„ZAFUNDUJE” NAM DRUGI MANCHESTER?

Getting your Trinity Audio player ready...

– Dziś gospodarka nie może sprowadzać się tylko do oferowania ulg i terenów. Musi wspierać rozwój miast i powiatów – uważa Marcin Perz, nowy prezes Specjalnej Strefy Ekonomicznej „Starachowice”, z którym rozmawia Anna Ciesielska.
– Zdążył Pan już okrzepnąć i zaaklimatyzować się w nowym miejscu?
– Tak. Szybko się okazało, że spółka w swojej strukturze nie jest tak bardzo skomplikowana jak duża jednostka samorządu terytorialnego. Co więcej, uważam, że przepisy w oparciu o które działa, powinny być choćby w części implementowane do JST, a już na pewno tych dużych. Zarządza się nią o wiele łatwiej niż instytucją samorządową, a zwłaszcza wojewódzką.
– No właśnie… Jak dotąd Pana nazwisko kojarzone było głównie z województwem. Miał Pan okazję bywać tu wcześniej?
– Oczywiście, że tak. Pamiętam jak władze przekonywały mnie do pozyskania pieniędzy na rewitalizację. Byłem informowany o planach inwestycyjnych także w zakresie dróg, jeszcze gdy zasiadałem w Zarządzie Województwa. To były lata 2006 – 2010. Miałem okazję poznać Starachowice, ale też możliwości samorządów: miejskiego oraz powiatowego i na tej podstawie budowałem ich obraz.
– Jaki więc obraz naszego miasta zachował Pan z tego okresu?
– Taki jak większej części województwa świętokrzyskiego. Dobrze, że były pieniądze unijne, bo dzięki temu obraz tej części naszego regionu się zmienił. I może dobrze, że jestem osobą z zewnątrz, bo widzę więcej niż ludzie stąd. Starachowice mają duży potencjał! Mimo iż jest to miasto powiatowe, może z łatwością pretendować do roli wiodącego ośrodka w zakresie przemysłu, nawet na większym obszarze niż północ naszego regionu. I ten potencjał będę chciał wykorzystać.
– Wiele zmieniło się tutaj przez kilka lat Pana „nieobecności”?
– Jeśli pyta mnie pani o ocenę poprzedniego zarządu, to będzie niezręcznie mi odpowiedzieć, bo to nie ja rozwiązywałem umowy ani z panem Kobierskim, ani z panem Tkaczykiem. Z jednym i z drugim współpracowałem już wcześniej. Można powiedzieć, że od 2006 r., odkąd zacząłem pełnić funkcję we władzach województwa. A że województwo nie jest tak duże, a obaj panowie są bardzo aktywni i mają duży potencjał, to pewnie prędzej czy później trafimy na siebie. Jeśli będą widzieli możliwość swojego udziału w budowaniu nowej wizji SSE, to pewnie nasza współpraca będzie możliwa. Nie mam żadnych zastrzeżeń do ich pracy. Moja wizja strefy jest jednak inna, co do tego nie mam dziś wątpliwości. Wystarczy popatrzeć choćby na infrastrukturę. Po ponad 10 latach, odkąd dostępne są środki unijne, strefa nie złożyła żadnego wniosku w partnerstwie z miastem albo z powiatem. A jest to jedna z tych rzeczy, którą będę chciał zmienić. I taką właśnie współpracę zaproponowałem prezydentowi, który – jak się okazało – myśli podobnie. Jest to ogromna szansa na uzbrojenie i przygotowanie infrastruktury, by stała się atrakcyjna dla przedsiębiorców, zwłaszcza, że terenów inwestycyjnych w Starachowicach nie ma zbyt wiele. I w tym widzę rolę SSE „Starachowice”, żeby wspierała miasto, ale też powiat w pozyskiwaniu terenów pod inwestycje. Sam osobiście jestem dużym estetą. Wystarczy spojrzeć na zarządzane przeze mnie Podzamcze Chęcińskie. Starachowice też zasługują na nowoczesną architekturę, którą mogłyby pokazać swą wyższość nad innymi miastami. Jeśli chcemy zachęcać dużych przedsiębiorców do lokalizowania tu inwestycji, strefa musi być dobrym partnerem. Nie chodzi tu tylko o ulgi w podatkach, bo te oferują dziś wszyscy. To kwestia umiejętnego zarządzania, ale także zaspokajania potrzeb potencjalnych klientów, wynikających nie tylko z samego procesu inwestycyjnego, ale też potrzeb ludzi, którzy są zatrudniani. Tego, czy będą mieć łatwy dostęp do szkół i przedszkoli, ale też propozycji zagospodarowania ich czasu już „po godzinach”. SSE „Starachowice” powinna być taką dzielnicą gospodarczą, jakie można oglądać dzisiaj na świecie. Ja tego nie wymyśliłem, tak jest w wielu krajach i tak, mam nadzieję, będzie i tutaj. Takie miasto w mieście.
– Czego jej zatem dzisiaj brakuje?
– Nowoczesnej infrastruktury.
– Zgoda. Tyle że o nowoczesnej infrastrukturze mówi się od dawna. Prowadzono rozmowy z władzami miasta, powiatu, a nawet województwa. Zawsze rozbijało się jednak o „kasę”…
– Gdyby problemem były pieniądze, to jak wytłumaczyć funkcjonowanie pomorskiej strefy ekonomicznej, która wspólnie z województwem i innymi samorządami stworzyła spółkę, jaką jest Pomorski Park Naukowo – Technologiczny? To jest kwestia właściwego sposobu spojrzenia na problem, a także znalezienia odpowiedniego sposobu, by przy możliwościach, jakie daje nam teren, sięgnąć po środki zewnętrzne.
– Pan już ten sposób znalazł?
– Moją skuteczność można ocenić patrząc na to, co zrobiłem w Podzamczu, instytucji, którą zbudowałem od zera. Pozyskałem 26 ha w formie darowizny od powiatu. To był majątek wart blisko 6 mln 300 tys. zł W ramach przygotowania terenów pod inwestycje, udało się przygotować pałacyk, uzbroić 17 ha, a później uzupełnić o Centrum Nauki i wybudować laboratoria medyczne. I to w ciągu zaledwie pięciu lat. Podobne tempo będę chciał zastosować tutaj. Nikt nie będzie na nas czekać z ogłaszaniem konkursów. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że ten rok i dwa następne, będą tym czasem, kiedy będziemy mogli pozyskać zapewne ostatnie pieniądze unijne. To jest ten moment, żeby przygotować infrastrukturę oraz usługi pod przedsiębiorców, by po 2026 r.
nadal chcieli tu być. Obecnie, gdyby nie ulgi, byłoby ciężko.
– Wspomniał Pan o Podzamczu Chęcińskim i kierowanym przez Pana Regionalnym Centrum Naukowo – Technologicznym. Ale przecież to właśnie stamtąd został Pan odwołany w trybie natychmiastowym, czego powodem miały być ponoć nieprawidłowości finansowe. Zresztą cała ta sprawa była dość zagadkowa…
– Na całe szczęście taka już nie jest. 16 stycznia br. rzecznik dyscypliny finansów publicznych odmówił wszczęcia postępowania wyjaśniającego. O moim zwolnieniu mówiło się już w 2014 r. Ciężko było to jednak zrobić, kiedy pełniłem jeszcze funkcję radnego w mieście Kielce (od 2010 do 2014 r.). Gdy nie zdobyłem jednak mandatu w wyborach w 2014 r., pojawiła się taka szansa. Jedyny zarzut, jaki został mi postawiony po kilkumiesięcznych przeprawach, to ten, będący przedmiotem postępowania rzecznika dyscypliny finansów publicznych. Dopiero w lutym br., kiedy jego decyzja stała się prawomocna, mogłem oficjalnie powiedzieć, że żadne z zarzutów nie miały pokrycia w rzeczywistości. Mam na to dokument. Byłem jedynym dyrektorem, kojarzonym wówczas z inną opcją, niż ta rządząca. Już pod koniec 2014 r. zastanawiano się w kuluarach „jak długo Marcin Perz utrzyma się jeszcze na stanowisku”. Wiedziałem, że to nastąpi. Nie spodziewałem się jednak, że w taki sposób… Centrum Nauk Technologicznych dostało wszystkie możliwe nagrody, a nawet ogólnopolską nominację do tytułu Euro Symbol 2015. Wszyscy potrafili to jakoś docenić, z wyjątkiem samorządu wojewódzkiego
– Teraz jest Pan przedstawicielem opcji rządzącej. Przez lata kojarzono Pana z PiS. Był Pan nawet w ścisłych jego strukturach wojewódzkich, blisko współpracując z Przemysławem Gosiewskim. Później odszedł Pan w niebyt… Jak jest to dzisiaj? Jest Pan w ogóle w partii?
– Nie. Z PiS-u odszedłem po śmierci Przemysława Gosiewskiego, gdy władzę objął Grzegorz Banaś. Jakoś nie pałaliśmy nigdy do siebie wielką sympatią. Byłem przyzwyczajony do innego stylu działania. Nie tego zza biurka, a jeżdżenia po kraju i rozmawiania z ludźmi. Tego nauczył mnie właśnie Przemysław Gosiewski, podobnie jak tego, by mieć własne zdanie i bronić swoich poglądów. Pewnie dlatego nie potrafiłem się dostosować.
– Ale, jak rozumiem, nadal jakaś sympatia została… W końcu znalazł się Pan w Zarządzie SSE „Starachowice”, a nie ma co się czarować, w każdej spółce Skarbu Państwa decydujący głos mieli i mają przedstawiciele opcji rządzącej…
– Nie wstąpiłem do żadnej innej partii, ale też nigdy nie ukrywałem swoich sympatii. Było to zresztą przyczyną zwolnienia mnie z Centrum. Naiwnie sądziłem, że moja praca obroni się sama i że im więcej będę się starał, tym więcej ludzi – mimo moich sympatii – w końcu się do mnie przekona. Pracowałem 7 dni w tygodniu, spędzając tu cały czas. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego z żoną. Ona to rozumie, jest adiunktem na uniwersytecie kieleckim i pracuje często w weekendy. Niemal w każdą sobotę albo niedzielę zabierałem ze sobą córkę, a żona kiedy nie miała zajęć dołączała do nas. W domu rzadko bywaliśmy. Moja córka nadal się czasem pyta kiedy pójdziemy do Centrum. To był nasz drugi dom. Ale trzeba powiedzieć, że było to też konieczne, bo w innym razie Centrum by nie powstało. Wiem, że wsparcie rodziny będę miał również teraz.
– Czyli najbliższe weekendy spędzać Pan teraz będzie na… wycieczkach z rodziną po strefie?
– To bardzo fajny sposób na spędzanie wolnego czasu, ale też na znalezienie pomysłu na strefę. Wprawdzie działa ona od dawna, ma osiągnięcia i swoją markę, ale musimy ją wzmocnić poprzez wzbogacenie oferty. A trudno robić to z gabinetu, siedząc za biurkiem.
– Odbył Pan już jakieś spotkania z przedsiębiorcami?
– Jak dotąd już z dwoma. Na razie spotykam się głównie z samorządami, zabiegającymi o poszerzenie strefy. Świeżo po moim wyborze dyskutowałem z władzami Połańca. Byłem także w Staszowie, gdzie oglądałem tereny, które mają zostać włączone do strefy. Sprawy się przeciągają, co trochę mnie martwi, bo przecież pieniądz nie lubi czekać. Widziałem się także w wójtem Piekoszowa, w którym brakuje infrastruktury. Dyskutowaliśmy o tym, jak wspólnie o nią zabiegać. Mam pewien pomysł, który przedstawiłem już w piątek. Ten tydzień dałem sobie na zapoznanie z dokumentami oraz planami finansowymi. Dla mnie Specjalna Strefa Ekonomiczna „Starachowice” jest częścią miasta i jeśli mówimy o jej rozwoju, to trzeba też myśleć o rozwoju infrastruktury miasta, zarówno drogowej, jak kulturalnej. Bo gospodarka w XXI w. nie sprowadza się tylko do proponowania terenów czy ulg, ale stworzenia takich warunków, które spowodowałyby w perspektywie, że powstanie tu wydział politechniki albo uniwersytetu. Szkolnictwo zawodowe nie może kończyć się dzisiaj na zawodówce, ale powinno sięgać szczebla wyższego.
– Zarząd SSE „Starachowice” chce w tym uczestniczyć?
– Nie tylko chce, ale nawet musi. Reindustrializacja daje ogromne szanse na odrodzenie idei COP oraz wykorzystanie północnej części województwa świętokrzyskiego jako obszaru przemysłowego. Bardzo dobrym pomysłem było podpisanie porozumienia, dającego możliwość sięgnięcia po środki przez powiaty: starachowicki, skarżyski i ostrowiecki, w ramach obszarów strategicznej interwencji. Musimy być bowiem przygotowani z planami na środki zewnętrzne. Musimy wiedzieć, jak mają wyglądać Starachowice w 2023 r., będzie to bowiem moment, w którym wszystkie inwestycje unijne będą musiały być rozliczone. W tej chwili jest dobra pora, aby poprosić samorządowców, by pokazali nam swoją wizję.
– A jak Pan widziałby strefę w 2023 r.?
– Jako dzielnicę gospodarczą, podobną do tej, którą od kilku lat tworzy w Kielcach prezydent Wojciech Lubawski, w ramach Kieleckiego Parku Technologicznego. To musi być nowoczesna infrastruktura, nowoczesna architektura, to muszą być usługi w otoczeniu biznesu, które będą powodowały, że życie nie będzie się tutaj kończyć z zamknięciem zakładów. To musi być taka dzielnica, jaką mamy dziś w Manchesterze albo w Madrycie. Przy odpowiednim wykorzystaniu potencjału, mogłaby powstać…Dzisiaj jest na to czas!
– Starachowice drugim Manchesterem…? Odważna wizja…
-Trudno o lepszy wzorzec. Miałem okazję być tam przez tydzień, w 2010 r. Jest tam nauka, są tam przedszkola, uczelnie wyższe. Są miejsca, w których można spędzać wolny czas, po to, by lepiej móc utożsamiać się z tą dzielnicą. To nie jest tylko miejsce do pracy. To miejsce, w którym ludzie chcą żyć, bo po to jest gospodarka. To są otwarte drzwi do stabilizacji. I taka dzielnica miałaby dać nam spokojne życie…Pani, jak widzę, mi nie dowierza…Ale już na jesieni chcemy zaprosić tu specjalistów z całej Polski z zakresu architektury, kultury i wielu innych, aby mogli się wypowiedzieć w zakresie potencjału naszego miasta. W ramach projektu Pracownia Miast, będą mogli poznać Starachowice i zastanowić się wspólnie, jak wykorzystać jego atuty.
– Fakt. Jestem nieco sceptykiem. Ale pomysłów było już wiele, także w zakresie prywatnych biznesów. Żeby daleko nie szukać, wystarczy przypomnieć koncepcję wykorzystania znajdującej się po sąsiedzku wieży ciśnień. Wszystko jak dotąd rozbija się o pieniądze…
– Dzień dobry, nazywam się Marcin Perz. W ciągu 5 lat zdobyłem 20 mln zł na 11 projektów.
– Oby co najmniej tyle wpłynęło do Starachowic…
– Myślę, że partnerami muszą być samorządy, bo mamy wiele pięknych obiektów, które mogłyby uzupełniać naszą ofertę. Dlatego musimy tu współpracować.
– A czego Pan dzisiaj by sobie życzył?
– Najbardziej chyba otwartości, ale też życzliwości i zrozumienia ze strony ludzi. Bez tego może być trudno…
– To fakt. Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *