ZABRAKŁO SZCZĘŚCIA, BO TALENT MA NIEBYWAŁY

Getting your Trinity Audio player ready...

Z muzyką związana jest od najmłodszych lat, a miłość do niej z pewnością odziedziczyła po rodzicach – rozśpiewanej mamie Agnieszce i równie muzykalnym tacie Marku, który pełni funkcję honorowego sołtysa Wąchocka. Mowa o Aleksandrze Samsonowskiej, 21 – letniej studentce pierwszego roku wokalistyki jazzowej w bydgoskiej Akademii Muzycznej. W styczniu br. wzięła udział w castingu do popularnego „dwójkowego” show „The Voice of Poland”. I choć nie udało jej się zagościć w gronie uczestników czwartej edycji programu, to nie traci zapału i zapowiada: „Następna edycja jest moja”!
Gry na skrzypcach uczyła się już w szkole podstawowej, równocześnie z nauką w SP nr 6 w Starachowicach ukończyła starachowicką Szkołę Muzyczną I stopnia. Tam gry na skrzypcach uczyła się pod okiem Grażyny Ostrach. Wiedziała jednak, że to nie jest do końca to, co chce robić w życiu.
– Nie chciałaś grać na skrzypcach, a jednak utrzymywałaś, że żadne inne studia nie wchodzą w grę. Skąd takie przekonanie?
– Przyznaję się, że to nie było właśnie to, o czym marzyłam, ale wiedziałam, że żadne inne studia nie wchodzą w grę, bo ja nic innego nie umiem, a poza tym byłabym przynajmniej w mieście, które bardzo lubię i w którym się dobrze czuję. Miałam nadzieję, że będzie we wrześniu dodatkowa rekrutacja i że wtedy się już spokojnie dostanę. Czekając na nią zaczęłam koło lipca chodzić na zajęcia do Studia Piosenki w SCK. Od wielu, wielu lat marzyło mi się śpiewanie, ale moi rodzice mi powtarzali, że ja się do tego w ogóle nie nadaję, że ja nie mam głosu, nie mam odpowiednich warunków i że muszę się trzymać skrzypiec, bo to moja jedyna droga.
– A jednak postawiłaś na swoim i studiujesz wokalistykę.
– Było wiele imprez, w których brałam udział wspólnie z rodzicami, ale nigdy mi nie pozwalali śpiewać, zawsze tylko grałam. Chyba właśnie to obudziło we mnie taki bunt i chęć pokazania, na co mnie stać. Myślę że gdybym już wcześniej mogła śpiewać, to też chętniej bym grała na skrzypcach, a tak… zawsze miałam poczucie, że muszę na nich grać i że przez to nie wolno mi robić czegoś, o czym marzę – czyli śpiewać.
– Wiem, że po drodze na wymarzony wydział bydgoskiej AM miałaś kilka „przygód”
– Tak to prawda. Na początku próbowałam dostać się oczywiście na skrzypce, ale nie udało się. W oczekiwaniu na dodatkową rekrutację całe dnie spędzałam w starachowickim studiu piosenki z nadzieją, że tym razem mi się uda. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że rekrutacja, owszem, jest prowadzona, ale na wszystkie kierunki oprócz…skrzypiec. Przeglądając listę, natrafiłam na wydział jazzu i wokalistykę. Postanowiłam spróbować i udało się. Byłam bardzo szczęśliwa.
– Ty tak, a rodzice? Jak przyjęli wiadomość, że ich ukochana córka – skrzypaczka wybrała jednak śpiew?
– Rodzicom o moim pomyśle nie powiedziałam nic. Nie wiedzieli, dopóki nie zadzwoniłam powiedzieć, że się dostałam. Pamiętam, że jeszcze 2 dni przed moimi egzaminami wstępnymi graliśmy koncert nad morzem i bałam się, że nie dojadę na ten egzamin, ale dojechałam. Poszłam, zaśpiewałam i jakimś cudem się dostałam. A teraz jestem najszczęśliwszą na świecie studentką pierwszego roku wokalistyki jazzowej w AM w Bydgoszczy.
– Właśnie, rodzice… pomówmy teraz o nich. Muzyka od pokoleń płynie we krwi rodziny Samsonowskich…
– Tak, moi rodzice głównie śpiewają, ale tata gra też trochę na gitarze, akordeonie i klawiszach. Moja młodsza siostra Marysia ma na swoim koncie przygodę z fortepianem, a później uczyła się grać na perkusji. Dobrze jej szło, ale chyba straciła zapał (śmiech). Mam jeszcze brata, który postanowił iść w moje ślady i jest teraz w pierwszej klasie skrzypiec szkoły muzycznej.
– Śpiewasz od niedawna, bo dopiero niewiele ponad pół roku, a już masz na swoim koncie wiele sukcesów.
– To prawda, ale tym największym jest to, że dostałam się na AM. Wspomnę też o drugim miejscu w Ogólnopolskim Konkursie Kolęd i Pastorałek „Staropolskie Kolędowanie, gdzie akompaniował mi Andrzej Śliwa. Ponadto razem z tatą dużo udzielałam się w Miejsko – Gminnym Ośrodku Kultury w Wąchocku, gdzie w 2012 roku zorganizowałam Rockowo – Jazzowe Zaduszki. Można mnie było też usłyszeć przez cale lato w wielu starachowickich knajpkach. Oczywiście, do tej listy muszę dopisać jeszcze jeden: udział w The Voice…
– O castingu dowiedziałaś się od siostry. Pojechała tam razem z tobą?
– Nie tylko ona. Do Warszawy na „Przesłuchania w Ciemno”, które odbywały się w ramach pierwszego etapu programu pojechało ze mną prawie dwadzieścia osób (śmiech). To fakt, o castingu dowiedziałam się od niej i pomyślałam, dlaczego by nie spróbować.
– Wiem, że dość długo czekałaś, aby wreszcie wejść na scenę i zaśpiewać przed jury, ale dzięki temu poznałaś wielu interesujących ludzi.
– Spędziliśmy tam calutki dzień. Przyjechaliśmy o 8.00 rano, a weszłam śpiewać około 21.00. W międzyczasie nagrywaliśmy różne zajawki, moje wejścia, zejścia, wywiady itd… Było długo i męcząco, ale wspaniale. Poznałam dużo fajnych ludzi, od ekipy technicznej, poprzez innych uczestników, do gwiazd tego programu. Szczególnie mila i sympatyczna jest Marika, naprawdę fantastyczna osoba, taka zwyczajna…
– Jaką piosenkę zdecydowałaś się zaprezentować komisji? Znając cię, pewnie było to coś niekonwencjonalnego…
– Zaśpiewałam bardzo starą i bardzo trudną piosenkę pt. „Pamiętasz, była jesień”. Nawet pomimo tego, że żaden z trenerów się nie odwrócił, to dla mnie sam występ w tym programie i to, że mogłam przed nimi zaśpiewać, jest już ogromnym sukcesem. Ludzie, którzy na ogół przychodzą do takich programów śpiewają latami i mają ogromne doświadczenie. Kiedy przyznałam się trenerom, jak długo śpiewam, to Justyna Steczkowska wstała, żeby mnie uściskać i tak samo jak wcześniej Marysia Sadowska, kazała mi się kształcić w tym kierunku dalej.
– Rozumiem, że mimo wszystko nie żałujesz tych kilkunastu godzin spędzonych na przesłuchaniach?
– Absolutnie tego nie żałuję. Poznałam fantastycznych ludzi, kazali mi wrócić, więc na pewno wrócę. Śmieję się, że teraz, kiedy już wiem jak to wszystko wygląda, to mogę się lepiej przygotować i następna edycja jest moja.
– Oprócz śpiewania i skrzypiec masz jeszcze jedną pasję, to fotografia.
– Tak, fotografuję czysto amatorsko i bardzo to lubię. Zawsze byłam strasznie sentymentalna, a fotografia to właśnie coś, co trochę pozwala zatrzymać czas. Coś, co jest utrwalone na zdjęciu i już zawsze tam takie pozostanie. Fotografowanie ma ogromną moc uspokajania mnie. Co by się nie działo, to kiedy wezmę aparat do rąk – świat mógłby właściwie przestać istnieć, do tego stopnia mnie to wciąga i pochłania.
– Co najbardziej lubisz fotografować?
– Raczej kogo (śmiech). Najbardziej lubię robić zdjęcia ludziom, a już szczególnie z zaskoczenia, kiedy osoba, którą fotografuję, nie ma o tym pojęcia, bo wtedy zawsze najłatwiej „złapać” emocje.
– Masz swoich ulubionych modeli, z którymi najlepiej ci się pracuje?
– To moja chrześnica, Michalina, która jest prześliczna i naprawdę niesamowicie sprawdza się w tej roli, choć ma dopiero 5 lat.
– Masz wiele talentów i pasji, przed tobą ogrom pracy na studiach. Czego mogę ci życzyć na zakończenie rozmowy?
– Moje plany, to przede wszystkim skończyć szczęśliwie te studia i zrobić karierę. Spełniam się w tym, jestem skłonna wszystko dla tego poświęcić, więc nie może się nie udać. Aktualnie pracuję nad dwoma płytami, zbieram teksty, komponuję. Jedna będzie autorska, natomiast na drugiej znajdą się standardy jazzowe i będzie nagrana w Niemczech. Tak więc życz mi dobrych wyników w nauce oraz tego, żeby moja kariera szybko się rozwinęła.
– Tego właśnie ci życzę i dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *