Odsłuchaj całą treść artykułu, możesz nawet zablokować ekran!
Getting your Trinity Audio player ready...
|
Ciało 34 –letniego mężczyzny znaleziono w poniedziałek w jego domu w Wąchocku. Zmarł kilka dni wcześniej. Nic nie wskazuje na to, by ktoś się do tego przyczynił. Kolejna ludzka tragedia i kolejna w rodzinie zmarłego. W miasteczku głośno o klątwie, którą rzucił na dziadka tej familii ojciec postrzelonego przez niego chłopca.
Wszystko zaczęło się kilkadziesiąt lat temu. Kiedy dokładnie? Tego nikt nie pamięta. Mogły to być lata 70. -twierdzą niektórzy mieszkańcy. Doszło tam wówczas do tragedii. Znany i poważany mieszkaniec, jeden z bogatszych wówczas w Wąchocku, wyszedł któregoś dnia na polowanie. Wziął strzelbę i poszedł do lasu. Sądził, że mierzy do jakiejś zwierzyny, ale kula dosięgła małego chłopca, który bawił się w lesie. To był dzień jego komunii, biegał tam z kolegami, lecz nie dane mu było wrócić do domu. Zmarł jeszcze tego samego dnia. Zrozpaczony ojciec przeklął wówczas mężczyznę słowami: – Obyś swoje wszystkie dzieci przeżył. A miał ich trójkę – dwóch synów i córkę. Oczywiście można to było uznać za gusła i pewnie tak właśnie postąpił ów mieszkaniec.
Minęło niewiele czasu i doszło do kolejnego dramatu, tym razem z udziałem córki myśliwego. To była w połowie lat 80 – tych, dość głośna sprawa, zbrodnia, o której mówili wszyscy. Podczas zorganizowanej w jej domu imprezy, dziś powiedzieliśmy pewnie libacji, jeden z gości poderżnął jej gardło. Był to podobno mieszkaniec Rataj, który odsiedział już wyrok. Kobietę miał znaleźć jej syn, ale o nim za chwilę.
Kobieta, która tak tragicznie zginęła, miała dwóch braci. Też już nie żyją! Jeden się zapił, a drugi został – jak ona – zamordowany. Do zbrodni przyznała się jego żona, choć w mieście mówiono, że wzięła na siebie nieswoją winę. Plotkowano wówczas o synu , którego zniszczył później alkohol. Pech prześladował także rodzinę jej zamordowanej szwagierki. Po tym, jak doszło do tej tragedii, mąż coraz częściej sięgał po kieliszek. Podobną drogę wybrał też syn, co zresztą zgubiło obu. Zmarli kilka lat temu, niemal jeden po drugim. W tym samym roku odeszli także dziadkowie, czyli mężczyzna, który postrzelił dziecko i jego żona. Kto zatem został? Tak dochodzimy do chłopca, który – jak już wspomnieliśmy – miał znaleźć nieżyjącą już matkę. To właśnie jego ciało, ujawniono w poniedziałek w jednym z domów w Wąchocku, tym samym, w którym doszło wcześniej do zbrodni. Podobno zgadzał się także pokój. Jak zginął? Bada to ciągle policja. Wstępnie wykluczono, by ktoś mógł się do tego przyczynić. Ciało znaleziono po kilku dniach, leżało tam ponad 48 godzin.
Jak udało się nam ustalić, mężczyznę widziano jeszcze w piątek na wąchockim rynku. Dostał tam ponoć jakiegoś ataku, od dawna leczył się na padaczkę. Zamiast do szpitala, pojechał do domu. Niedługo potem znów zjawił się na rynku. Miał ponoć kogoś poprosić, by kupił mu alkohol. Wziął go i poszedł do domu. A resztę już znamy. Miał 34 lata. Słynął z tego, że kocha motory. Był jednym z pierwszych w okolicy, który kupił sobie ścigacza. Sprowadzał do miasta wszystkie motoryzacyjne nowinki. Można go było zobaczyć za górą św. Rocha. Na pewien czas wyjechał za granicę, pracował wówczas w Holandii. Ostatnie lata nie były dla niego szczęśliwe. W jednym roku, o czym już wspominaliśmy, pochował starszego brata, ojca, a potem dziadków. Teraz przyszła kolej na niego. Czy faktycznie dopadła go klątwa rodzinna tego nikt nie wie, choć takie opinie krążą po mieście. Zastanawiające jest to, że wszyscy z rodziny zmarli tak młodo, większość nie dożyła nawet 40 –tki. Trudno zaprzeczyć też temu, że jednym z ostatnich był senior, który w przeszłości, postrzelił chłopca i rzeczywiście przeżył on swoje dzieci. A zatem nie można klątwy do końca wykluczyć, mimo że brzmi to bardzo nieprawdopodobnie…