SERCE BOGU, UŚMIECH LUDZIOM…

Getting your Trinity Audio player ready...

Urodził się w Wąchocku w 1933 roku. W kwietniu 1958 roku w Poznaniu, młody Franciszek Szczykutowicz przyjął święcenia kapłańskie. Jako wikary pracował w parafiach w: Chociwlu, Suchym Lesie, Poznaniu, Szczecinie i w Lubaczowie. W latach 1958 – 1967 był inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa i zatrzymany w areszcie za rozpowszechnianie „wrogich władzy ludowej” publikacji oraz za otwarte sprzeciwianie się likwidacji nauki religii w szkołach.
Wyjechał z kraju, by nauczać Słowa Bożego za granicą, skierowany na misję przez Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. Utrzymywał stałe więzi z Polską i rodzinnym Wąchockiem. Ma tu rodzinę, przyjaciół i znajomych. Wspiera również materialnie wąchocki klasztor.
Uchwałą Rady Miejskiej w Wąchocku, 9 sierpnia 2009 roku, otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta i Gminy Wąchock. Jubileusz 60 – lecia księdza prałata stał się powodem, by z dalekiej Ameryki znowu zagościć w kraju i świętować z rodziną i znajomymi.
* * *
– To przyjemność gościć księdza prałata w progach Gazety Starachowickiej, dziękuję, że znalazł ksiądz czas na spotkanie ze mną. Wiem, że każdy pobyt w kraju, to napięty grafik księdza prałata.
– To prawda, ale Gazetę Starachowicką czytam w Ameryce i jak tylko wywiad się ukaże, będę go pokazywał.
– Często ksiądz prałat gości w Ojczyźnie, wraca do niej?
– Moje plany przewidziane są następująco: zimą wracam na Florydę, a od czerwca do połowy września chcę bywać tu, w Polsce, w Wąchocku. I oczywiście zwiedzać kraj. Bardzo chcę poznać wschodnie tereny Polski. Wąchock jest bazą, z której startuję.
– Tu księdzu przerwę na chwile… Spoglądam w metrykę: wiek piękny i słuszny, a wigor, jak u nastolatka. Skąd ksiądz bierze tę siłę? Same przeloty Stany Zjednoczone – Polska są męczące.
– Jak tutaj się jedzie jest lżej, z zachodu na wschód, czyli siłą rzeczy się śpi i śniadankiem w Polsce można rozpocząć dzień. Lecąc na zachód, leci się pod słońce. Różnica czasu powoduje zaburzenie funkcjonowania. A energię czerpię ze słońca! I dobrych, świeżych owoców.
– Sześćdziesiąt lat służby kapłańskiej. Gdyby ksiądz prałat zechciał podsumować te lata to…
– Kochać ludzi i służyć tym ludziom. Za tę służbę w 1958 roku, 13 października, dostałem batem przez władze rządowe. Zostałem aresztowany (…), żądano trzech lat więzienia, bo występowałem przeciwko władzy ludowej.
– Ale w jaki sposób? Bo niósł ksiądz posługę kapłańską?
– Dlatego że chodziłem do szpitala w Pyrzycach i rozdawałem kopię listu, który pisali Paulini do Rady Państwa, po siłowej likwidacji drukarni na Jasnej Górze. Dali im jedną maszynę do użycia, bili zakonników. I ktoś z tego szpitala powiedział swoim władzom, że jestem taki „niebezpieczny człowiek” i mówię rzeczy nieprawdziwe. A przecież były prawdziwe. I pewnego dnia, po nabożeństwie, przyszło trzech panów, zrobiło rewizję mojego pokoju. I podczas tej rewizji znaleźli dwadzieścia kopert przygotowanych do wysyłki m.in. do Anglii, Niemiec i Francji. I to im się nie podobało (…). I prokurator powiedział mi, że będę siedział 3 lata, ale po 48 godzinach przyszedł jakiś jegomość, który powiedział mi, że będę rozmawiał z kimś innym. To był prokurator wojewódzki, który powiedział mi, że zostanę przeniesiony, ale uniknę odsiadki. Dowiedziałem się potem, dlaczego on to zrobił. Bo w parafii, do której należała jego matka, ja co tydzień chodziłem do niej z komunią. Gdy już byłem w Szczecinie, udzieliłem jej też ostatniego namaszczenia, a gdy umarła odprawiłem pogrzeb. Potem zostałem zaproszony na kawę i on mi przypomniał, że to on mnie zwolnił.
– To były ciężkie czasy. Jak wy, młodzi księża, którzy przeżyli wojnę światową, chcieli nieść posługę kapłańską, czuliście się, gdy uświadamialiście sobie, że władza zamyka się na wiarę, na kościół, a księża są inwigilowani?
– To był jakiś wewnętrzny bunt przeciwko władzy. A gdy po jakimś czasie miałem wyjechać do Londynu, do mojego brata, wtedy miałem spotkanie z jednym panem. Powiedział, że nie ma problemu, bym wyjechał, ale mam podpisać…
– Lojalkę?
– Tak, lojalkę. Powiedział „podpisz, będziesz należał do Księży Patriotów, będziemy ci płacić, a ty nam dasz listę dzieci, które chodzą na religię”. Powiedziałem, że nie podpiszę, że w takim razie nie chcę jechać. Kazał mi przemyśleć sprawę, bo zapowiedział, że za miesiąc się spotkamy. Przez sześć lat mnie tak trzymali, nie pozwalali wyjechać.
– Przez ten okres „grali” się księdzem? Że pozwolimy wyjechać, ale…
– … muszę współpracować i przynosić listę tych dzieci. W Szczecinie była wielka baza wojskowa i oczywiście większość z tych rodzin przyprowadzało dzieci na religię. A przecież oni dobrze wiedzieli kto, ale ode mnie konkretnie chcieli mieć tę listę. Ale ja nie dałem.
– Ale byli tacy, co by dali i mieli spokój. A u księdza, co zadziałało? Honor, wychowanie?
– Ważniejsze są prawa boże, nauka religii, a ja nie muszę wyjeżdżać. A moralnie to było zobowiązanie, by dawać świadectwo tym ludziom, którzy mnie popierali. Podam przykład, żona kapitana zorganizowała wizytę duszpasterską, razem z koleżankami zaprosiły mnie do domów, by je pobłogosławić. To wtedy było niemożliwie, a ja z kolędą poszedłem do bazy wojskowej. Potem jego, jako kapitana, przeniesiono ze Szczecina na wschód. I nigdy nie był już promowany. Jego koledzy dostawali wyższe stopnie oficerskie, a on odszedł na emeryturę. Odwiedziłem ich, to była dzielna kobieta, w każdą niedzielę dwoje dzieci przyprowadzała na religię. Dostawali za to baty. Zapłacili za wiarę bardzo wysoką cenę.
– Dziewięć lat inwigilacji, sześć lat starania się o paszport i o uzyskanie pozwolenia na wyjazd. Jak w końcu się udało?
– Zostałem przeniesiony z Lubaczowa do Suchego Lasu. I tam była szkoła podstawowa, a starsze dzieci jeździły do Poznania. Czterysta dzieci, żadnej salki katechetycznej. A trzeba zorganizować religię! Kancelaria, jakiś pokój wypoczynkowy, trzecie miejsce: kościół. I w tych trzech miejscach człowiek uczył. Ale, któregoś dnia przychodzi do mnie żona dyrektora szkoły i mówi, że mąż robi plan lekcji, a ja mam się nie martwić, bo układ zajęć będzie tak ułożony, że jedne dzieci będę przed szkołą miały religie, a drugie po. Dzięki temu, przez trzy lata miałem prawie stuprocentową frekwencję dzieci. Przyniosło to taki skutek, że po złożeniu podania z prośbą o wyjazd, za trzy miesiące otrzymałem paszport. To był cud.
– Czyli można powiedzieć, że frekwencja pomogła księdzu?
– Im chodziło o to, by te dzieci nie miały religii, nie chodziły do kościoła. A one chodziły do kościoła, miały mszę specjalną dla młodzieży, mówiłem kazania dla tych dzieci. Ja ciągle byłem podsłuchiwany i pewnie ktoś stwierdził, że robię robotę, która im szkodzi.
– Żal było wyjeżdżać z kraju?
– Na początku myślałem o wyjeździe do brata, a potem, skoro dali mi ten paszport konsularny, że skoro legalnie mogę wyjechać z kraju, to przełożeni dali mi misję w Kanadzie. U brata byłem sześć tygodni, a potem wyleciałem do Kanady. Tam spotkałem Polaków, to była ogromna radość, że nie stracę kontaktu z rodakami. Po sześciu miesiącach zostałem przeniesiony do Stanów Zjednoczonych.
– Jaka okazała się ta Ameryka, którą w czasach PRL-u władze przedstawiały jako wrogie imperium?
– Samochody, drogi, mieszkania dla biednych, które opłacał rząd. Tak mi się szeroko oczy otwierały!
– A stonka była?
– (ze śmiechem) Nie, tutaj nie chodziła. Ale dzięki pracy można było zarobić dobre pieniądze.
– A propos pracy. Czy ksiądz znał język angielski wyjeżdżając na posługę do Ameryki Północnej, czy nauczył się go będąc już na miejscu?
– Wyjeżdżając z Polski znałem tylko jedno wyrażenie: I love you (kocham cię – przyp. red.).
Trochę angielskiego poznałem będąc u brata w Anglii. Wołał mnie przed telewizor i oglądaliśmy Bonanzę. Pierwszy raz poszedłem do szkoły nauki języka angielskiego w Kanadzie. Ten kraj wszystkim, których przyjmuje na pobyt, gwarantuje kurs języka angielskiego. Zapewnili pobyt, cenili fachowość, ale wymagali sześciogodzinnej codziennej obecności w szkole, by nauczyć się języka. Po sześciu miesiącach już lepiej pisałem po angielsku. U sióstr polskich, u których byłem zakwaterowany przy domu opieki dla osób starszych, początkowo odprawiałem msze po łacinie. Któregoś dnia przyszedł wikary i mówi, że proboszcz jest chory. Zapytał, czy mógłbym pomóc i odprawić mszę świętą w zastępstwie. Dla mnie było oczywiste, że ma być po łacinie, ale on zaprotestował, że msza ma być po angielsku. Zabrał mnie do biblioteki, dał taśmy i płyty z nagranymi modlitwami. Kazał mi słuchać i powtarzać. Pod koniec tygodnia przyszedł i kazał mi czytać po angielsku, po czym oświadczył. że było w porządku i następnego dnia mam odprawić mszę. Odprawiłem ją, ale byłem calutki mokry. To była dobra lekcja.
– Czyli się udało?
– No, bardzo się udało. Były bodźce, który mówiły: Franek, ucz się angielskiego, bo oni nie będą się uczyć polskiego… Potem zostałem przeniesiony na polskie parafie (…). Któregoś dnia siedzimy we dwóch z miejscowym proboszczem i oglądamy telewizję i nagle krzyczę: ja rozumiem! Takie objawienie, że wreszcie zrozumiałem.
– W 1974 roku otrzymał ksiądz amerykańskie obywatelstwo. Jest podwójne?
– Tak, mam podwójne obywatelstwo polsko – amerykańskie (…). Trzeba tylko w oświadczeniu zaznaczyć, czy nazwisko chce się w paszporcie amerykańskim zachować po polsku, czy to po angielsku. Powiedziałem, że zostaję przy polskim. Imię w paszporcie, by łatwiej mnie było znaleźć, zamiast Franciszek mam Francis. Przysięga w tym 1974 roku była duża, tym bardziej że na mojej przysiędze był mój tato, był świadkiem tego wydarzenia.
– Floryda przeciętnemu Polakowi kojarzy się ze słońcem, oceanem, różnorodnością kulturową. W 1985 roku ksiądz objął tam parafię. Jakie to miejsce? Ukochał je ksiądz ze względu na klimat?
– Tak, to numer jeden. Grałem w golfa w Michigan, ale tylko przez kilka miesięcy, bo potem jest zima i śnieg. Siedzi się w domu i patrzy w telewizor. A tam ciągle zielono, że sam widok zachęca człowieka (…). Tam pozostałem ze względu na ciepło, na słońce. Śnieg mi już nie odpowiada.
– Parafia w Sunny Hills na Florydzie jest duża?
– Sunny Hills ma cztery kościoły: katolicki, prezbiteriański i dwa baptystyczne. U nas są ludzie, którzy są już emerytami. To jest parafia, która ma specyficzny charakter, ponieważ mieszkają tam i Polacy, i Litwini, Irlandczycy i grupa Niemców. Msze są odprawiane po angielsku.
– Okres bycia proboszczem w parafii w Sunny Hills to 32 lata. W 2017 roku odszedł ksiądz prałat na zasłużoną emeryturę. Cały czas ksiądz mieszka na Florydzie?
– Tak, cały czas. Mieszkam obok sióstr, które opiekują się ludźmi starszymi. Odprawiam mszę świętą dla nich. Dzięki temu dostaję za darmo śniadania i kolacje. Popołudniami odwiedzam starszych parafian, pijemy po koniaczku dla zdrowia. Chodzę z pieskiem na spacer. Wieczorami czytam. Tam sprawy załatwia się albo z samego rano, albo dopiero późnym popołudniem. W ciągu dnia, od godz. 10 do 17.00, jest to niemożliwe, jest za gorąco.
– Pamięć o Polsce, a w szczególności o Wąchocku, jest ciągle w księdzu żywa?
– Jest… Od bratanka Tomasza dostałem kielich na 50 – lecie kapłaństwa, którego używam w ciągu tygodnia. A od rodziców dostałem pierwszy kielich, z okazji moich święceń, tego używam w niedzielę. Nie ma możliwości, żeby nie myśleć o Wąchocku. Każdego dnia w modlitwie trzymany jest symbol miłości rodzinnej, akt wdzięczności. Kiedy siostry śpiewają „Jest zakątek na tej ziemi”, to ściska mi się serce.
– W myślach i w sercu Wąchock?
– Wąchock… Gdy się mnie pytali: gdzie ty masz Polskę? – ksiądz prałat Franciszek Szczykutowicz kładzie rękę na sercu…
– W sercu?
– Tak, w sercu… Oni wiedzą, że flaga Polski musi być wywieszona obok amerykańskiej.
– Otrzymał ksiądz również tytuł Honorowego Obywatela Wąchocka?
– Tak… Mam ten tytuł…
– Ale należy również wspomnieć, że ksiądz jest filantropem. Wspiera i pomaga… Mówię o Opactwie Cystersów, Caritasie, a także osobach prywatnych. To jest potrzeba pomagania tu, w kraju ojczystym?
– W Stanach Zjednoczonych nie ma takiej potrzeby, choć pomagam np. w opłacaniu rachunków. W Polsce, pierwsza rzecz to Wąchock i Opactwo. Są remonty, są potrzeby… I podsyłałem czeki. W klasztorze dałem pieniądze na ołtarz, dziesięć ławek, dwa konfesjonały. Wspomogłem Rataje, gdzie potrzebowali pomocy finansowej na dach. Wysłałem im tabernakulum, którego potrzebowali.
– Pomaga ksiądz również osobom prywatnym…
Ksiądz prałat Franciszek Szczykutowicz pomoc charytatywną osobom prywatnym, uważa za osobistą kwestię i nie chce o tym rozmawiać. Potwierdza tylko, że są takie sytuacje, że na krzywdę ludzką nie jest obojętny.
– Wiem, że księdzu się spieszy, dlatego wrócę do dalekiej przeszłości. Mały Franek od dzieciństwa wiedział, że będzie księdzem?
– Tak. Byłem ministrantem, a księdzem proboszczem przez 40 lat. Ksiądz kanonik Chrzanowski, w szczególny sposób uczył nas religii, a mnie nakierował na Towarzystwo Chrystusowe, czyli na zgromadzenie księży pracujących na emigracji.
– Czy po tylu latach spędzonych za oceanem, mówi ksiądz o sobie, że jest Polakiem w Ameryce, czy też może: jestem Polakiem i Amerykaninem?
– Wszystkim tam mówię: macie być Polakami w domu, ale jak opuszczacie dom macie być Amerykanami. Bo dają chleb, pracę i należą im się słowa podziękowań. Amerykaninem jestem na zewnątrz, muszę komunikować się w tym języku, informacje też otrzymuję po angielsku. Po polsku mówię w domu, do sióstr, podczas mszy.
– Czego życzyć księdzu prałatowi?
– Żeby nogi nosiły…
– Tego życzę i bardzo dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama

Informacje Starachowice i Okolice

Najświeższe informacje z regionu Starachowice i okolic: aktualności, wydarzenia, wiadomości z gmin Wąchock, Pawłów, Mirzec, Brody. Bądź na bieżąco!
Aktualności

Artystyczne „Niespokojne ręce” w UTW

Getting your Trinity Audio player ready... W strukturach Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Starachowicach istnieje sekcja „Niespokojne ręce”. Pod taką oryginalną nazwą słuchacze Uniwersytetu realizują się w działalności ...
Czytaj więcej →
Aktualności

Na ulicy Widok przybywa mieszkań gminnych

Getting your Trinity Audio player ready... Ulica Widok na osiedlu Wzgórze to miejsce, w którym przybywa nowych mieszkań gminnych. Powstają w dawnych budynkach gospodarczych adaptowanych ...
Czytaj więcej →
Historia regionu

Tama na zalewie w Brodach w remoncie

Getting your Trinity Audio player ready... W gminie Brody trwa remont urządzeń hydrotechnicznych na tamtejszym zalewie, prowadzony przez właściciela zbiornika, czyli Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. ...
Czytaj więcej →

Reklama

Dzieci nowonarodzone

Prezentujemy tu zdjęcia i dane noworodków z naszego regionu. Ciesz się razem z nami radością z narodzin i zobacz najnowszych mieszkańców. To wyjątkowe miejsce, gdzie rodzice mogą podzielić się szczęściem z przyjścia na świat ich maluszków.

Reklama

Ogłoszenia

Przeglądaj i dodawaj ogłoszenia
ERROR Template with name template-search-and-list does not exist.

Reklama

Sprawdź

Wydarzenia

Gdzie warto się wybrać

Reklama

Złóż kondolencje

Księga Zmarłych Online

Księga Zmarłych Online
Andrzej Kaczmarski

Andrzej Kaczmarski

Księga Zmarłych Online
Andrzej Gonciarz

Andrzej Gonciarz

Księga Zmarłych Online
Marek Woś

Marek Woś

Lista osób zmarłych
Kondolencje

Lista zmarłych

Reklama

Obejrzyj wideo

Zobacz filmy

starachowicka.pl na YouTube.com

Zespół

Gazety Starachowickiej

Dziekujemy za to, że z nami jesteście
Jarosław Łyczkowski

Jarosław Łyczkowski

Redaktor Naczelny
Katarzyna Ofman

Katarzyna Ofman

Z-ca Redaktora Naczelnego
Iwona Bryła

Iwona Bryła

Dziennikarz
Redaktor - Agata Orłowska

Agata Orłowska

Dziennikarz
Paulina Kosterna

Paulina Kosterna

Specjalista ds. marketingu
Karol Kochańczyk - Redaktor Sportowy

Karol Kochańczyk

Fotoreporter
Konrad Mazur - Redaktor Sportowy

Konrad Mazur

Dziennikarz sportowy
Wioletta Jakubowska - Sekretariat

Wioletta Jakubowska

Sekretartiat