jeszcze nigdy nie uczestniczył. Podobnie, jak jego młodszy kolega.
– Często ćwiczyłem reanimację na fantomie, ale na „żywo” robiłem to po raz pierwszy. Starałem się robić to jak najlepiej – zapewnia policjant.
– W takich chwilach człowiek nie zastanawia się długo, po prostu działa. To sytuacja wyższej konieczności. Ratujemy życie, czasem poświęcając własne zdrowie – mówi Grzegorz Stefański.
Żaden nie czuje się bohaterem. To nasz obowiązek – odpowiadają.
– Może to banał, ale tak jest – przekonuje post. Stefański, który tak jak kolega ma satysfakcję, że pomógł mężczyźnie i uratował mu życie.