Z radością witamy na świecie Marcela Michalskiego, syna Sylwii Michalskiej! Życzymy mu zdrowia, szczęścia i mnóstwa radosnych chwil wraz z ukochaną rodziną. 🌟👶🎉

SĄSIEDZKIE PROBLEMY

Getting your Trinity Audio player ready...

Mieszkanki jednego ze starachowickich osiedli, nie cieszącego się w mieście najlepszą opinią, w e- mailu do redakcji opisały swój kłopot związany z mieszkającą w pobliżu rodziną. Twierdzą, że są przez nią prześladowane groźbami i wulgaryzmami. I to nie tylko przez dorosłych.
– Mieszkańcy są szykanowani i obrażani nawet przez dzieci od 4- latka poczynając na 14 – latku kończąc. Zgłaszaliśmy to do dzielnicowego osiedla, który jak mówi nie jest w stanie nic zrobić, ponieważ sprawa tej rodziny trafiła już do sądu rodzinnego, a my powinniśmy sądzić się nimi z powództwa
cywilnego. Ale na razie każdy się tego obawia, bo jest zastraszony, gdyż
ojciec tej rodziny pije, odgraża się i wyzywa wszystkich począwszy od najstarszych mieszkańców, a kończąc na dzieciach. Postanowiliśmy napisać do GAZETY, bo może znajdzie się w końcu sprawiedliwość. Bo tak być nie może, żeby ludzie bali się nawet otworzyć drzwi od domu, gdyż może się stać
nieszczęście. Należy nam się spokój i normalne życie, bo nie każdy w tej dzielnicy jest taki, z jakich ludzi ta dzielnica słynie – czytamy w korespondencji do redakcji.
Odwiedziliśmy autorki e- maila, które zastrzegły sobie nie ujawnianie ich danych osobowych w artykule. W rozmowie kobiety potwierdziły to, co już napisały do „Gazety”. Jedna z nich, najmocniej skarżąca się na agresję ze strony sąsiadów mówi, że wszystko zaczęło się od fałszywego przekonania pana domu.
– Wymyślił sobie, że ponoć zadzwoniłam na policję i doniosłam, że u nich w domu jest libacja. To kompletna głupota, bo nawet w gazetach podawali, że to córka i babcia dzieci prosiły o pomoc. I dlatego przyjechały radiowozy. Dzielnicowy też może potwierdzić, że to nie z mojego telefonu było dzwonione – zapewnia kobieta.
Sąsiad jednak nie uwierzył i zaczął się mścić.
– Stałyśmy z koleżanką na ganku z naszymi rodzinami. I zaczęło się od wyzwisk na k…. – opowiada mieszkanka.
– Byłam przy tym i słyszałam – potwierdza znajoma kobiety.
– Potem potrafił nawet stać pod jej oknem i się wydzierać – dodaje.
– Niedawno jak wracałam do domu złapał mnie za szyję i zaczął dusić. Zaczęłam się bronić i zadrasnęłam mu twarz. To proszę sobie wyobrazić, że on na mnie złożył skargę do dzielnicowego. Jego partnerka też psuje mi opinię. Wygaduje na mnie różne bzdury w MOPS – i na mieście, a potem to dociera do mojej rodziny. Całkiem odwrócili sytuację – skarży się prześladowana.
Obie kobiety mówią, że do wulgaryzmów i agresji przyłączyły się też małoletnie dzieci sąsiadów.
– Nie okazują żadnego szacunku. Ośmioletnia córka, a nawet czteroletni syn już używają przekleństw, gdy nas widzą. Najstarszy syn skopał mi psa – mówi jedna.
– Moją córkę ta dziewczynka pobiła w szkole. Jej matka na cały głos potrafiła się wydrzeć, że moje dziecko jest k…, która zadaje się z całą ulicą. Tak się zwraca do dziewczynki, która jest w wieku jej córki! Moje dziecko wraca do domu całe splute, zaczęło się już moczyć w nocy – dodaje druga.
– Nawet nagrałam wyzwiska tych dzieci na komórkę. I tak jest codziennie – mówi udręczonym głosem nasza pierwsza rozmówczyni.
O ocenę przedstawionego konfliktu poprosiliśmy policję. Dzielnicowy monitorujący tę część Starachowic mógłby z pewnością służyć najbardziej wyczerpującymi informacjami. Do rozmowy z „Gazetą” został jednak wyznaczony oficer prasowy nie znający bezpośrednio ani sprawy, ani tamtejszego środowiska. Z komunikatu, jaki nam przekazał trudno wyrobić sobie zdanie na temat tego, kto w tym sąsiedzkim sporze może mieć rację.
– W sprawie obraźliwych słów, które miały być kierowane pod adresem osoby zgłaszającej (czyli naszej głównej rozmówczyni- przyp. autorki) policjant udzielił porady prawnej. Wyjaśnił, że ta pani powinna zgłosić sprawę do sądu, ponieważ znieważenie ścigane jest na wniosek pokrzywdzonego. Ponadto dzielnicowy odbył rozmowę z obiema stronami konfliktu, pouczył je co do właściwego zachowania się względem siebie. Sytuacja jest cały czas przez niego monitorowana. Jeśli doszłoby do gorszych incydentów, należy to zgłosić jemu lub poinformować dyżurnego funkcjonariusza, który wyśle patrol do udzielenia pomocy – poinformował Sebastian Śpiewak, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach.
Sytuacji nie ułatwiła nam też druga strona, czyli mężczyzna i jego partnerka. Odwiedziliśmy ich prosząc o rozmowę, ale stanowczo odmówili komentowania sprawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry