SZPITAL BĘDZIE MUSIAŁ ZAPŁACIĆ

Getting your Trinity Audio player ready...

Nawet 100 tys. zł odszkodowania może dostać od szpitala w Starachowicach pan Tadeusz Dziadosz, który niespełna dwa lata temu stracił wzrok na skutek błędnie postawionej diagnozy. Wojewódzka Komisja ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych przyznała mu rację.
W maju 2013 roku, o czym pisaliśmy w zeszłym roku, pan Tadeusz zgłosił się do lekarza z chronicznym bólem głowy, gardła i podwyższoną temperaturą. Wedle pierwszej diagnozy miał zapalenie gardła i zatok. Niespodziewanie pojawił się także problemy z ciśnieniem. W końcu trafił na neurologię z rozpoznaniem Zespołu Hornera w przebiegu gardła, a także zatok. Lekarze podejrzewali udar. Zrobiono mu serię badań , w tym m.in. tomografię głowy, badanie oftalmoskopem, które potwierdziło dobrą ostrość widzenia, pole wzroku i dna oczu, podobnie jak i odruchy – te rogówkowe i spojówkowe. Wykonano RTG klatki piersiowej, badanie płynu mózgowo-rdzeniowego, rezonans magnetyczny głowy i tomografię komputerową kręgu szyjnego. Wszystkie wyniki mieściły się jednak w normie. Zastosowano terapię antybiotykową w połączeniu z lekami przeciwbólowymi i przeciwgorączkowymi, co jeszcze bardziej pogłębiło wcześniejszy problem.
Lekarze się nie poznali
W jedenastym dniu po wyjściu z lecznicy mężczyzna stracił wzrok.21 maja ponownie zgłosił się do szpitala. Znów tomografia głowy i klatki piersiowej, rezonans kręgu szyjnego, które… nie wykazały niczego, podczas gdy on niknął w oczach. W ciągu kilkunastu dni schudł prawie 15 kg. Dopiero badanie okulistyczne wykazało obustronny obrzęk tarcz nerwu wzrokowego bez widocznej przyczyny neurologicznej. Przeprowadzono również konsultację reumatologiczną i laryngologiczną z pobraniem biopatu ze zmiany na języku. Okazały się nieodwracalne, co – zdaniem rodziny – było winą lekarzy. Ci jednak nie zgadzali się z tym. Sprawę zgłoszono więc do Komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych, która posiłkując się opiniami, m.in. dr hab. med. Walentego Nyki, kierownika Katedry Neurologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, stwierdziła, że diagnostyka oraz leczenie bólów głowy w czasie pierwszego pobytu pacjenta nie uwzględniały podejrzenia zapalenia tętnic czaszkowych (w tym naczyń gałki ocznej), jako przyczyny bólu. W przypadku takiego podejrzenia, pacjent powinien zostać zbadany przez okulistę, za czym przemawiały uporczywe bóle głowy, stany podgorączkowe, nadżerki na języku, wyniki dodatkowych badań, wysokie CRP. Łącząc je z wiekiem chorego i ze zgłaszanymi zaburzeniami widzenia, należało brać pod uwagę zapalenie tętnic czaszkowych i poszerzyć w tym kierunku diagnostykę m.in. o konsultację okulistyczną, a nie poprzestać na diagnozie Zespołu Hornera, przez co nie wdrożono odpowiednich badań i w konsekwencji nie zastosowano odpowiedniego leczenia: intensywnej terapii sterydami, a tylko takie – jak podniesiono w orzeczeniu – mogło dać zadowalające efekty. Monitorowane przez okulistę powinny być także zaburzenia widzenia. Zdaniem komisji, istniały wskazania do poszerzenia diagnostyki o badania okulistyczne, co w sumie sprowadzało się do stwierdzenia, że opisane zdarzenie było zdarzeniem medycznym.
Szpital zaskarżył jednak to orzeczenie w całości, zarzucając naruszenie przepisów prawa materialnego przez ich błędną wykładnię i niewłaściwe zastosowanie, które uzasadniałoby, że utrata wzroku powiązana była związkiem przyczyno-skutkowym z jakimkolwiek działaniem czy zaniechaniem. Drugi raz jednak przegrał.
Racje pacjenta
Zdaniem wojewódzkiej komisji poprzedni skład orzekający dokonał prawidłowych ustaleń w oparciu o obszerny i należycie zgromadzony materiał. Nie znalazła też podstaw, które pozwalałyby szpitalowi stwierdzić kategorycznie, że podczas pierwszej hospitalizacji nie wystąpiło zapalenie tętnic czaszkowych, skoro nie wykonał on pacjentowi specjalistycznej diagnostyki, mimo że uzasadniałyby ją występujące u niego objawy tj. zaburzenia widzenia, gorączka i wysokie CRP.
Komisja podtrzymała, że wystąpiło tutaj zdarzenie medyczne. „Bezspornym jest bowiem, że u pacjenta wystąpiła całkowita utrata wzroku w bardzo krótkim czasie po leczeniu szpitalnym, gdzie skupiono się na wykluczeniu udaru mózgu, a nie wzięto pod uwagę istniejących objawów, jako uzasadniających podejrzenia zapalenia tętnic czaszkowych. Zaniechano też dalszej diagnostyki i nie wdrożono wcześnie terapii sterydowej”.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni z takiego wyniku – powiedziała GAZECIE żona pana Tadeusza, która nadal ma jeszcze w uszach słowa lekarzy, którzy mówili: kto czuje się winny niech ma wyrzuty, odsuwając od siebie całą odpowiedzialność.
– Nie chodziło o zemstę czy chęć odegrania się na lekarzach, a tylko o prawdę i sprawiedliwość – przekonuje nas pani Hanna, zachęcając przy tej okazji także i innych pacjentów, by zwracali się do komisji i walczyli o swoje.
– To naprawdę nic nie kosztuje. Jedyna opłata, to 200 zł za wniesienie wniosku, które w efekcie będzie musiał zapłacić szpital, podobnie jak resztę kosztów łącznie z wynagrodzeniem dla członków komisji i biegłych, bo przegrał tę sprawę. Z powodu błędnej diagnozy lekarzy mąż stracił całkiem widzenie w lewym oku. W prawym ma na poziomie 20 proc. Jest kwestią czasu zanim straci je również i tu. Wiem, że pieniądze nie zwrócą mu wzroku, ale przynajmniej będzie nas stać na leczenie.
Czy szpital zapłaci?
Po przegranej szpital musi złożyć pacjentowi propozycję odszkodowania i zadośćuczynienia, którą komisja przekaże później choremu. Ten może ją przyjąć, albo nie. Jeśli się zgodzi, może wystąpić do komornika o ściągnięcie takiej kwoty. Jeśli odrzuci, pozostanie mu wtedy droga sądowa. Wadą w procedurze przed komisją jest to, że nie ma możliwości weryfikowania zaproponowanej kwoty, choć jest przecież rozporządzenie ministra zdrowia, które określa sposób obliczania świadczenia. Ale ani szpital, ani ubezpieczyciel nie są tym związani. Nawet jeśli przedstawiają propozycje, które wydają się rażąco niskie, to niestety komisja nie jest w stanie nic zrobić. Jedynym wyjściem wydaje się wtedy odrzucenie tej propozycji i wystąpienie do sądu. Jak będzie w przypadku pana Tadeusza trudno powiedzieć. Orzeczenie Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych 7 stycznia zostało doręczone pełnomocnikowi szpitala, jak poinformowała GAZETĘ Małgorzata Kałuża – Buczyłowska, specjalista ds. komunikacji i rozwoju w PZOZ w Starachowicach. Dodała, że jest ono nieprawomocne i przysługuje od niego stosowny środek odwoławczy przewidziany w art. 67m ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta.
– W dacie zdarzenia opisanego we wniosku Powiatowy Zakład Opieki Zdrowotnej nie posiadał ubezpieczenia z tytułu zdarzeń medycznych określonych w przepisach ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, które nie jest jednak obowiązkowym. Jeżeli zaistnieje taka konieczność, ewentualne roszczenie pacjenta zaspokojone zostanie ze środków z bieżącej działalności podmiotu leczniczego – poinformowała nas M. Kałuża – Buczyłowska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *