SZARŻUJĄ MIĘDZY DOMAMI

Getting your Trinity Audio player ready...

Ulica Wesoła w Starachowicach kiedyś była małą i cichą dróżką, stanowiącą jedynie dojazd do znajdujących się przy niej posesji. Dzisiaj jest rozjeżdżana przez samochody, które chcąc zaoszczędzić sobie na trasie, nie jadą do skrzyżowania przy stacji Statoil, skręcają między domami, aby po chwili być na Kieleckiej. Stwarzają tym jednak duże niebezpieczeństwo dla mieszkających tam ludzi, a w szczególności dzieci.
Z problemem przyszli do GAZETY mieszkańcy, którzy mają już dość ciągłego ruchu, który nasila się zwłaszcza w godzinach szczytu, między 13.30 a 16.30, tzn. kiedy kończą się zmiany w firmach.
– Strach wtedy wyjść nawet z domów, bo samochody jeżdżą tuż pod bramami – mówi jeden z mieszkańców. Łatwo sobie to wyobrazić, bo uliczka jest dosyć wąska. Nie sposób, aby minęły się na niej dwa samochody. Gdy jeden jedzie do góry, drugi musi się cofnąć na górkę, o ile jest jeszcze gdzie. W najgorszym razie zostaje mu wjazd na podwórko, jeśli któryś z mieszkańców nie zamknął bramy.
– To przecież chore – twierdzą mieszkańcy, którzy czują się więźniami we własnym domach.
– Człowiek nie może bezpiecznie wyjść na podwórko, albo dojść do ulicy, bo zawsze kręcą się samochody – przekonują w rozmowie. – A jak wypuścić tu dzieci? Wystarczy, że któreś pobiegnie za piłką i już tragedia. Przy naszych domach nie ma chodnika, bo droga jest na to za wąska, ale mogą jeździć nią samochody, przecież to absurd! – uważa mieszkaniec.
Złożyli stosowne pismo w Urzędzie Miasta, najpierw o postawienie tam spowalniaczy, a potem o zmianę oznakowania, by nie mogły tam wjeżdżać inne pojazdy oprócz tych mieszkańców. Wiele jednak tym nie wskórali.
– Nie można ustawić tam spowalniaczy ze względu na duży spadek terenu. Auta wjeżdżające pod górę miałyby problem z podjechaniem tam w zimie, co rozumiemy – przyznał mężczyzna. Na wprowadzenie zakazu ruchu z wyłączeniem mieszkańców zgodzić nie chcieli się urzędnicy, tłumacząc że w razie potrzeby muszą mieć dojazd też służby.
– Nie mamy nic przeciwko służbom, ale nie chcemy się zgodzić, by droga, która stanowi dojazd do naszych posesji, stała się drogą ogólnodostępną, bo stwarza to zagrożenie dla naszych dzieci. Na górce znajduje się zresztą rodzinny dom dziecka, czego zdaje się nikt nie dostrzegać, choć momentami jest niebezpiecznie. Potwierdza to zresztą prowadzący go Roman Kęszczyk, który codziennie wyprawia do szkoły siedmioro dzieciaków. Codziennie boi się, czy coś się im nie stanie.
– Ruch jest tu duży, a samochody jeżdżą dość szybko. Wielu tłumaczy, że do posesji, co nie jest prawdą. Większość chce szybciej dostać się na ul. Kielecką, podczas kiedy mieszkańcy nie mogą nawet wyjechać z domów. Sam często muszę cofać się na podwórko, bo z góry jedzie jakiś samochód. Wielu do tego jeszcze ubliża, a nawet grozi. Mówiłem o tym dzielnicowemu. Miały być tutaj częstsze patrole, ale na razie ich nie widziałem. Szkoda, bo może niektórych by odstraszyły. Wkrótce zrobi się ciepło. Warunki do jazdy będą już lepsze i znowu się zacznie… codziennie sznur samochodów, a przecież tutaj są małe dzieci. Często przyjeżdżają do nas też inne dzieci, z którymi przyjaźnią się w szkole. Jeśli nic się nie zmieni, skończy się na tym, co w zeszłym roku: będziemy musieli zakazać im zabaw przed domem w godzinach szczytu, bo jak inaczej zapewnić im bezpieczeństwo? – zachodzi w głowę mężczyzna.
Problem zgłoszono już Straży Miejskiej, która przedstawiła go Komisji Bezpieczeństwa i Porządku w powiecie, ale żadne decyzje póki co nie zapadły. Będziemy więc dalej przyglądać się sprawie i śledzić jak się zakończy, bo nikt chyba nie chce, by doszło tam do tragedii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *